Polska piłka ma chyba nową tradycję – starać się przegrać jak najmniej i liczyć, że rywalowi pójdzie jeszcze gorzej. Tak było rok temu, kiedy modliliśmy się do Argentyńczyków o jak najniższy wymiar kary, tak było dziś, kiedy Raków błagał Atalantę, żeby nie bolało. Niestety – Messi i spółka okazali się sympatyczni, a Muriel i koledzy już nie.
Wobec Rakowa było dużo wyrozumiałości względem jego jesiennych występów – debiutant, jeszcze taki, który nie gra na swoim stadionie, Liga Europy, czyli najwyższy pułap ze wszystkich polskich klubów. Ciężka grupa. No, trudno było oczekiwać cudów.
Niemniej o ile poprzednie porażki traktowało się z mniejszym lub większym zrozumieniem, o tyle dziś trzeba powiedzieć: wstyd.
Atalanta nie grała galową jedenastką, a jednak walnęła cztery bramki, kiedy w pierwszym – dla niej ważniejszym – meczu potrafiła dwa. Poza tym Włosi mieli to spotkanie tak w pompie, że wpuścili na boisko 32-letniego rezerwowego bramkarza. Jego bilans meczów w Serie A wygląda tak:
Widać, że go lubią, bo starają się, żeby chłop na jakimś leszczu dostał parę minut. Jak Atalanta gra z Brescią czy inną Monzą, to stwierdzają – idź, baw się, nawet chwilkę. No i dzisiaj za leszcza został uznany Raków, zresztą bardzo słusznie.
Wszyscy liczyli na równą walkę, coś na wzór ostatniego spotkania ze Sturmem czy poprzedniego ze Sportingiem, a dostali… nie wiadomo co. Błędy w obronie – juniorskie. Racovitan wolniejszy niż wóz z węglem, Jean Carlos rozsądny jak wspinaczka w burzy. W ataku – rany boskie!
Zdarza się być nieskutecznym, ale żeby nie trafić choć jednej sytuacji w drugiej połowie, przecież to kompromitacja. A w pierwszej – jak zwykle, bez celnego strzału. Nie wiadomo, może Raków nie ma pojęcia o tym, że przed przerwą ma prawo atakować. Natomiast jeśli widzi, że Muriel bawi się z nimi jak z dzieciakami, to raczej powinien sobie uświadomić: tak, to dozwolone.
Zatem powtórzmy: dziś wstyd.
Była szansa na awans, bo Sporting dowiózł bez problemu, ale Raków zaprezentował się kompromitująco. Dało się z tej edycji wyciągnąć więcej. Już nie tylko patrząc na ten mecz, ale ogólnie. Brakowało jakości w ofensywie, odwagi przed przerwą. Kompetencji w obronie. Własnego stadionu. Tak, to może wydawać się tanią wymówkę, natomiast odkąd przeprowadził się do Sosnowca, wymęczył ledwie jeden remis. Własny teren w Europie, ha, wszędzie znaczy ogromnie dużo, a Raków go nie ma, gdziekolwiek szukać winnych.
Do tego kontuzje, brak doświadczenia przy takim obłożeniu meczów (Raków zagrał w jedną rundę właściwie cały sezon) i stało się.
Ocena końcowa jest niska, ale przyjęta ze względnym rozumieniem. Natomiast dziś… Ostatni raz – wstyd. Duży wstyd.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Młodzieżowiec, VAR i zagraniczni goście. Zaczyna się zjazd klubów w Jachrance
- „Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”. Beton Górnika pożarł kolejne ofiary
- Trela: Gustafsson w Pogoni – potrzebny
Fot. Newspix