Reklama

Legia zatrzymana w Łodzi. Punkt, który da ŁKS-owi rozpęd?

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

10 grudnia 2023, 17:46 • 4 min czytania 34 komentarzy

Masz 19 lat. Błyszczysz w II lidze – dryblingiem i zamykaniem poszczególnych akcji. Trener pierwszej drużyny cię dostrzega. Daje szansę debiutu w ekstraklasie, od razu w podstawowym składzie. I to przeciwko komu! Premierowy mecz w lidze przeciwko Legii Warszawa to nie są przelewki. Jędrzej Zając nie przeląkł się wielkiej szansy. Ba, wykorzystał ją w 100 procentach! To jego gol – co prawda przypadkowy, ale to ekstraklasa, która na drugie imię ma przypadek, więc nie będziemy się czepiać – dał ostatecznie ŁKS-owi remis w starciu z faworytem.  Jego gol plus niesamowita nieskuteczność Legii – w samej końcówce meczu ukazała się statystyka, pokazująca, że warszawianie oddali 22 strzały w tym…. cztery celne. Sorry, ale z takim wykończeniem to nie wygrywa się nawet z czerwoną latarnią tabeli.

Legia zatrzymana w Łodzi. Punkt, który da ŁKS-owi rozpęd?

Każdy dorosły facet ma mecz, który pomógł mu za dzieciaka zakochać się w futbolu. U mnie takim spotkaniem był Superpuchar Polski z 1994 roku, w którym Legia grała w Płocku z ŁKS-em Łódź. Stary stadion ze zdezelowanymi, obdrapanymi z farby żółtymi ławeczkami gościł herosów rodzimej piłki, bo takimi byli dla niespełna 11-latka Jerzy Podbrożny, Marcin Mięciel czy Wojtek Kowalczyk (gdybym tylko wiedział, że przyjdzie mi z nim kiedyś wspólnie komentować!).

Dziecięcy bohaterowie nie zawiedli – mimo straszliwego, lipcowego upału stworzyli wspaniałe widowisko, wygrane przez Legię 6:4! Włącznie z dzisiejszym meczem obie drużyny potykały się ze sobą aż 150 razy, w żadnym innym spotkaniu nie padło tyle bramek.

ŁKS – Legia 1:1. Tylko Wszołek nie zawiódł w ofensywie gości

Sentyment z dzieciństwa sprawia więc, że za każdym razem, gdy łodzianie mierzą się ze stołecznymi, staram się to spotkanie obejrzeć. Starcie z rundy jesiennej było spektaklem wyjątkowo jednostronnym, zresztą zgodnie z przewidywaniami. Tylko niepoprawni optymiści mogli liczyć, że beniaminek ekstraklasy postawi się przy Łazienkowskiej głodnej sukcesów Legii, mającej w swoim składzie piłkarzy dużo bardziej wysublimowanych, zarówno jeśli chodzi o piłkarską technikę, jak i taktykę. I faktycznie, zawodnicy Kosty Runjaicia zdemolowali rywali 3:0, a wszystkie bramki zdobył Tomas Pekhart. Był to dla niego drugi mecz w klubowej karierze, w którym strzelił przynajmniej trzy gole (Zagłębiu Lubin wcisnął kiedyś cztery).

Dziś też mało kto wierzył w Łódzki Klub Sportowy. Za kadencji Piotra Stokowca drużyna zremisowała mecz, a przegrała pięć. Strzeliła pięć bramek, straciła siedemnaście. Zatrważające liczby, sugerujące wyraźnie, kto powinien w niedzielne popołudnie dominować na boisku w Łodzi. 

Reklama

I rzeczywiście, warszawiacy prowadzili grę. Strzelali na bramkę Aleksandra Bobka raz za razem, głównie z dystansu. Poprzeczka Yuriego Ribeiro, słupek Josue, uderzenie Ernesta Muciego głową z piątego metra prosto w bramkarza ŁKS-u. Jak nie wykorzystujesz takich sytuacji, to nie wygrywasz, po prostu. Legia i tak powinna się cieszyć, że miała w swoich szeregach jednego przytomnego w ofensywie piłkarza, czyli Pawła Wszołka. Gdyby nie on, powrót drużyny do Warszawy byłby jeszcze smutniejszy. To właśnie kadrowicz wyrównał w drugiej połowie. 

Wyrównał, bo w końcówce pierwszej przypomniał o sobie taki zawodnik, jak Dani Ramirez. Wiecie, to ten gość, co kiedyś błyszczał w ŁKS-ie i momentami (krótkimi) nieźle radził sobie w Lechu, ale ząb czasu niestety nadgryzł jego umiejętności boiskowe. Na szczęście dla łodzian Hiszpana czasem jeszcze stać na błysk. W tym przypadku był to strzał z pola karnego, który… odbił się od biodra Zająca. Można więc powiedzieć, że Ramirez strzelił gola debiutantem, ale oczywiście bramka została zapisana Jędrzejowi. 

– To niesamowite uczucie debiutować z taką drużyną jak Legia! Czuję się jak w raju, takiego porównania bym użył. W ekstraklasie gra się dużo szybciej niż w II lidze, ale staram się nie odstawać – podsumował kilka minut po zdobyciu bramki przed kamerami C+ Zając.

Młody chłopak miał swój moment chwały, chociaż naszym zdaniem w ŁKS-ie prym wiedli inni zawodnicy. Po zderzeniu na początku meczu z Patrykiem Kunem Bartosz Szeliga grał z opatrunkiem na głowie. Wyglądał trochę jak powstaniec i taką też zawziętość prezentował – nie było dla chłopa straconych piłek czy też sytuacji, w których by odpuścił. To właśnie prawy obrońca ŁKS-u zapoczątkował akcję, która dała łodzianom prowadzenie. Na murawie dzielnie wspierali go m.in. Adrien Louveau, który toczył niezliczoną ilość pojedynków z piłkarzami drugiej linii Legii, i Kay Tejan, którego przepchnąć było momentami równie ciężko, co lata temu Niemca Ulfa Kirstena. 

Oczywiście – gdyby legioniści mieli dziś lepiej nastawione celowniki, olbrzymia ambicja ŁKS-u nie wystarczyłaby na zdobycie punktu. Ale kto o tym będzie pamiętał za dzień czy dwa? Dla łodzian to niesamowicie ważny remis, pokazujący im, że są w stanie się stawiać faworytom. Udowodnili to zresztą w tym sezonie już kilka razy, jak choćby wtedy, gdy pokonali Pogoń czy zremisowali z Jagiellonią i Piastem Gliwice.

Problem w tym, że po tych niezłych w sumie meczach łodzianie nie szli za ciosem. Teraz mają idealnego przeciwnika do tego, żeby wykorzystać rozpęd ze spotkania z Legią – za tydzień podejmują chorzowski Ruch. Jeśli Piotr Stokowiec wygra to spotkanie, jego piłkarze przepracują zapewne zimę z jedną myślą – że drużyna ŁKS-u znowu może być Rycerzami Wiosny. 

Reklama

Fot. 400mm.pl/ Marcin Szymczyk

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
54
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Ekstraklasa

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
54
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

34 komentarzy

Loading...