Nie ma już Jagiellonii Białystok, która na inaugurację ligi oddawała jeden marny celny strzał i przegrywała w dość wstydliwy sposób 0:3 z Rakowem Częstochowa. W jej miejsce powstała Jagiellonia Białystok, która na starcie rundy rewanżowej Ekstraklasy w kapitalnym stylu mistrzowi Polski za lanie sprzed kilku miesięcy się zrewanżowała. I, co może nawet ważniejsze, blask bijący od tej odświeżonej wersji Jagi przestał kogokolwiek dziwić.
Taras Romanczuk mówił przed meczem, że to lipcowe 0:3 siedziało w głowach piłkarzy Jagi. To już przeszłość, bo drużyna Adriana Siemieńca mogła pokonać Raków nie 4:2, a 5:2, 6:2 czy nawet 7:2, gdyby tylko z najbliższych odległości do bramki trafiali Jesus Imaz i Dominik Marczuk, a Jose Naranjo przy wpakowywaniu futbolówki do siatki na samym początku meczu nie pomagał sobie ręką.
Szaleństwo Jagi
Jagiellonia zagrała zajebiście. Co chwilę dudniła ta piłkarska przeróbka hitu Zenka Martyniuka. „Przez twe bramki, brameczki strzelone, oszalałem!”, swojskie, przaśne, disco-polo i te sprawy, wiadomo, ale to absolutnie imponujące, jak hula ofensywa zespołu ze stolicy Podlasia. Czterdzieści dwa władowane gole w osiemnastu spotkaniach. Zdecydowanie najwięcej w lidze. O piętnaście trafień więcej niż Legia, o dwanaście niż Lech, o dziesięć niż Pogoń, o osiem niż Raków.
Stratos Svarnas i Bogdan Racovitan raz po raz dostawali prostopadłe piłki za plecy. Nijak nie mogli sobie z tym poradzić. Na ten widok wściekał się Dawid Szwarga, choć po prawdzie: przeważnie nie na swoich stoperów, a na fatalnie zakładany pressing. Broni się całą drużyną, to oczywistość, że skoro szwankował cały system, to po czołach kopali się defensorzy. Piłkarze Jagiellonii bawili się zaś przednio.
Świetny mecz rozegrał Jose Naranjo. Na 1:0 ślicznie przymierzył z dystansu, na 2:1 doskonale odnalazł się w polu karnym. Potem dołożył do tego jeszcze asystę drugiego stopnia. Niemal w każdym układzie zapracowałby sobie tym na miano bohatera meczu, ale… byli lepsi.
Afimico Pululu był jak czołg. Rozbijał piłkarzy Rakowa, aż ci zaczęli bać się podchodzić do niego na bliżej niż metr. Asysta do Nene na 3:1? Coś wielkiego, pięteczka na pełnym spokoju w polu karnym, estetycznie wykonana, a też nie miało się poczucia, że to szukanie kwadratowych jaj czy efekciarstwo – po prostu wybór najlepszego możliwego wariantu sfinalizowania akcji.
No, i proszę państwa, Nene. To on asystował przy drugim golu Naranjo. To on dokończył dzieła, z zimną krwią władowując bramki po dograniach Marczuka i Pululu. I to on – przy pomocy pracowitego jak mróweczka Tarasa Romanczuka – pozamiatał środek pola mistrza Polski.
O mistrzostwo Polski…
Raków zagrał kiepsko. Bardzo kiepsko. Z taką grą nie ma sensu liczyć na urwanie punktów Atalancie i awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji. I to żadnych. Zlatan Alomerović co prawda miał trochę pracy, zaliczył kilka spektakularnych interwencji, a Svarnas i Zwoliński zapisali sobie po trafieniu, ale Jaga wygrała zasłużenie i niepodważalnie.
I tak.
Tak, tak.
Tak, tak, tak.
Trzeba to powiedzieć: Jagiellonia walczy o mistrzostwo Polski. Nie ciąży na niej presja, ale gra i punktuje tak, że już spokojnie można wysnuć prosty wniosek: nie jest to przypadek Wisły Płock z minionego sezonu.
Czytaj więcej o Jagiellonii i Rakowie:
- Hansen: Frustrowałem się w Widzewie. Wiedziałem, że dobre dni przyjdą [WYWIAD]
- O trenerze, który chce zmieniać życia. Jak Siemieniec podniósł Jagę?
- Sonny Kittel znowu poza kadrą Rakowa. Wiemy, co się dzieje
- Encyklopedia z Gent. Kim jest Samuel Cardenas, nowy dyrektor sportowy Rakowa?
Fot. Newspix