Reklama

Witali w dżungli, lecą do paszczy lwa. Plan Legii na mecz o awans w Birmingham

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

28 listopada 2023, 12:18 • 7 min czytania 19 komentarzy

Sytuacja w tabeli grupy E nie kłamie. Legia Warszawa jest o krok od wyjścia z grupy Ligi Konferencji, ale jednocześnie wciąż dość blisko spektakularnego potknięcia się na ostatniej prostej. Do szczęścia wystarczy jej punkt. Tylko i aż, bo stołeczny klub rusza na teren, na którym nogi drżą nawet gigantom Premier League.

Witali w dżungli, lecą do paszczy lwa. Plan Legii na mecz o awans w Birmingham

Aston Villa swego czasu podejmowała już polski klub. Czasy to, z piłkarskiego punktu widzenia, prehistoryczne. Pod koniec lat 70. do Birmingham przyjechał słynny Górnik Zabrze Huberta Kostki. Górnik telepał się do Wielkiej Brytanii przez wiele godzin, dotarł dzień przed meczem, późnym popołudniem, z lekkim strachem wobec prognozowanej typowej angielskiej piłki.

Czterech atakujących, masa dośrodkowań, olbrzymia rasowa dziewiątka, która wepchnie do siatki wszystko, co zawiśnie w powietrzu w odległości około dziesięciu metrów od bramki.

Anglicy nie ustawiali się tłumnie w kolejce po bilety, choć czterdziestotysięczna widownia to coś, czego w czwartkowy wieczór raczej nie uświadczymy. Inna rzecz, że dziś ówczesna pojemność Villa Park byłaby spełnieniem marzeń właścicieli The Villans. Wówczas obiekt liczył 55 tysięcy miejsc, obecnie Aston Villa celuje w podobne rozmiary, planując rozbudowę swojego domu.

Polacy też jednak mogą westchnąć. Blisko pięćdziesiąt lat temu, gdy Górnik przegrał w Birmingham 0:2, rodzime media zgodnie machnęły na to ręką. Da się odrobić w domu.

Reklama

Aston Villa – Legia Warszawa. Legia leci do Birmingham po awans

Legia Warszawa odrabiać nie będzie. Raz, że nie ten system rozgrywek, dwa, że domowy mecz z Aston Villą ma już za sobą, trzy, że – w przeciwieństwie do Górnika – z tej konfrontacji wyszli zwycięsko. Drużyna Kosty Runjaicia rzuciła wyzwanie Unaiowi Emery’emu, którego banda rośnie tak szybko, że ten, aby trzymać się ziemi, co i rusz musi podkreślać, że The Villans nie są jeszcze ekipą z top cztery; że dopiero do niej aspirują i do bram Ligi Mistrzów co najwyżej nieśmiało pukają.

Runjaić pękał z dumy, że nie dość, że Aston Villę ograł, to jeszcze stylowo. Dla niego było to tym piękniejsze, że Emery’ego podziwia i podpatruje. Hiszpan pochwał nie szczędził:

– Spodziewaliśmy się niesamowitej oprawy. Analizowaliśmy dwadzieścia siedem domowych meczów Legii. Zaledwie jeden z nich przegrała, rozumiecie? I faktycznie atmosfera Legię poniosła. Grało nam się cholernie ciężko. Tym bardziej że rywal ma bardzo dobrych piłkarzy. Nie potrafiliśmy ich zatrzymać. Założenia taktyczne udało się zrealizować tylko przeciwnikowi. To było aż frustrujące.

Legia chce być królem dżungli

Stopień trudności jednak rośnie. Legia Warszawa nie jest już tak imponująca, jak podczas swojego największego popisu w tym sezonie. Unai Emery analizował blisko trzydzieści jej meczów w stolicy, więc pewnie zdziwił się, gdy zerknął na spotkania, które nastąpiły po porażce jego kapeli na Łazienkowskiej 3. Legia straciła od tamtej pory więcej punktów, niż zdobyła.

Plus siedemnaście versus minus dziewiętnaście.

Reklama

Hiszpan na pewno zajrzał pod każdy kamień. Na co dzień spędza w Bodymoor Heath Training Ground dwanaście godzin. Anglicy mają swoje nine to five, on preferuje seven to seven. Jake McGinn zdradził, że raz natknął się na dziesięciu członków sztabu, który ślęczeli przy komputerach wycinając fragmenty z meczów Hibernian.

Emery nie chce dać się zaskoczyć nawet przeciętnym Szkotom, u których minuty zbiera Maksymilian Boruc.

Villa Park – twierdza Aston Villi

Do tej pory wychodzi mu to całkiem nieźle, zwłaszcza w Aston, dzielnicy, w której hasło Up The Villa znaczy więcej niż każde inne. The Villans mogą się włączyć do sprzeczki Białegostoku z Wrocławiem i wrzucić swoje trzy grosze w temacie bycia twierdzą. Sześć na sześć zwycięstw w Premier League. Wliczając poprzedni sezon, gdy Unai Emery zaczął sprzątanie po Stevenie Gerrardzie, liczba ta rośnie do rekordowych trzynastu.

To już nie twierdza, to paszcza lwa. Nomen omen, bo mówimy przecież o domu The Lions.

Wygrana w Warszawie pozwoliła Legii dołączyć do malutkiego grona drużyn, które na króla dżungli spojrzało z perspektywy przejechania prętem po kratach jego klatki. W końcu to kibice na „Żylecie” wynieśli na transparent, w ślad za dawnym hitem Guns N’ Roses, hasło witające gości w głuszy, więc inaczej nie wypadało.

Nieliczni wiedzą jednak, że nie jest to wcale łatwe. Newcastle, Liverpool, Legia, Nottingham – lista pogromców Aston Villi od sierpnia. Można jeszcze dopisać do niej Everton, który jako jedyny z tej grupy wygrał na Villa Park, ale było to w EFL Cup, który przez Emery’ego jest darzony nawet mniejszym respektem niż Liga Konferencji.

Aston Villa rzadko choćby remisuje – w tym sezonie tylko raz, z Wolves. Rzecz jasna na wyjeździe, choć bliskim, bardzo sąsiedzkim. Kolejna cegiełka do tutejszej twierdzy, budowanej z mozołem już od wiosny. Jak to w przypadku fenomenalnych budowli bywa, zaczęło się od katastrofy. Konkretniej porażki z trzecioligowym Stevenage.

FA Cup Unai Emery traktował akurat poważniej i od EFL Cup, i od Ligi Konferencji, więc po kompromitacji – dwa gole stracone w końcówce po czerwonej kartce dla The Villans – grzmiał niczym Jan Tomaszewski, gdy „Super Express” wydzwania go po meczach reprezentacji Polski. Złość Hiszpana odczuć można było także miesiąc później, kiedy po czwórce na Villa Park załadowały Leicester City i Arsenal, ale właśnie wtedy, jak ręką odjął, skończyły się wszelkie problemy.

Do końca maja The Lions nie tylko wygrali już wszystko, ale też stracili jedynie dwie bramki.

Jak wygląda plan Legii Warszawa na podróż do Birmingham?

Villa Park straszy więc i grozi jeszcze przed tym, jak zawodnicy Legii Warszawa postawią stopy na murawie. Zrobią to – tak jak pół wieku temu Górnik – na ponad dwadzieścia cztery godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Oficjalny trening drużyny Kosty Runjaicia na płycie głównej stadionu w Birmingham zaplanowano na środę, o godz. 19:30. Godzinę wcześniej szkoleniowiec, który zapadł angielskim dziennikarzom w pamięci dzięki pogawędce, jaką uciął sobie z nimi po spotkaniu w Warszawie, zawita na konferencję prasową.

Legia do Wielkiej Brytanii dostanie się jednak ciut prościej i wygodniej niż Górnik przed laty. W środowy poranek o godz. 10 wyleci z Okęcia w kierunku portu lotniczego w drugiej największej aglomeracji w Anglii. Na miejscu zespół zamelduje się o godz. 12 lokalnego czasu, po trzygodzinnej wyprawie. Przywita ją nie nadwiślański świt, a komunikat zapewne podobny do tego, który usłyszałem ja:

Pogoda w Birmingham jest dobra, tylko lekko pada.

W nieco rozkopanym i stale rozrastającym się mieście polski zespół zostanie do piątku, co nie jest normą. Niektóre kluby wybierają opcję powrotu do domu zaraz po zakończeniu pucharowego spotkania. W Warszawie jest to jednak dość kłopotliwe, o czym ostatnio wspominał nam weteran jeśli chodzi o planowanie klubowych wojaży, Paweł Żurakowski z „The Royal Sport Management”.

– Wyzwaniem jest np. to, że w Warszawie drużyny nie mają możliwości wylotu w nocy z Chopina, gdzie ruch lotniczy jest ograniczony od godz. 23.30. Tego problemu nie ma w Katowicach, które obsługują czartery przez całą noc – tłumaczył, opowiadając o kulisach podróżowania na mecze europejskich pucharów.

Czartery, zachcianki i maksymalny komfort. Jak się organizuje wyjazdy w europejskich pucharach?

Aston Villa ograniczyła pulę biletów dla kibiców Legii Warszawa

Pucharowe podróże bywają ciężkie nie tylko dla klubów. James Rushton, kibic Aston Villi, też planował poranną eskapadę samolotem – do Amsterdamu, na mecz z AZ Alkmaar. W ostatniej chwili zabukował i zaplanował szalony trip: dwadzieścia cztery godziny z The Villans. O piątej rano był na nogach, a gdy w pędzie dotarł na lotnisko okazało się, że mgła opóźniła wylot. Ledwo zdążył odebrać bilet.

Przynajmniej go nie stłukli, co w Holandii zdarzyło się nie tylko fanom Legii i West Hamu, ale też ekipie z Birmingham. Pięćdziesiąt dwie osoby skończyły noc na dołku, niektórych wyciągano z pociągów i knajp. Ot, niderlandzka gościnność.

Gościnności niespodziewanie odmówić trzeba za to Anglikom, którzy nie odwdzięczą się za to, jak podjęto ich w stolicy Polski. Większa pula biletów dla The Villans w Warszawie, z życzliwości klubu, mniejsza liczba wejściówek dla legionistów w Aston, w co zamieszana była ponoć nawet UEFA. Legia apeluje i prosi o normę, pięć procent wejściówek dla fanów gości. Nic z tego, to – według wymówek – zbyt niebezpieczne.

Villa Park zniosła trzy tysiące głów związanych z Evertonem, West Hamem, Brighton i Luton. Dla przybyszy z Warszawy przeznaczono niespełna jedną trzecią krzesełek, którą zwykle w Birmingham zajmują goście. Ci i tak stawią się pewnie w nadkomplecie. Niewykluczone, że nawet w okrojonym składzie powtórzą efekt wow, którym zachwycał się Unai Emery i cały angielski zespół.

Oby nie było to jedyne deja vu, które Aston Villa przeżyje w ponownym zetknięciu z Legią.

SZYMON JANCZYK

***

WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH:

Fot. 400mm.pl

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

19 komentarzy

Loading...