Do 96. minuty GKS Katowice prowadził 2:1 z Wisłą w Krakowie. Piłkarze Białej Gwiazdy podnieśli się jednak z kolan, strzelili dwa gole w doliczonym czasie gry, przerwali passę trzech meczów bez wygranej i zwyciężyli w sobotnim spotkaniu I ligi, przy okazji robiąc prezent swojemu prezesowi z okazji rocznicy pracy.
25 listopada przypada pierwsza rocznica panowania Jarosława Królewskiego w roli prezesa Wisły Kraków. Nie można powiedzieć, by było to zaplanowane, bo jeszcze miesiąc wcześniej zapowiadał opuszczenie klubu i mówił wprost, że dotychczasowi szefowie polegli w zbudowaniu DNA Białej Gwiazdy, a zespół nadal jest nijaki. Królewski dał się jednak przekonać do tego, by jeszcze raz powalczyć o lepsze jutro dla Wisły. Pomóc miał mu w tym dyrektor sportowy Kiko Ramirez. Równo rok później niewiele się jednak zmieniło, bo jak Biała Gwiazda była nijaka, tak jest, awansu do Ekstraklasy nie udało się wywalczyć, przegrywając baraże z Puszczą Niepołomice i nie sprowadzono bogatego inwestora. Na domiar złego do 96. minuty GKS Katowice prowadził w ligowym spotkaniu. Wszystko się jednak odwróciło i prezes mógł zatriumfować.
Udało się przechylić szalę
Dotychczas Królewski jak lew bronił Wisły i swoich decyzji. Jedną z nich pozostaje trzymanie na ławce trenerskiej Radosława Sobolewskiego, choć już po poprzednim sezonie rozważano zmianę, to rozmowy z kolejnymi kandydatami pełzły na niczym. I tak “Sobol” trwa w Krakowie, siedząc cicho pod płaszczem prezesa, bo czego by nie zrobił, jak bardzo skompromitował się wynikami, to Królewski i tak znajdzie jakąś gładką wymówkę, jak choćby tę po nudnym jak flaki z olejem starciu z Lechią Gdańsk.
– Spośród 17 meczów w tej kampanii przegraliśmy 3. W tym dwa, w których graliśmy w osłabieniu. O naszej pozycji w lidze decydują mecze, w których nie byliśmy w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, mimo zdecydowanej przewagi. Cel na koniec piłkarskiego roku jest powszechnie znany – napisał na Twitterze prezes Białej Gwiazdy.
I ciężko się nie zgodzić ze słowami Królewskiego, bo fakty są takie, że Wisła przegrała tylko trzy mecze. Można jednak odwrócić pierwsze zdanie i powiedzieć, że spośród 17 meczów w tym sezonie, krakowianie wygrali tylko sześć. Sześć zwycięstw to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań i odzwierciedla to ligowa tabela. Przed meczem z Gieksą Biała Gwiazda traciła dwa punkty do strefy barażowej, a już pięć do miejsca dającego bezpośredni awans. Po sobotnim spotkaniu można jednak oddać Królewskiemu, że tym razem Wisła była w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Uryga zły, Uryga dobry
Duża w tym zasługa obrony Gieksy. Zespół z Katowic przypominał bowiem mema z rysowanym koniem, gdzie zad jest dopracowany w najmniejszych detalach i tak wyglądał atak, a łeb został nabazgrany na kolanie, co obrazowała defensywa. Już w czwartej minucie GKS dał się zaskoczyć typową akcją z dupy, no prawie z dupy, bo Szymon Sobczak zgrał piłkę plecami, a Goku po kilku dryblingach strzelił gola z dystansu.
Na kolejny celny strzał Wisły jej kibice, którzy odpalając fajerwerki i race, dwukrotnie przerywając mecz, dali kolejnych argumentów innym klubom, by ich nie wpuszczać na trybuny, musieli czekać blisko godzinę. W tym czasie krakowianie niemal nie istnieli w ataku, natomiast Gieksa stopniowo wracała na właściwe tory. Swoje szanse mieli Adrian Błąd, Mateusz Mak czy Sebastian Bergier. Zawsze czegoś brakowało, czasami wręcz dopchnięcia piłki brzuchem do siatki, jak stało się w starciu z GKS Tychy.
To w tym spotkaniu katowiczanie przerwali serię ośmiu meczów bez zwycięstwa. Na trybunach stadionu przy ul. Bukowej wywieszano już transparenty, nawołujące do zwolnienia trenera Rafała Góraka. Szkoleniowiec się jednak obronił i stwierdził na pomeczowej konferencji, że otrzymał duże wsparcie z klubu i choć kryzys rzeczywiście dopadł jego drużynę, to w wielu meczach brakowało mu po prostu szczęścia. Tak też było w sobotę. W drugiej połowie Gieksa znalazła jednak drogę do bramki Alvaro Ratona. Najpierw Alan Uryga popełnił fatalny błąd w przyjęciu. Piłka mu odskoczyła, dopadł do niej Bergier i w sytuacji sam na sam z bramkarzem się nie pomylił. Chwilę później 23-letni napastnik ponownie znalazł się w doskonałej okazji na skompletowanie dubletu, ale jego uderzenie z bliska wybił z linii nie kto inny, jak Uryga, który zrehabilitował się za błąd.
Udana rocznica
To tą interwencją kapitan Wisły wlał w serca swojego zespołu nadzieje na zwycięstwo w tym spotkaniu. Gieksa prowadziła już wtedy 2:1. Drugiego gola dla gości strzelił Mateusz Mak, który urwał się w polu karnym Bartoszowi Jarochowi i wykorzystał piękne dośrodkowanie Błąda. Błędem katowiczan, który przesądził o tym, że do domu wrócą z niczym, była natomiast zmiana taktyki. Naciskając Wisłę, podopieczni Góraka stwarzali sobie mnóstwo okazji i trzymali piłkę daleko od własnej bramki. W końcówce spotkanie cofnęli się jednak bardzo głęboko i ponownie dała o sobie znać memowa obrona.
Jaka bowiem atakowana defensywa cofa się sześcioma zawodnikami w pole bramkowe i czeka na uderzenia z przedpola. Jaki obrońca w ostatniej akcji meczu, nie przerywa kontry rywala faulem na środku boiska, tylko daje mu podprowadzić piłkę do własnej szesnastki. W pierwszej sytuacji Patryk Gogół popisał się precyzyjnym trafieniem a’la Toni Kroos. W drugiej Sobczak dośrodkował perfekcyjnie na głowę Angela Baeny, a ten równie efektownie zapewnił zwycięstwo Wiśle.
Trafienie Hiszpana w dziesiątej minucie doliczonego czasu wprowadziło ławkę Białej Gwiazdy w euforię. Piłkarze i sztab szkoleniowy wpadli w sobie w ramiona. Wiedzieli bowiem, ile ważyła ta bramka. Bez niej Królewski znów musiałby się oględnie tłumaczyć z braku wyrachowania. Krakowianom oddaliłaby się również strefa barażowa. A tak i prezes może być zadowolony z rocznicy, i zespół ze zwycięstwa, które pozwoliło na powrót na piąte miejsce w tabeli po ponad miesiącu.
Wisła Kraków – GKS Katowice 3:2
Bramka: Goku 4′, Gogół 90+7′, Baena 90+10′ – Bergier 57′, Mak 63′
WIĘCEJ O I LIDZE:
- System dał, system zabrał. Los przeterminowanych młodzieżowców
- Arka Gdynia kontra Lechia Gdańsk. Od kryzysu do najciekawszych derbów Trójmiasta od lat
- Uciekł z Ukrainy na testy do Warty i Legii. Obalał je, ale teraz bryluje w Lechii
Fot. Newspix