Reklama

Wielkie ginga i niewielkie zmartwienia. Beztroscy Canarinhos w eliminacjach do mundialu

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

25 listopada 2023, 09:08 • 6 min czytania 1 komentarz

Od zawsze wszystko było bardzo proste. Była piłeczka, chłopaki kopali, słońce świeciło, tańce po strzelonym golu same się tańczyły, a uśmiechy same kleiły się do ust. W ostatnim czasie niewiele się w tej kwestii zmieniło. Brazylijczycy to prawdziwi królowie beztroski, którzy jednak w żadne tarapaty nie wpadną, głównie dzięki wyjątkowej strukturze eliminacji w strefie CONMEBOL —starać to się tam trzeba, ale tylko po to, żeby na mundial nie awansować. Canarinhos katastrofa zatem nie grozi, ale i tak ostatnie wyniki mogą ich sympatyków odrobinę niepokoić.

Wielkie ginga i niewielkie zmartwienia. Beztroscy Canarinhos w eliminacjach do mundialu

Brazylia jest na ten moment na szóstym miejscu grupy eliminacyjnej, wygrała dwa z sześciu rozegranych spotkań. Z ostatnią na ten moment Boliwią i z przedostatnim Peru. Ponadto zremisowała z Wenezuelą i dała się pokonać Urugwajowi, Kolumbii, a ostatnio Argentynie. Szerokim echem odbiła się ta ostatnia porażka Canarinhos, z co najmniej dwóch powodów.

Po pierwsze — przed meczem wiele działo się na trybunach, gdzie kibice starli się najpierw ze sobą nawzajem, a później z policją. W ruch poszły twarde policyjne pałki, polała się krew. Sytuację próbowali załagodzić argentyńscy piłkarze (może poza Emiliano Martinezem, nastawionym ewidentnie na konfrontację z mundurowymi), ale świat i tak obiegły obrazki walczących kibiców obu drużyn i brutalnie spacyfikowanych przez służby fanów Albicelestes. Uciekające z trybuny dzieci, rozbite głowy, wulgarne krzyki.

Po drugie — Brazylia po raz pierwszy w historii przegrała mecz eliminacyjny na własnej ziemi. Mimo dantejskich scen przed pierwszym gwizdkiem sędziego nie umknęło to uwadze futbolowego świata i brazylijskich kibiców. Na Maracanie miało miejsce idealne podsumowanie eliminacyjnych popisów Canarinhos. Zerknijmy na najważniejsze przyczyny ostatnich tarapatów drużyny Fernando Diniza.

Powód pierwszy. Nie grają dobrze, bo mogą

To wynika wprost z faktu, że na najbliższe mistrzostwa świata bezpośrednio awansuje aż sześć drużyn z Ameryki Południowej. Przy czym cały kontynent to tylko dziesięć państw. W efekcie można grać nieźle, można grać średnio, czasem nawet można grać słabo, a awans w przypadku takich drużyn jak Brazylia, Argentyna czy w rozszerzonej formule czempionatu także Urugwaj i Kolumbia, zrobi się sam. W razie czego jest też miejsce premiowane dogrywką w interkontynentalnych barażach, gdzie przecież nie grają wielkie tuzy światowego futbolu.

Reklama

Trudno nazwać eliminacyjne rozgrywki strefy CONMEBOL wymagającym środowiskiem. To nie to samo co Copa America, tu zwycięzców jest de facto sześciu. Brazylijczycy mogą bez większego wysiłku zlać Boliwię, tak jak stało się to we wrześniu, rzutem na taśmę poradzić sobie z Peru i zgarnąć tylko oczko z Wenezuelą, a i tak najbliższe dziesięć miesięcy spędzą w środku stawki. To…  takie mało wychowawcze. Brazylijczycy żyją w tej swojej Ameryce Południowej jak pączki w maśle.

Powód drugi. Brazylijskie DNA

Tak, problemem Brazylii jest jej “brazylijskość”. Nie jest przypadkiem, że nasze stereotypowe myślenie o ojczyźnie samby oscyluje zwykle wokół chwytania każdego dnia życia i słonecznej plaży pełnej bosych nastolatków wyczyniających cuda z piłką. Kilku z tych młodzianów trafiło do świata wielkiego futbolu i wspólnie rozsławiają rodzimą szkołę futbolu — szkołę radości, zabawy, luzu. Choć jeszcze kilka lat temu Pele twierdził, że prawdziwe ginga ma tylko Neymar.

Oczywiście można się spierać czy ginga jednego jest większe niż ginga drugiego, ale rozmiar nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia. W reprezentacji każdy jest po prostu Brazylijczykiem. Gdy niektóre drużyny, zgodnie z panującymi w świecie futbolu trendami, potrafią działać na boisku do bólu skutecznie i porzucić fajerwerki na rzecz futbolowego pragmatyzmu, Canarinhos nawet nie chcą o takiej grze słyszeć. W statystykach przejawia się to wysokim posiadaniem piłki (ktoś jeszcze uznaje ten czynnik za istotny w osiąganiu sukcesów?), wieloma dryblingami (z bardzo wysokim współczynnikiem dryblingów nieudanych w meczach z rywalami z wyższej półki) i całkowicie nieadekwatną do czasu spędzonego przy futbolówce liczbą strzałów.

Powód trzeci. Lider ze szkła

Kiedyś siostra Neymara obchodziła urodziny tylko raz w roku. Teraz właściwie może wybrać jeszcze kilka dodatkowych terminów do świętowania, bo brat prędzej pojawi się na imprezie niż na boisku. Miesiąc temu gracz Al-Hilal naderwał więzadło krzyżowe i może się okazać, że nie zagra już do końca sezonu. 31-letni piłkarz miał już problemy z przywodzicielami i przechodził operację kostki. Teraz kłopot Neymara dotyczy kolana. Lider brazylijskiej kadry młodszy już nie będzie, a możliwe, że posypał się w najgorszym dla siebie momencie.

Dlaczego najgorszym? W Arabii stworzono mu warunki godne króla życia, liga nie jest bardzo wymagająca, napastnik błyszczał, był w centrum uwagi. W Brazylii go kochają, a kadra potrzebuje, by ktoś jej przewodził, szczególnie jeśli nie chce porzucać swojej tożsamości. Przypominam — Neymara na nowego króla joga bonito namaścił sam Pele. Tam znaczy to więcej niż cokolwiek innego.

Nie zapominajmy też, że urazu kilka dni temu nabawił się Vinicius. Może i nawet miał chrapkę wskoczyć w buty starszego i bardziej utytułowanego kolegi, a tu los spłatał mu figla. Zerwany mięsień uda zaleczy się szybciej niż więzadło Neymara, ale napastnik Realu i tak musi się uzbroić w cierpliwość. Dla kadry o tyle dobrze, że następne mecze eliminacyjne zaplanowano dopiero na wrzesień przyszłego roku…

Reklama

Powód czwarty. Carlo (?)

Właściwie nie tyle Carlo, ile jego brak. Ancelotti ma rzekomo dołączyć do Canarinhos na mistrzostwa kontynentalne i mówi się o tym tak wiele, że aż trudno uwierzyć, by miało być inaczej. Dopóki jednak trener Realu jest trenerem Realu, to jest trenerem Realu, a nie Brazylii. Po dymisji Tite nieco młodszy Fernando Diniz pełni oficjalnie rolę tymczasowego selekcjonera i pracę z kadrą łączy z prowadzeniem Fluminense. Powoduje to spore zamieszanie wokół drużyny, a i w związku zdaje się panować spora degrengolada.

Atmosferę podgrzewają dodatkowo kibice i byłe gwiazdy reprezentacji. Niedawno wyraźny sprzeciw wobec przylotu Ancelottiego do Brazylii wyraził sam Romario, który, delikatnie rzecz ujmując, w język się nie gryzł — Pierdolić Ancelottiego, chcę Diniza na zawsze — wypaliła legenda, stojąc murem za aktualnym sternikiem Canarinhos. Czas pokaże, czy ktoś weźmie ten głos na poważnie, czy uzna Romario za mówiący po portugalsku odpowiednik Jana Tomaszewskiego, a Ancelottiego ściągnie do kadry tak czy siak. Oczywiście chęć do takiego ruchu musi też wyrazić sam szkoleniowiec Królewskich, który nie tak dawno zarzekał się, że z reprezentacją Brazylii łączą go tylko plotki. Jak to mówią — pożyjemy, zobaczymy.

Powód piąty i ostatni. Walka o górne piłki

Tu nie ma wielkiej filozofii. Drużyna prowadzona przez Diniza traci gole po dośrodkowaniach, w dodatku zasłużenie. Piękna bramka Otamendiego w ostatnim meczu padła po rzucie rożnym. Oba gole dające trzy punkty Kolumbii Luis Diaz strzelił głową, podobnie jak Darwin Nunez na 1:0 dla Urugwaju. Do przewrotki po celnym dośrodkowaniu złożył się Eduard Bello i w meczu z Canarinhos dał Wenezueli wyrównanie. Jeśli chcesz napytać biedy Brazylii, po prostu graj mocne i wysokie piłki w pole karne. To wystarczy.

Takie granie to antyteza brazylijskiej myśli futbolowej, która kiedyś wydawała się nieosiągalnym dla wielu ideałem. Brazylia brzydzi się tym całym europejskim futbolem, niegodnym stylem solidnych wyrobników, z którego czerpie choćby Argentyna. Jasne, aktualni mistrzowie świata pewnie właśnie dzięki temu są mistrzami świata. Oczywiście Brazylia czerpiąca z argentyńskich wzorców mogłaby się okazać o wiele groźniejsza niż teraz. Ale czy ktokolwiek z zasiadających na Maracanie byłby z tego zadowolony? Efektowne akcje doskonale wyszkolonych technicznie wirtuozów cieszą oko i mile smyrają serca kibiców i co z tego, że w dzisiejszym futbolu nie muszą już dawać wymiernych korzyści. Albo inaczej — dają wymierne korzyści tylko w meczach z chłopcami do bicia. Z ekipami potrafiącymi grać w piłkę trudno ukryć słabości pod płaszczykiem wesołej klepanki w okolicach pola karnego. Kto by się tym jednak przejmował, skoro za nonszalancję i niechęć do wyciągania wniosków nie grożą Canarinhos żadne konsekwencje.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI BRAZYLII:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Inne kraje

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

1 komentarz

Loading...