Na początku powiedzmy sobie wprost: to była dziwna kolejka. Na dziewięć meczów aż sześć zakończyło się remisem, ale ciekawszy jest pewnie fakt, że nikt z górnej połowy tabeli poza Śląskiem Wrocław nie potrafił wygrać meczu. Miejsca od drugiego do ósmego to same podziały punktów, a na dziewiątym Górnik, który przegrał ze Stalą. No i wydarzyła się też rzecz absolutnie symboliczna – jeden z beniaminków wreszcie wygrał spotkanie na wyjeździe. Prawie na półmetku sezonu, ale przecież lepiej późno niż wcale.
I my przy tej niestandardowej serii gier musieliśmy się trochę nagłowić, żeby złożyć sensowne jedenastki. Niech za przykład posłuży postać Nahuela, który z jednej strony strzelił jedyną bramkę w meczu Śląska z Cracovią, a z drugiej zarobił czerwoną kartkę. To drugie, jak uznaliśmy, ważyło więcej w kontekście nominacji do badziewiaków.
Najgorsza jedenastka 15. kolejki Ekstraklasy. Szalony Dioudis, kiepska Warta
W dalszej części zestawienia najgorszych występów wybory powinny być mniej kontrowersyjne. Znów mamy choćby stały punkt programu, a więc piłkarzy z linii defensywnej ŁKS-u. Tym razem do jedenastki załapał się Piotr Głowacki, ale nie musiał wchodzić do szatni z badziewiem jako świeżak bez opieki. Oprowadził go Adam Marciniak, który, tak swoją drogą, na pewno będzie ścigał się o tytuł największego badziewiaka w sezonie 2023/2024. To już jego czwarta nominacja, a warto podkreślić, że przy pięciu występach w wyjściowym składzie. Nie wygląda na to, żeby okazji do swoich popisów miał już nagle nie mieć, bo trener Stokowiec postawił na niego już trzy razy od pierwszej minuty. W dodatku teraz mógł pomyśleć, że skoro udało się wyrwać punkt z Piastem, coś ruszyło i “punktującego składu się nie zmienia”. He, he.
Z 3:0 do 3:3. Piast przeszedł grę. Mistrzostwo Polski remisów
Wyjątkowo jednak to nie delegacja z Łodzi jest najliczniejsza. Inny zespół postanowił, że w tej kolejce sfrajerzy się zdecydowanie bardziej, a mowa oczywiście o Warcie Poznań. Normalnie raczej nie mamy do niej wielkich pretensji za to jak gra i jakie miejsce w tabeli zajmuje. Dopóki nie spada poniżej średniej w postaci punktu zdobywanego na mecz, można uznać, że w ekipie trenera Szulczka nie dzieje się nic złego. Ba, ostatnio “Warciarze” nawet zdobyli solidną dawkę punktów, tylko że w ten weekend…
Ech, co mamy wam powiedzieć. Porażka z Puszczą u siebie mimo wszystko trochę nie przystoi. Oczywiście, nie tak bardzo jak mogłoby w przypadku lepszych jakościowo zespołów, jednak mowa o mocno ograniczonym beniaminku, który do tej pory z wyjazdów przywiózł tylko jeden remis. A że to się zmieniło, kilku konkretnych zawodników Warty zasłużyło na burę: od Kupczaka, przez Prikryla, po Eppela. I przy okazji trzeba uczciwie przyznać, że krótka przygoda dwóch ostatnich jegomości w Grodzisku Wielkopolskim to na razie – lekko mówiąc – małe nieporozumienie.
Takim nieporozumieniem był też “występ” Sokratisa Dioudisa. I w sumie wszystko byłoby w porządku, gdyby on ograniczał się tylko do błędów stricte bramkarskich popełnionych w regulaminowym czasie gry. Ale piłkarz Zagłębia Lubin oszalał – po ostatnim gwizdku najpierw powalił Jordiego Sancheza, za co dostał czerwoną kartkę, a później awanturował się (m.in. z napastnikiem Widzewa) w klubowych korytarzach. Doszło do rękoczynów, Greka trzeba było uspokajać, generalnie były dymy. Mamy wrażenie, że przerwa od gry dobrze mu zrobi, bo nie dość, że od dłuższego czasu jest słabym ogniwem “Miedziowych”, to jeszcze w sposób nieakceptowalny zaczęły puszczać mu nerwy.
W jedenastce jest też Velde, trochę jako symbol żenującego poziomu spotkania, jaki zaprezentowali nam Legia z Lechem w miniony weekend. Ale szkoda na to klawiatury, wybaczcie.
Najlepsza jedenastka 15. kolejki Ekstraklasy. Wielki dzień Puszczy
Indywidualnych pozytywnych akcentów w tej kolejce trochę było. Choćby Michael Ameyaw zaliczył asystę oraz strzelił gola, za co normalnie mógłby być określany bohaterem Piasta, ale ten – a jakże – zremisował, zamiast wygrać z ŁKS-em przy stanie 3:0. Idąc dalej, mamy Martina Remacle’a z bramką przeciwko Jagiellonii Białystok na wagę remisu, czy Krystiana Getingera, który dorzucił do swojego dorobku dwie asysty w meczu z Górnikiem Zabrze.
I moglibyśmy tak wymieniać, wyróżniając pojedynczych zawodników z liczbami w tej kolejce tak jak jeszcze Kamila Grosickiego czy Władysława Koczergina z ostatnimi podaniami przy golach w bezpośrednim pojedynku w Szczecinie. Ale na najwięcej ciepłych słów zasługują zdecydowanie trener Tułacz i spółka. Przede wszystkim za to, że potrafili szybko zamazać złe wrażenie po starciu z Pogonią (nie wykorzystali gry w przewadze 11 na 10) i wygrać pierwszy wyjazdowy mecz w Ekstraklasie. Co jak co, ale kibice Puszczy mieli prawo pomyśleć, że to nie wydarzy się nigdy, a jeśli już, to raczej nie w rundzie jesiennej. A tu proszę – miłe zaskoczenie.
Nie tacy znowu mordercy futbolu. I może w tym problem Puszczy Niepołomice?
Wiecie, jakie mamy zdanie o defensorach Puszczy. Nie są to asy w grze obronnej, ale nie możemy im zarzucić, że nie wiedzą, jak strzelać gole. Owszem, fakt, że stopera ceni się bardziej za grę w polu karnym przeciwnika niż w swoim, jest trochę niepoprawny. Ale patrząc z drugiej strony, ma to w sobie pewien element oldschoolu i aż przypominają się takie postacie z historii futbolu jak Ronald Koeman, przy których pierwszym skojarzeniem są zdobyte bramki, a nie odwalanie czarnej roboty w obrębie własnej szesnastki. Oczywiście nie zestawiamy Artura Craciuna z legendą FC Barcelony – spokojnie, aczkolwiek istnieje duże prawdopodobieństwo, że Mołdawianin też zapisze się w naszej pamięci jako ekspert od trafień do siatki. I jak pokazał mecz z Wartą, nie tylko z rzutów karnych.
Swoje dołożył też Roman Jakuba, dla którego to był dopiero pierwszy gol dla klubu z Niepołomic i ogółem drugi w dorosłej karierze. Ukrainiec musi się jeszcze trochę wyrobić, bo przy Łukaszu Sołowieju (pięć bramek + asysta) i Arturze Craciunie (cztery bramki + asysta) wciąż wygląda blado. Ale w takiej ekipie, która żyje ze stałych fragmentów, progres to zapewne kwestia czasu. Dość powiedzieć, że 10 na 18 goli całego zespołu to zasługa wymienionej trójki. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić, żeby tego typu proporcje uległy znacznej zmianie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trela: Smutna druga rocznica. Jak gnuśnieje Cracovia Jacka Zielińskiego
- Cygan: Raków w Lizbonie wcale nie „przeszedł do historii polskiego futbolu”
- Od serii kompromitacji do serii czystych kont. Legia uporała się ze słabą defensywą?
Fot. Newspix