Jak wygląda organizacja wyjazdu na mecz europejskich pucharów w polskim klubie? Jak liczne są klubowe delegacje w Anglii, czego życzą sobie kluby, które podróżują po Starym Kontynencie? Jak w krótkim czasie poradzić sobie z przelotami i znaleźć hotel, w którym liczna eskapada będzie się czuła jak w domu? Paweł Żurakowski i jego „Royal Sport Management” od lat organizują obozy dla zespołów z całej Europy, a w trakcie sezonu w imieniu klubów załatwiają wyjazd za wyjazdem. Pomagają m.in. Rakowowi Częstochowa, więc zapraszamy na podróż za kulisy pucharowych rozgrywek.
Od czego zaczyna się organizacja meczu wyjazdowego w europejskich pucharach?
Najbardziej nieprzewidywalne są eliminacje, gdy do rewanżowego meczu nie wiesz, z kim grasz w kolejnej rundzie. Logistyka jest wtedy bardziej skomplikowana, przykładowo Raków kontra Karabach: w momencie, gdy obydwa zespoły wygrywają, grają ze sobą i za kilka dni jest lot do Baku. Jeżeli jedni przegrywają, to destynacje są już inne. W fazie grupowej jest to prostsze, bo kalendarz jest z góry znany i dużo łatwiej wszystko zaplanować.
Jeśli chodzi o Raków Częstochowa, to widać, że klub na wielu płaszczyznach się rozwija. To jego pierwszy występ w fazie grupowej, ale ostatnie dwa lata, gdy Raków grał w eliminacjach, pozwoliły zebrać pewne doświadczenia, które teraz owocują. Jeżeli jest taka możliwość to Kamil Waskowski, kierownik zespołu, przylatuje na inspekcję przed każdym wyjazdem. Ogląda na miejscu hotele i całą infrastrukturę. Klub podejmuje decyzje, czy wracać od razu po meczu do kraju — tak było w przypadku wyjazdu na Cypr — czy zostaje na noc na miejscu, co oznacza odnowę oraz poranny trening czy rozbieganie.
Wszystko jest więc uzależnione od oczekiwań sztabu szkoleniowego, od długości podróży, od tego kiedy jest następny mecz i jak wyglądają parametry fizyczne zespołu.
Czyli mecze w eliminacjach oglądacie ze „SkyScannerem”, czekając na to, co wydarzy się na innych boiskach.
Loty i czartery to bardzo skomplikowana sprawa. Na rynku europejskim brakuje załóg. Problemem nie jest sam samolot, ale obsługa czarteru. Są też sloty, na które trzeba dostawać zgody, to ciężki biznes. Zazwyczaj podczas rund eliminacyjnych mamy wstępnie zrobione rezerwacje na 2 możliwe kierunki i od razu po zakończeniu meczu mamy informację, czy lecimy do Sztokholmu, czy do Baku.
Wtedy wybieracie, czy to będzie czarter, czy połączenie liniowe?
To decyzja klubu. Współpracujemy z ponad dwudziestoma w Europie. W fazie grupowej większość funkcjonuje na czarterach, w eliminacjach strategie są różne. Raków zawsze korzystał z czarterów, ale są też zespoły, które tego nie robią. Nie wiem, czy pamiętasz sytuację z Astaną z poprzedniego roku?
Spóźnili się.
Mieli lot rejsowy i jedną prywatną awionetkę. To było szyte na ostatnią chwilę. W tym roku też była taka sytuacja: w pierwszej rundzie Raków Częstochowa grał z Florą Tallinn i Estończycy lecieli samolotem rejsowym. Aris Limassol to trochę inna sytuacja: leciał z Rygi, ze zgrupowania, warunki atmosferyczne były bardzo niekorzystne i trzy razy zawracali. Wszystko zależy od klubu, budżetu i podejścia do organizacji wyjazdu.
Rozmawiałem z działaczami z Wysp Owczych, którzy mówili, że zjadały ich koszty organizacji podróży. Wyjazdy kosztują ich od 100 do 250 tysięcy euro za mecz, najwięcej płacili właśnie za czartery.
Przeloty to ogromna część całej kwoty. Wiele zależy od destynacji i tego, z jak dużym wyprzedzeniem rezerwujemy czarter. W eliminacjach, gdy czasu jest mniej, nie masz wielu opcji. Firmy często przyciskają do ściany, dają oferty, które ciężko negocjować, a wyboru nie ma.
Z waszego punktu widzenia najlepsze są krótkie podróże, czy nie ma to znaczenia?
Działamy praktycznie na każdym rynku, w większości mamy swoich ludzi lub zaufane firmy partnerskie z dużym doświadczeniem, z którymi współpracujemy, więc czy to jest Azerbejdżan, Cypr, Portugalia czy Szwecja, mamy lokalnych przedstawicieli na miejscu, co sprawia, że logistyka jest zoptymalizowana. W każdej chwili jesteśmy w stanie zadziałać. Modlimy się tylko o to, żeby samoloty wyleciały i przyleciały o planowanej godzinie. Po tylu latach w biznesie największym wyzwaniem są kwestie, nad którymi nie mamy żadnej kontroli, czyli loty. Resztą spokojnie zajmujemy się na miejscu.
Największą różnicą w wyjazdach są kręgi kulturowe i wyjazdy do miejsc, gdzie trudniej np. o dane jedzenie, składniki. Niektóre zespoły przylatują ze swoich szefem kuchni, tak robi m.in. Raków — kucharz przylatuje dzień wcześniej i nadzoruje przygotowanie wszystkich posiłków. Niektórzy w stu procentach bazują na kuchni lokalnej, czy wysyłają tylko menu od swojego dietetyka.
Ile osób — poza zawodnikami i sztabem — zabiera Raków na wyjazdy, jak wygląda to od zaplecza? Czy to odbiega od innych drużyn w Europie?
Porównajmy dwóch naszych klientów: Raków Częstochowa i Qarabag Agdam. Wyglądało to bardzo podobnie, choć ze strony azerskiej organizowaliśmy wówczas przyjazd dla ministra sportu i wielu oficjeli z ministerstwa, taka była różnica. Zazwyczaj jest to ok. pięćdziesiąt osób, gdy mówimy o zespole i sztabie szkoleniowym i kolejne trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt osób — zarząd, sponsorzy, dziennikarze. Tak to wygląda np. w przypadku Rakowa.
Większe różnice dotyczą klubów angielskich, tam liczba osób jest bardzo duża, bo dochodzi do dziewięćdziesięciu. Ciekawostką był wyjazd FC Kopenhagi: sześćdziesiąt pięć osób, wszyscy w hotelowych „jedynkach”. To wyzwanie, bo gdy dostajesz w ostatniej chwili informację, że taki zespół przyjeżdża i potrzebuje sześćdziesiąt pięć pojedynczych pokoi w hotelu… Nie każdy hotel ma tyle wolnych pokoi na tydzień przed przyjazdem. Udało się to jednak zorganizować.
Czasami jest tak, że zespół, sztab i prezesi są w tym samym hotelu, czasami jest to rozdzielane tak jak w przypadku Rakowa — zawodnicy i sztab w jednym hotelu, sponsorzy, działacze i dziennikarze w innym.
Mówisz o Kopenhadze — zajmujecie się także wyjazdami rywali Rakowa do Polski?
Organizowaliśmy pobyt FC Kopenhagi i Qarabag FK. Jest to zależne od tego, czy zespół współpracuje z jakąś agencją na wyłączność. Czasami współpracujemy między agencjami, i pomagamy agencji, która jest oficjalnym partnerem klubu.
Co było trudniejsze: zorganizowanie pobytu Karabachu w Polsce czy Rakowa w Azerbejdżanie?
Organizacja wyjazdu do Polski była o tyle trudniejsza, że oprócz zespołu odpowiadaliśmy także za wspomnianych oficjeli i jednego z najbogatszych Azerów, właściciela Qarabag FK, który dość rzadko lata na mecze. Były więc dodatkowe wymagania związane z ochroną, specjalnymi autami.
Wyjazd do Azerbejdżanu był trudny ze względów logistycznych, to długa podróż, ale też z powodu wewnętrznego ,,Royalowego” pojedynku. Najpierw odpowiadamy za Qarabag w Polsce, tydzień później za Raków w Baku, więc emocjonalnie był to ciekawy mecz. Jeżeli chodzi o logistykę, to jest to jednak pewien schemat, który się powtarza.
Czym kierują się kluby, wybierając hotel podczas pucharowego wyjazdu?
Trzy najważniejsze kwestie: bliskość stadionu, jakość hotelu i względna cisza. Ważne, żeby nie był to hotel w centrum miasta, przy głośnej ulicy. Niektóre zespoły mają zasadę, że nie śpią w hotelach innych niż pięciogwiazdkowe. Dla pozostałych nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, za to oczekują jednoosobowych pokojów na jednym piętrze, więc odpadają hotele, które nie mają ich odpowiedniej liczby lub właściwej sali konferencyjnej czy infrastruktury do odnowy: SPA, siłownia.
Ciężko jest taki hotel znaleźć?
Mamy listę hoteli na całym świecie, z którymi współpracujemy. W idealnej rzeczywistości wyglądałoby to tak, że przedstawiamy dwa, trzy hotele, w różnych wariantach cenowych i zespół wybiera, który preferuje. Często jednak dostępność jest tak ograniczona, że wybór opcji spełniających wszystkie wymagania i posiadający odpowiednie doświadczenie w pracy z tego typu klientem, nie jest wielki. Staramy się przedstawiać kilka propozycji, zależy nam również na tym, żeby przedstawiciel klubu przyleciał na miejsce i sam sprawdził, czy hotel spełnia wszystkie wymagania klubu.
Na co najbardziej zwraca się uwagę, gdy mówimy o kryterium jakości?
Jedzenie, warunki do regeneracji, liczba pokoi i ich wielkość, sale konferencyjne. Sporo kwestii technicznych. Ciekawostką jest, że KAA Gent miał życzenie, żeby restauracja po meczu była otwarta do trzeciej nad ranem i była wyłącznie do ich dyspozycji. Każdy zespół ma swoje zachowania, do których jest przyzwyczajony.
Hotelom zdarza się kręcić nosem na te pomysły?
Nawet jeśli narzekają, to tak, że nie trafia to do zespołu. Wiele zależy od miejsca i czasu. Wyjazd Rakowa Częstochowa do Limassol w okresie wakacyjnym był wyzwaniem, bo jest to szczyt sezonu w nadmorskim kurorcie z bardzo ograniczoną dostępnością bazy noclegowej. Wygospodarowanie hotelu, który dysponowałby odpowiednią liczbą miejsc, było sporym wyzwaniem. Większe metropolie, szczególnie jesienią, nie mają dużego obłożenia. Łatwiej jest wtedy negocjować, bo to hotele bardziej zabiegają o nas niż my o hotel.
Jakie wymagania stawia Raków?
Nie odbiega to od tego, czego wymagają duże europejskie zespoły. W tym roku osoby zarządzające klubem wykonały kawał dobrej roboty w tym zakresie, zawodnicy nie mają na co narzekać, gdy mówimy o komforcie podróży i jakości hoteli. Często jest tak, że część sztabu wyjeżdża na lotnisko wcześniej, nadaje rzeczy, więc przykładowo zawodnicy FC Kopenhagi przyjechali na lotnisko tylko z kosmetyczkami, żeby po prostu przejść przez bramki. Sprzęt nadali pracownicy klubu.
Załatwianie takich tematów z lotniskiem to jakiś problem?
Zależy od lotniska. Wyzwaniem jest np. to, że w Warszawie drużyny nie mają możliwości wylotu w nocy z Chopina, gdzie ruch lotniczy jest ograniczony od godz. 23.30. Tego problemu nie ma w Katowicach, które obsługują czartery przez całą noc.
Co jeszcze musicie zapewnić drużynie na miejscu podczas pucharowego wyjazdu?
Czasami zespoły przyjeżdżają z VIP-ami, którzy mają specjalne wymagania. Oczekują np. organizacji wycieczki z przewodnikiem po mieście, specyficznych lokalnych restauracji. Kilka osób z mediów klubowych FC Kopenhagi chciało zobaczyć obóz w Auschwitz-Birkenau.
Logistykę meczową narzuca UEFA, więc jeśli w tym pomagamy, to raczej w jej odpowiedniej synchronizacji. Jesteśmy jednak do dyspozycji klienta: czegokolwiek wymagają, to dostarczymy.
Jak wiele klubów z Europy, poza Rakowem Częstochowa, obsługujecie?
Jest ich bardzo dużo. Przy części tylko pomagamy, współpracujemy, dla innych organizujemy wszystko od lat, na własną rękę. Mówimy o zespołach z Cypru, Anglii, Szkocji, Polski, Danii, Szwecji, Norwegii, Litwy, Ukrainy, Węgier. Na dobrą sprawę praktycznie w każdym kraju mamy zespół, z którym współpracujemy lub współpracowaliśmy w przeszłości. W Polsce od wielu lat współpracujemy również z Pogonią Szczecin. Polskie kluby, mówię także o Lechu Poznań i Legii Warszawa, działają w tej materii bardzo podobnie i profesjonalnie.
Jak duży wpływ na formę zespołu ma organizacja wyjazdu? Da się to w ogóle zmierzyć?
Kluby nie mają w tym zakresie wielkiego wyboru — bo na wyjazdowy mecz muszą się dostać. Kwestia tego, jak chcemy to zrobić. Komfortowo, żeby zoptymalizować pobyt zespołu, czy budżetowo i trochę wszystko wydłużyć. Wyniki były i takie, i takie. Mieliśmy zespoły, które latały rejsowo i wygrywały, mieliśmy takie, które latały czarterem i przegrywały. Ciężko jednak porównywać wyjazdy drużyn z Litwy i Anglii.
Każdy zdaje sobie sprawę, że eliminacje do europejskich pucharów to nie tylko prestiż, ale i pieniądze. Kluby nauczyły się, że oszczędzanie na wyjazdach nie jest najrozsądniejszym pomysłem. Lepiej zainwestować więcej, bo sukces w pucharach to większe korzyści wizerunkowe i finansowe dla klubu.
Na Wyspach Owczych usłyszałem, że tamtejsze kluby mają praktykę wcześniejszych wyjazdów na mecze pucharowe, żeby przyzwyczaić się do innego klimatu na miejscu. Raków zrobił to samo.
Stawka meczu w Azerbejdżanie była bardzo wysoka — to gwarancja gry w fazie grupowej europejskich pucharów. Nikt z Rakowa nie chciał popełnić błędu zaniedbania i było to mądre. Warunki klimatyczne były ekstremalne. Podczas pobytu Qarabag FK w Polsce było bardzo zimno. Azerowie zastanawiali się, czy nie założyć kurtek na rozgrzewkę w dniu meczowym. Tydzień później mecz był rozgrywany w ukropie, więc dla obu stron był to ciężki wyjazd. Raków, który przyjechał kilka dni przed meczem, miał atut.
W Azerbejdżanie ciekawostką był trening przeprowadzony przez Dawida Szwargę w sali konferencyjnej. Czyli odpowiedni dobór hotelu faktycznie ma znaczenie.
Bez względu na to, czy jest to wyjazd w europejskich pucharach, czy wyjazd na obóz przygotowawczy, Dawid Szwarga i jego sztab to niesamowici pracusie. Od rana do późnych godzin wieczornych można ich spotkać albo w sali konferencyjnej, albo na siłowni, albo na boisku. Odprawy to coś, czemu poświęcają bardzo dużo czasu.
Trener Marek Papszun wprowadził klub na bardzo wysoki poziom organizacyjny. Wraz z rozwojem sportowym i finansowym Raków jest w stanie pozwolić sobie na jeszcze lepszą jakość obsługi wyjazdu, więc widzimy postęp względem pierwszego wyjazdu — bodajże sprzed czterech lat — który dla nich organizowaliśmy. Osoby zarządzające klubem wykonały w tym kierunku mnóstwo pracy.
Co w ogóle zabiera się na wyjazd w europejskich pucharach? Jakie narzędzia pod ręką muszą mieć kluby?
Dużo zależy od tego, co jest dostępne na miejscu. Są kluby, które wysyłają nam listę potrzebnych rzeczy, ale jeśli ktoś przyjeżdża dzień przed meczem, to nie potrzebuje wiele sprzętu. FC Kopenhaga przyleciała do Polski po treningu u siebie. Zawodnicy zjedli obiad, pojechali na trening przedmeczowy, zjedli kolację, była regeneracja, rano spacer w Katowicach, wieczorem mecz i powrót do kraju. W takiej sytuacji poza sprzętem dla fizjoterapeutów niewiele potrzeba.
Inaczej sytuacja wygląda, gdy zespół przylatuje w poniedziałek, a mecz jest w czwartek. Wtedy trzeba przeprowadzić cały mikrocykl treningowy, potrzeba bazy treningowej: boisk, ale też takich rzeczy jak ice bath, żeby zrobić odpowiednią regenerację. Podczas pobytu w Baku, Azerowie byli bardzo pomocni w kwestii sprzętu, którego Raków potrzebował na miejscu.
Z perspektywy czasu: jak w ogóle oceniasz poziom organizacji polskich klubów i ich europejskich podróży?
Na wielu płaszczyznach polskie kluby mocno się rozwinęły. Kiedyś, w porównaniu z zespołami z krajów sąsiedzkich, lubiły oszczędzać. Budżety na obozy i wyjazdy były dużo niższe. Świadomość jest już jednak inna. Polacy wiedzą, że inwestycje w wysokiej jakości warunki przekładają się często na wynik sportowy, a wynik sportowy przekłada się na wynik finansowy.
Świetna organizacja wyjazdu nigdy w stu procentach nie zagwarantuje zwycięstwa, ale słabe warunki, ciężka noc przed meczem i mało komfortowy przelot, na pewno szanse na sukces zmniejszają.
WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:
- „TIME”, zachcianki klubów i nadzór UEFA. Jak Raków organizuje mecze LE w Sosnowcu? [KULISY]
- Raków szuka dyrektora sportowego. Temat Masłowskiego aktualny, ale najwcześniej od marca
- Dawid Szwarga: Granie co trzy dni jest zupełnie innym sportem [WYWIAD]
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK, Newspix