Pierwszy prezes FSV Mainz zginął wyłącznie, dlatego że był Żydem. 80 lat później piłkarz tego klubu nawoływał do tego, żeby Hamas kontynuował działania wojenne w Izraelu. Wyrzucenie Anwara El Ghaziego z Moguncji to nie tylko opowieść o kilku wpisach w mediach społecznościowych, ale również o krwawej historii lat trzydziestych niemieckiego futbolu.
– Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna – napisał na Instagramie Anwar El Ghazi. Tymi słowami holenderski piłkarz marokańskiego pochodzenia wprost nawoływał do kontynuowania walk przez Hamas, który na początku października zaatakował Izrael, a ten w odwecie przypuścił kontrofensywę na Strefę Gazy. To ona stała się sceną walk na Bliskim Wschodzie. Pozostaje również jedynym punktem styku z morzem dla Palestyny. Do rzeki, czyli Jordanu przyklejony jest natomiast Zachodni Brzeg. Oba te terytoria dzieli w linii prostej około 50 km. Ten teren należy do Izraela i zgodnie ze słowami El Ghaziego, powinien zostać odzyskany przez Palestynę. Nawet zbrojnie.
Żydowski klub
I takiego zbrojnego ataku dokonał Hamas. 7 października w godzinach porannych wystrzelono kilka tysięcy rakiet na terytorium Izraela i sforsowano granicę państw, przekraczając ją lądem, morzem i powietrzem. Liczbę ofiar po stronie żydowskiej można już liczyć w tysiącach. Rannych jest jeszcze więcej. Skalę agresji pokazuje jednak sposób rozprawiania się przez Hamas z ludnością cywilną. Spalenia rodzin w domach, grupowe rozstrzelania, uprowadzenia i publiczne egzekucje. To tylko niektóre z brutalnych sposobów działania wojsk palestyńskiej organizacji fundamentalistycznej. To te działania popiera El Ghazi i to będąc piłkarzem żydowskiego klubu.
„Nawet po najlepszej imprezie przychodzi poniedziałek”. O problemach Koeln i Mainz
Tak do 1933 roku nazywany był FSV Mainz. 28 lat wcześniej został założony przez dwóch Żydów Eugena Salomona i Karla Lahnsteina. Historia tego pierwszego jest do dziś bardzo żywa w Moguncji. Droga dojazdowa do stadionu Mewa Arena, wcześniej Coface Arena, nosi od 12 lat jego imię. W 2013 roku artysta Gunter Demnig stworzył cztery Stolpersteiny – w Polsce mówimy na to kamienie pamięci, choć dosłownie to kamienie, o które się potykamy – przed ostatnim domem Salomona. Symbolizują one pierwszego prezesa Die Nullfünfer, jego żonę Alice oraz dwóch synów Alberta i Erwina, którzy zginęli z rąk hitlerowców w obozie Auschwitz-Birkenau. I to zaledwie dziewięć lat po tym, jak jego klub FSV Mainz został mistrzem Hesji i uczestniczył w mistrzostwach południowych Niemiec.
– To ogromna duma dla klubu. W przyszłości wiele osób będzie miało okazję, w drodze do Coface Arena, na refleksję nad historią klubu, a przynajmniej nad jej bardzo ważnym fragmentem – mówił po otwarciu Eugen-Salomon-Strasse ówczesny prezydent Mainz Harald Strutz cytowany przez „Allgemeine Zeitung Mainz”.
Prezes Mainz zgładzony w Auschwitz-Birkenau
Zostawiając El Ghaziego w składzie, Mainz przeczyłoby swojej własnej historii. Historii, którą tak mocno starają się pielęgnować i przypominać. Moguncja była bowiem jednym z dwóch klubów z Południa, obok Wormatii Worms, który nie podpisał paragrafu aryjskiego, czyli aktu usuwającego Żydów z życia społecznego, gospodarczego, politycznego, a także sportowego. List sygnowały m.in. takie ekipy, jak Bayern Monachium, TSV 1860 Monachium, Norymberga czy Eintracht Frankfurt. Dopiero pod naporem niemieckiej federacji Mainz podpisało paragraf, co oznaczało koniec Salomona w klubie.
– Zarząd Niemieckiego Związku Piłki Nożnej i zarząd Niemieckiego Urzędu Sportu nie uważają obecności przedstawicieli rasy żydowskiej (…) na czołowych stanowiskach w regionalnych stowarzyszeniach i klubach za akceptowalne. Stowarzyszenia i kluby regionalne proszone są o podjęcie odpowiednich środków, jeśli jeszcze ich nie podjęto, o usunięcie osób rasy żydowskiej ze swoich struktur – donosił „Kicker” 19 kwietnia 1933. Po tych wydarzeniach prezes Mainz opuścił klub i wyjechał do Francji ze swoją rodziną. Dziewięć lat później trafił do obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie został zgładzony, o czym już wspomnieliśmy. Czystki nastąpiły również w drużynie, którą opuściło wielu zawodników żydowskiego pochodzenia.
– Nastrój niepohamowanej propagandy antysemickiej i brutalne prześladowania opozycji stworzyły atmosferę, w której stowarzyszenia sportowe gotowe były przeprowadzić to, co ostatecznie zostało również zrobione w narodowym duchu socjalistów. […] W toku ogólnego rozwoju duża liczba naszych najlepszych i najzdolniejszych sportowców opuściła nasz klub. Emigrowali przede wszystkim do Erec w Palestynie – napisano w książce pod redakcją m.in. Wernera Skrentnego „Davidstern und Lederball” w rozdziale „Unendlich viel zu verdanken – Jüdische Traditionen im Fußball-Süden” (pol. „Nieskończenie wiele powodów do wdzięczności – tradycje żydowskie na piłkarskim południu„).
Zero wyrzutów sumienia
Mimo całego zajścia, Mainz starało się jeszcze walczyć o Holendra. Wydało oficjalne oświadczenie, w którym odwieszono piłkarza i wyjaśniono tego powody. – El Ghazi zdystansował się od swojej publikacji na Instagramie. Wyraził również ubolewanie z powodu zamieszczonego wpisu i jego negatywnych konsekwencji, zwłaszcza dla całego klubu – możemy przeczytać.
Problem w tym, że to nieprawda. Holender nie zdystansował się od swojej publikacji i dalej uważał ją za słuszną, pomimo tego że zniknęła z jego mediów społecznościowych. Jego odpowiedź na oświadczenie klubu była stanowcza. – Nie żałuję ani nie mam wyrzutów sumienia z powodu mojego stanowiska. Nie odcinam się od tego, co powiedziałem i stoję dziś i zawsze, aż do ostatniego tchnienia, za ludzkością i uciśnionymi – napisał El Ghazi.
Kibic rasista
W trybie natychmiastowym Mainz rozwiązało więc kontrakt z pomocnikiem. Wszystko co robił i pisał, stało bowiem w sprzeczności z wartościami klubu. Na stronie Moguncji możemy przeczytać o tolerancji, szacunku i duchu fair play. Szczególnie ten pierwszy aspekt jest ważny dla tożsamości klubu. Tęczowa opaska jest stałym elementem ubioru kapitana Die Nullfünfer. W przeszłości z ostrą reakcją spotkały się również słowa kibica Mainz z 2018 roku. Na stałe zablokowano mu możliwość członkostwa.
– Od kilku miesięcy nie mogę się utożsamiać z tym klubem! Mam wrażenie, że gramy w Pucharze Afryki, a nie w niemieckiej Bundeslidze. Wiem, jakie czekają mnie konsekwencje, ale nie jestem w żaden sposób rasistą. Po prostu nie podoba mi się to, co się dzieje. To zbyt wiele dla mnie. Kiedy w wyjściowym składzie w ostatnich tygodniach znajdowało się dziewięciu (!!!) czarnoskórych zawodników, a niemieckie talenty otrzymują coraz mniej szans na grę, to nie jest to już klub bliski i drogi mojemu sercu – mówił kibic Mainz, który zawiesił swój karnet. Reakcja klubu była równie zdecydowana.
– Chociaż zwykle z przykrością słyszymy o kimś, kto chce anulować członkostwo w naszym klubie i staramy się zaciekle walczyć o każdego z naszych członków, tak w tym przypadku nie możemy wyrazić żadnego żalu. Rasizm rodzi się, gdy szerzą się rasistowskie myśli, a nie tylko wtedy, gdy ktoś nazywa siebie rasistą. I tak, masz rację: nie możesz identyfikować się z naszym klubem. Dla nas kolor skóry czy inne cechy po prostu nie mają znaczenia. Dla nas liczy się tylko to, czy ktoś jest dobrym człowiekiem i podziela nasze wartości . Takich ludzi witamy w naszej społeczności. W związku z tym z radością przyjmujemy twoje odwołanie, ponieważ podane przez ciebie powody jasno dowodzą, że nie podzielasz wartości, na których opiera się nasz klub – wyraziło się jasno Mainz.
Stać za tym co słuszne
Podobny los spotkał El Ghaziego. Mimo wyrzucenia z klubu, a już wcześniej miał problem z jego znalezieniem, Holender marokańskiego pochodzenia dalej twierdzi, że postąpił właściwie. – Stój za tym, co słuszne, nawet jeśli oznacza to stanie w samotności – napisał na Instagramie.
Równie dobrze Moguncja mogłaby powiedzieć to samo, bo ustępując w kwestii nietolerancji kibica czy nawoływania do wojny przez Holendra, splamiłaby swoją historię, której początek napisany jest krwią pierwszego prezesa, który zginął wyłącznie, dlatego że był Żydem.
WIĘCEJ O ATAKU HAMASU NA IZRAEL:
- Największe więzienie świata. Piłkarskie sceny z konfliktu Izraela i Palestyny
- Obudziły mnie rakiety. To nie western, na wojnie wszyscy są źli
- Tak wiele różnych słońc. Przypadek braci Jaber
- Dzień, w którym ziściły się nasze najgorsze lęki. Historia masakry w Monachium
Fot. Newspix