Reklama

Ratcliffe jedną nogą na Old Trafford. Czy to cokolwiek zmieni?

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

31 października 2023, 12:59 • 9 min czytania 8 komentarzy

Próba sprzedaży udziałów w Manchesterze United przez rodzinę Glazerów to niekończąca się opowieść. Niedługo minie dokładnie rok, odkąd Amerykanie poinformowali oficjalnie, że chcieliby się wycofać z klubu, a nadal nic nie wiadomo. Wiadomo jedynie, że w pełni się już to nie uda, ponieważ jedyny inwestor, który był zainteresowany przejęciem całkowitej kontroli nad Czerwonymi Diabłami, wycofał się z gry. Z tej okazji nie omieszkał skorzystać sir Jim Ratcliffe, który, ku uciesze kibiców, już niedługo stanie się mniejszościowym udziałowcem na Old Trafford. Ale czy to może cokolwiek realnie zmienić? 

Ratcliffe jedną nogą na Old Trafford. Czy to cokolwiek zmieni?

Walka o pozbycie się Glazerów z Manchesteru United trwa w zasadzie od dnia, w którym przejęli oni kontrolę nad klubem. Kibice Czerwonych Diabłów od początku mieli wątpliwości co do całej transakcji, na mocy której nieżyjący już Malcolm Glazer kupił klub za śmieszne z dzisiejszej perspektywy 790 milionów funtów w ramach wykupu lewarowanego w 2005 roku. Oznaczało to w zasadzie, że Czerwone Diabły z automatu zostały zadłużone na całkiem pokaźną kwotę, a z upływem kolejnych lat, zadłużenie to wzrastało i dziś wynosi już ponad miliard funtów.

Rekordowe wydatki, zero sukcesów

Jednocześnie, pomimo wzrastającego zadłużenia, klub się nie rozwijał, a stał w miejscu. W ślad za rosnącym zadłużeniem nie szły ani inwestycje w infrastrukturę, ani w szkolenie młodzieży. Nie przynosiło to również adekwatnych sukcesów sportowych. Oczywiście na samym początku rządów Glazerów na Old Trafford, drużyna prowadzona przez sir Alexa Fergusona odnosiła wielkie sukcesy – wygrywała seryjnie Premier League, a także triumfowała w Lidze Mistrzów. Pod względem liczby tytułów mistrzowskich w końcu wyprzedziła Liverpool. Ale z dzisiejszej perspektywy wiadomo już, że nie było w tym żadnego udziału obecnych właścicieli, a jedyną osobą, która odpowiadała za tamte sukcesy, był szkocki menedżer.

Jedyne co poprawiało się wraz z wrastającym zadłużeniem United, były portfele właścicieli, które bez wątpienia zyskały na „inwestycji” w United. Glazerowie są jedynymi właścicielami klubu w Premier League, którzy wypłacają sobie dywidendy z klubowej kasy, pomimo tego że, jak już wspominaliśmy, nabyli swoje udziały w ramach wykupu lewarowanego, czyli mówiąc najprościej, zaciągając kredyt… na klub. I to właśnie dlatego, przez te wszystkie lata, Amerykanie byli znacznie bardziej zainteresowani sukcesem komercyjnym Czerwonych Diabłów, niż sukcesami sportowymi. Nieprzypadkowo Manchester United wciąż jest najbardziej wartościowym angielskim klubem, pomimo tego, że na boisku nie wiedzie mu się najlepiej.

Właściciele czy pijawki? Jak Glazerowie żerują na Manchesterze United

Reklama

W ciągu ostatniej dekady konkurencja w Premier League bardzo mocno odjechała United pod względem sportowym. Nawet lokalny rywal Manchester City zdystansował ich bardzo mocno i dziś oba te kluby znajdują się w zupełnie innej galaktyce. A dzieje się tak pomimo tego, że przecież to Czerwone Diabły wydały najwięcej pieniędzy na wzmocnienia od 2013 roku, kiedy to z klubem pożegnał się Ferguson. Kwota ta wręcz zwala z nóg, bo z wycen portalu Transfermarkt wynika, że na Old Trafford wydano od tamtej pory ponad 1,3 miliarda funtów. Żaden inny europejski klub nie wydał więcej. Ani City, ani PSG, ani Chelsea, ani nikt inny.

Kiedy porównamy to do wyników sportowych tych wszystkich klubów, to można się złapać za głowę. United od tamtej pory nie zdobyli mistrzostwa Anglii, nie mówiąc już o triumfie w Lidze Mistrzów. City zdobywa seryjnie tytuły, a w zeszłym sezonie zdołali także triumfować na europejskiej arenie. Podobnie wygląda sytuacja w Chelsea.

Ulotna nadzieja na zmianę

Dlatego też kibice coraz bardziej tracili w ostatnim czasie cierpliwość do właścicieli United. Protesty stawały się coraz ostrzejsze, wyraźniejsze, ale inna sprawa, że część fanów po prostu zaczęła się przyzwyczajać do trwającej beznadziei. Musieli przełknąć przez ten czas już kolejne upokorzenia, spośród których najbardziej bolesne były zapewne te w starciach z Liverpoolem, z którym Czerwone Diabły potrafiły przerżnąć już nawet 0:7.

Wielkie było więc poruszenie, kiedy przed rokiem Glazerowie poinformowali, że rozpoczynają poszukiwania nowego inwestora, któremu są gotowi sprzedać nawet wszystkie swoje udziały w klubie. Radość była ogromna, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że od takiego ogłoszenia, do jakichkolwiek konkretów, upłynie sporo czasu. Nikt się jednak nie spodziewał, że aż tyle. Minął niemal rok, a do pozbycia się Glazerów jest raczej dalej, niż bliżej.

W zasadzie od samego początku w grze o przejęcie United było tylko dwóch poważnych kandydatów – katarski szejk Jassim Bin Hamad Al Thani i sir Jim Ratcliffe. Nietrudno się też domyślić, że większymi środkami dysponował ten pierwszy, więc ten pierwszy od samego początku był faworytem. Przede wszystkim dlatego, że oferował nieco więcej, ale też dlatego, że był w stanie od razu przelać całą kwotę na konto Glazerów. A kwota ta nie była mała, bo jego szczytowa oferta kręciła się w okolicy pięciu miliardów funtów. Jego przeciwnik oferował nieco mniej, ale nie za jednym zamachem i w dodatku nie zapowiadał równie wielkich inwestycji w klubową infrastrukturę. Mógł jednak liczyć na coś, na co nie mógł ten drugi – wsparcie kibiców. W końcu fani Czerwonych Diabłów są jednymi z tych, którzy najgłośniej protestują przeciwko inwestorom z Bliskiego Wschodu pojawiającym się innych klubach.

Reklama

Glazerowie zwlekali jednak z podjęciem jakichkolwiek decyzji, jak tylko się dało. Przede wszystkim uważali, że pięć miliardów to za mało, a media donosiły, że oczekują nawet siedmiu. Taka oferta się nie pojawiała, nawet szejk Jassim od razu zapowiedział, że do takiej kwoty w negocjacjach z pewnością nie dojdą. W ten sposób dochodziło do pierwszych zgrzytów na linii Glazerowie – potencjalni nowi inwestorzy. Obecni właściciele doszli więc do wniosku, że skoro nie są w stanie wynegocjować kwoty, która ich zadowoli, to zmienią zdanie i ogłoszą, że mogą sprzedać tylko część swoich udziałów, nawet większą, ale pozostaną w klubie. Cały entuzjazm trybun wówczas prysł.

Pokerowe zagranie Ratcliffe’a

Szejk Jassim w ogóle nie brał tego pod uwagę. Jego interesowało tylko 100% udziałów i nie było z tym żadnej dyskusji. Do ostatnich chwil próbował przekonywać Glazerów do zmiany zdania, wypuszczał kolejne plotki do mediów, aby wywrzeć presję na Amerykanów, ale na nic się to zdało. Z kolei Ratcliffe w międzyczasie negocjował intensywnie z Glazerami opcję wykupu mniejszościowych udziałów i, jak się okazuje, był w tym niezwykle skuteczny.

Dlaczego Glazerowie jeszcze nie sprzedali Manchesteru United?

Nieco ponad tydzień temu na Wyspach Brytyjskich gruchnęła bowiem informacja, że szejk Jassim wycofał się z walki o przejęcie Manchesteru United. To oznaczało, że na polu walki pozostał już tylko Ratcliffe, który wynegocjował już konkretną umowę z Glazerami. Dziennik The Times przekazał, że Amerykanie przyjęli propozycję jednego z najbogatszych Brytyjczyków zakładającą wykupienie przez niego 25% akcji klubu za 1,5 miliarda funtów. Według brytyjskich dziennikarzy Katarczyk dostał jeszcze szansę na odpowiedź na tę ofertę, ale z niej nie skorzystał, ponieważ, jak już wspominaliśmy, interesowało go przejęcie tylko i wyłącznie wszystkich udziałów.

Tak więc wygląda na to, że doświadczony miliarder zaszachował swojego konkurenta z Bliskiego Wschodu. A to przecież nie wszystko. Brytyjskie media ustaliły bowiem, że Brytyjczyk zaproponował przejęcie tylko 25% udziałów, ale zapewnił sobie jednocześnie całkowity wpływ na pion sportowy klubu i w dłuższej perspektywie przejęcie pozostałych udziałów obecnych właścicieli. Miałoby to zależeć od tego, jak skutecznie Ratcliffe będzie sobie radził jako ten nadzorujący pion sportowy.

Glazerowie pozostaliby w klubie jako większościowi udziałowcy, ale zajmujący się tylko i wyłącznie sprawami czysto komercyjnymi, czyli tym, czym lubią się zajmować najbardziej, wciąż napychając sobie kieszenie.

Gorzej być nie może

Taki podział z pewnością nie wprawi w euforię fanów United, ale może być jakimś krokiem naprzód, jeżeli oczywiście Ratcliffe’owi faktycznie mogłoby się kiedyś udać wykupić większość udziałów w klubie. Brytyjczyk jest fanem Czerwonych Diabłów od dziecka i choćby tym kupił już trybuny. Nie jest szejkiem, ma sporo kasy i – przynajmniej w teorii – doświadczenie w inwestycjach sportowych. Jego firma INEOS inwestuje w kolarstwo, formułę 1 i oczywiście w piłkę, choć akurat w tej ostatniej dyscyplinie sukcesów nie ma. W Szwajcarii coś o tym wiedzą, ponieważ Ratcliffe spuścił już kiedyś klub FC Lausanne-Sport do drugiej ligi. Inny klub, w którym rządzi INEOS – OGC Nice, również nie ma się specjalnie czym pochwalić, choć akurat w tym sezonie wygląda to całkiem nieźle. Ekipa z południa Francji jest obecnie liderem Ligue 1.

Wokół całego tego układu Ratcliffe’a z Glazerami pojawia się cała masa wątpliwości. Po pierwsze, wszystko miało zostać przyklepane już tydzień temu, a do dziś przyklepane nie zostało, więc nie wiadomo, czy nie doszło do jakichś kolejnych nieporozumień pomiędzy obiema stronami. Po drugie, kibice mają sporo obaw co do tego, czy aby na pewno da się tak swobodnie oddzielić kwestie sportowe od tych komercyjnych, czy aby na pewno Glazerowie zostaną całkowicie odcięci od tych spraw sportowych? Czy Ratcliffe naprawdę będzie miał wolną rękę w działaniach dotyczących pionu sportowego? Na ile ta zmiana rzeczywiście będzie realna, a na ile tylko kosmetyczna.

Ratcliffe podobno ma konkretny plan naprawczy, dotyczący kwestii sportowych. Ma już wybranych ludzi, którzy będą ten plan wprowadzać w życie. On sam raczej nie będzie stałym bywalcem gabinetów na Old Trafford, ponieważ regularnie jeździ w interesach po najdalszych zakątkach globu, ale z pewnością będzie miał zaufanych współpracowników, którzy spróbują nad wszystkim zapanować. Nowy zarząd z pewnością pozbędzie się części skompromitowanych działaczy, na czele z Richardem Arnoldem. Mówi się nawet, że Ratcliffe nie jest przekonany do Erika ten Haga i jego również będzie chciał się pozbyć. Podobnie jak sporej części zawodników, którzy tylko obciążają budżet płacowy.

Jednak niestety taki układ oznacza prawdopodobnie, że nie ma się co spodziewać znaczących inwestycji choćby w klubową infrastrukturę, na której bardzo zależy całej społeczności klubu. O ile można liczyć na to, że Ratcliffe zmieni coś w kwestiach boiskowych, to jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Od czegoś trzeba jednak zacząć. Skoro nie da się Glazerów usunąć od razu całkowicie, to trzeba to robić stopniowo. Jedno jest pewne – gorzej nie będzie, bo trudno, żeby było. Nowy inwestor ma klub w sercu, w przeciwieństwie do obecnych właścicieli, więc trzeba wierzyć, że zrobi wszystko, aby faktycznie naprawić jego funkcjonowanie, a nie tylko stan własnego portfela. Wejście do klubu chociaż w jednej czwartej pozwoli mu już wpływać na jego funkcjonowanie w znacznym stopniu, a docelowo zmusić Amerykanów do zostawienia w końcu Czerwonych Diabłów w spokoju.

Bez wątpienia przed United jeszcze bardzo długa droga do pełnego uzdrowienia. Powrót na poziom sportowy sprzed dekady, dorównanie odwiecznym rywalom, takim jak Manchester City czy Liverpool zajmie lata. Jednak trzeba docenić to, że po 18 latach nieustannej walki, prawdopodobnie uda się w końcu choć trochę skruszyć mur postawiony na Old Trafford przez Glazerów. A kiedyś może w końcu uda się sprawić, że runie całkowicie.

Czytaj więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
0
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Anglia

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
0
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

8 komentarzy

Loading...