Mamy tutaj, proszę państwa, wyjątkowo idiotyczny przypadek. Teoretycznie obrażany bierze w obronę hipotetycznie obrażającego. Pochwała bohaterstwa okazuje się być zwykłym szkalowaniem. Postronni wiedzą lepiej niż zainteresowani. Witajcie w porąbanym świecie poprawności politycznej. W rolach głównych występują dzisiaj piłkarze Manchesteru United, z których ktoś próbuje zrobić wariatów. Wczoraj zbiorową rolę zagrały piłkarki Arsenalu. Jutro to będzie ktoś inny.
Andre Onana nie ma dobrego wejścia do Manchesteru United. Zanim pojawił się na Old Trafford wszyscy widzieli w nim świetnego bramkarza, ale tak się złożyło, że kiedy założył bluzę Czerwonych Diabłów, stracił sporą część swoich mocy. Sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że zaczęto tęsknić za Davidem De Geą, a przecież dopiero co się go pozbyto.
Onana czekał na swój moment i wreszcie Kameruńczyk skradł serca kibiców United, broniąc rzut karny w ostatniej sekundzie meczu przeciwko Kopenhadze w Lidze Mistrzów. Jego 19-letni kumpel z drużyny Alejandro Garnacho postanowił uczcić moment, w którym Onana uratował ważne zwycięstwo, tak jak robią to nastolatkowie – w mediach społecznościowych.
Zdjęcie bramkarza opatrzył emotkami-gorylami. Miało to symbolizować siłę kolegi, jego wielką moc. Piłkarska Federacja w Anglii uznała jednak, że goryle to nic innego jak rasizm.
Onana postanowił więc, że skoro mógł obronić karnego, to obroni również młodego zawodnika i publicznie podkreślił, iż nie powinno się wyciągać żadnych konsekwencji w stosunku do Garnacho.
Na spokojnie, żeby to uporządkować. Kumpel pochwalił kumpla. Federacja powiedziała, że to strasznie złe, rasizm. Pochwalony kumpel się zdziwił i potwierdził, że to pochwała. Natomiast Erik Ten Hag, zamiast przygotowywać drużynę do derbów Manchesteru, musi myśleć o rozmowach z FA i odnosić się do tak absurdalnych spraw, tylko dlatego, że w jakimś biurowcu komuś zawalił się na łeb sufit politycznej poprawności.
CO ZA CZASY, POŻARTOWAĆ NIE MOŻNA
W dziwnych czasach żyjemy nie od dziś i nie od wczoraj. Przecież przerabiano już tego typu historie po drugiej stronie miasta, w Manchesterze City, gdy przed czterema laty Bernardo Silva pożartował sobie na Twitterze z Benjamina Mendy’ego, co temu ostatniemu bardzo się zresztą spodobało. Francuz odpisał nawet emotkami śmiechu i klaszczących dłoni i tekstem „1:0 dla ciebie, zobaczymy!”. Władzom FA – jak zawsze niekoniecznie. Ukarały Portugalczyka 50 tysiącami funtów grzywny i odsunęły od jednego meczu.
Silva przyznał, że jego tweet był niewłaściwy, choć przecież i on, i Mendy, doskonale wiedzieli, że było to przepraszanie za coś, czego się nie zrobiło.
Bernardo wrzucił zbitkę – fotkę małego Benjamina, a obok maskotkę, która widniała na czekoladkach marki Conguitos. Opatrzył to napisem: „Zgadnij kto?”.
Choć mowa o żartach dwóch kolegów z drużyny, to jednak fakt, iż pojawił się on w przestrzeni publicznej, nakazał wyjść z nor wszystkim wielkim moralizatorom i adwokatom w cudzych sprawach, wszak świat jest ich pełen i tylko czekają na odegranie ważnej roli. Rzucili się oni na Silvę tak intensywnie, że biedak skasował post.
Portugalczyk uznał, że warto spróbować się jednak publicznie obronić. „Co za czasy, nie można nawet pożartować z kumplem” – napisał na TT.
Tymczasem mądre głowy z FA przyznały, że kara dla Silvy i tak jest niska, ze względu na jego czystą kartotekę. Normalnie powinien zostać zawieszony na sześć meczów. Minimum sześć.
URUGWAJ W SZOKU
Na Mount Everest niedorzeczności wzbiły się władze angielskiej piłki oświadczeniem wydanym w tej sprawie. Według niego w sumie to Silva nie zrobił niczego złego, a postać małego murzynka pojawiająca się na Conguitos nie jest w Portugalii kojarzona z czymś obraźliwym. Komisja rozumiała także, że w poście nie było rasistowskich intencji. Dalej – że to był tylko joke między kumplami z drużyny. Ale… Jako że żart ten dotarł do sześciuset tysięcy obserwujących piłkarza, należy go ukarać.
Innymi słowy – facet nie zrobił nic złego, ale niech zapłaci 50 koła funtów i nie zagra przeciwko Chelsea.
Pep Guardiola złapał się za głowę. Wiedział bowiem doskonale, że mowa o dwóch bliskich przyjaciołach, którzy uwielbiają sobie robić żarty. Stąd wpis Mendy’ego mówiący o 1:0. To brzmiało jak: „Poczekaj, będzie rewanż”.
FA uwielbia być moralizująca, co znakomicie pokazuje historia byłego gracza Manchesteru United Edinsona Cavaniego. W 2021 roku Urugwajczyka zawieszono na trzy mecze i ukarano 100 tysiącami funtów grzywny za to, że podał dalej post swojego kumpla dotyczący jednego ze swoich występów (przeciwko Southampton, gdy zdobył dwie bramki po wejściu z ławki rezerwowych) i opatrzył to hasłem „Gracias, negrito” („Dzięki, czarnuszku”).
W ojczyźnie Cavaniego wszyscy byli w szoku. Tak bowiem matki zwracają się w tym kraju do swoich dzieci. FA odebrałaby im pewnie potomstwo i wtrąciła do lochów. Cavani zarzekał się, że „negrito” nie jest w żaden sposób obraźliwym określeniem. Niestety, wklejone na grunt politycznej poprawności, nie spełniło norm społecznych.
Cavaniego wysłano na kurs, na którym miał się dowiedzieć, czym jest rasizm, choć sam był jego wielkim przeciwnikiem.
NIGDY DOŚĆ PRZEPROSIN
Rasistowski okazał się również – oczywiście w świetle brytyjskich standardów – Arsenal. To nic, że twarzą Kanonierów jest dzisiaj utalentowany młodzieniec Bukayo Saka, William Saliba rządzi w defensywie, a Gabriel Jesus gra w ataku, podobnie jak Eddie Nketiah i nie muszę chyba dodawać, co ich wszystkich łączy.
Jednak w drużynie żeńskiej, której zdjęcie zamieszczono w internecie, wszystkie piłkarki, o zgrozo!, są białe. W związku z powyższym powinno się tak ze trzy lub cztery (no właśnie, ile?), wywalić, a w ich miejsce zatrudnić jedną Chinkę, jedną Nigeryjkę i jedną dziewczynę z, nie wiem, Filipin. Chodzi bowiem nie o sportowe wyniki, a fakt, by internauci poczuli się dobrze i mieli choć jeden dzień w życiu, w którym do niczego nie dadzą rady się przyczepić.
Arsenal, co gorsza, przeprosił. Uczynił więc coś beznadziejnego, ponieważ adresaci tych przeprosin, to więcej niż pewne, nigdy nie będą czuć się wystarczająco przeproszeni. Witajcie w XXI wieku. Wspaniałych czasach, w których nie musisz wiedzieć, czy jesteś rasistą, ktoś ci to powie.
Piętnaście lat temu poleciałem na Cypr. W tym czasie na peryferiach futbolu dogorywał bohater narodowy z eliminacji MŚ w 2002 roku, Emmanuel Olisadebe. Grał w Pafos, małym klubie na zapleczu cypryjskiej ekstraklasy. I tak szliśmy z nim i gromadą polskich dziennikarzy przez środek boiska po wieczornym treningu, gdy nagle zgasły jupitery. Nastała całkowita ciemność. – You can’t see me now! – zażartował z siebie Emsi.
Dobrze, że nie było tam nikogo z FA.
Czytaj więcej o podobnych sprawach:
Fot. Newspix