Mistrzowie Polski na trzy dni muszą przenieść w zasadzie cały klub z Częstochowy do Sosnowca, bo tam swoje domowe mecze w fazie grupowej Ligi Europy rozgrywa Raków. To duże logistyczne przedsięwzięcie. Nieco ponad 30 osób przez trzy doby musi wypełniać zadania wskazywane przez delegatów UEFA. – Pracujemy wtedy po 15-16 godzin – mówią nasi rozmówcy. Rzecznik prasowy częstochowian – Michał Szprendałowicz, dyrektor zarządzający Rakowa – Michał Siara i dyrektor działu organizacji – Marcin Rzeszowski opowiadają o tym jak wyglądają przygotowania do spotkań rozgrywanych pod egidą europejskiej federacji.
Początek procesu przygotowań do meczów zaczyna się już bezpośrednio po losowaniu. Tak było 1 września, kiedy działacze Rakowa nawiązali pierwsze kontakty ze swoimi odpowiednikami z austriackiego Sturmu Graz, portugalskiego Sportingu i włoskiej Atalanty.
– Tak jest w przypadku spotkań w eliminacjach, ale również jeżeli chodzi o mecze fazy grupowej. Nasi przedstawiciele zawsze są w szwajcarskim Nyonie, gdzie odbywają się losowania. Od razu po ceremonii, tam na miejscu, zaczynają się rozmowy z ludźmi z klubów, z którymi zagramy. To właśnie wtedy omawiane są pierwsze szczegóły. Kluby wymieniają się różnymi prezentacjami, kontaktami czy adresami e-mail – mówi Michał Szprendałowicz, rzecznik Rakowa.
Liga Europy. Jak wygląda organizacja meczów Rakowa Częstochowa w Sosnowcu?
Przed dzisiejszym starciem ze Sportingiem akcja organizacyjna ruszyła już pięć dni temu.
– Takie realne przygotowania, już na stadionie w Sosnowcu, zaczynają się od poniedziałku. Zaczynamy od przygotowania wspólnie z UEFĄ całego wystroju stadionu. Różne części trybun, przejść i szatni muszą być ozdobione w grafiki Ligi Europy czy jak to było przed pierwszym meczem z Kopenhagą, w branding Ligi Mistrzów. W tym celu do Polski przylatują ludzie z UEFA, którzy to wszystko robią. Jest to wykonywane pod nadzorem naszego klubu, ale wszystko wykańczają ludzie przysłani przez UEFA. Z tego brandingu jest wyłączona nasza szatnia, którą przystrajamy sami w nasze barwy, hasła, zdjęcia itp – dodaje Szprendałowicz.
– Szatnie „ubieramy” tak, żeby piłkarze czuli się jak u siebie – podkreśla Marcin Rzeszowski, dyrektor działu organizacji. – Staramy się odtworzyć wszystkie elementy z szatni przy Limanowskiego. Tak robimy nie tylko przy okazji meczów w europejskich pucharach, ale działo się już tak w przeszłości na przykład przy okazji finałów Pucharu Polski. Nasz branding jest montowany na mecz i później od razu musimy wszystko zdemontować, żeby zostawić szatnię w takim stanie w jakim je zastaliśmy – dodaje.
Szatnia Rakowa po wyjazdowej wygranej 1:0 z cypryjskim Arisem Limassol w III rundzie el. Ligi Mistrzów.
To dyrektor zarządzający Rakowa – Michał Siara, oraz Rzeszowski i Szprendałowicz odgrywają kluczowe role w tym, aby spotkania częstochowian w europejskich pucharach odbywały się zgodnie z rygorystycznymi wytycznymi UEFA.
– Są trzy główne aspekty przygotowań. Pierwszy to ogólna organizacja meczu polegająca na bieżącym realizowaniu bardzo wielu mniejszych lub większych spraw. Wynikają one głównie z regulaminów UEFA. Jest też aspekt bezpieczeństwa i logistyki oraz ostatnia, ale podczas meczów europejskich pucharów bardzo ważna kwestia, czyli organizacja wszystkich spraw medialnych. Jest ich bardzo dużo – przyznaje klubowy rzecznik.
– Każdy z tych trzech działów ma swojego delegata przypisanego przez UEFA. „Venue Director” odpowiada za wszystkie sprawy organizacyjne. „Venue Operations and Broadcast Manager” zajmuje się się przede wszystkim sprawami medialnymi: kontaktami z telewizją i klubami, a także nadzorem nad sferą organizacyjną pracy wszystkich mediów. Zazwyczaj jest też trzecia osoba z UEFA i jest to „Safety and Security Advisor”. Nie zawsze tak jest, bo czasami kompetencje tej osoby przechodzą na głównego „Venue Directora”. Jeżeli „Security Advisor” jest jednak na miejscu, to on wspólnie z klubami ustala różne zasady dotyczące bezpieczeństwa. Tak jest na każdym meczu pod egidą UEFA. To jest ich standardowa procedura – zaznacza Szprendałowicz.
Raków w Sosnowcu. Raport UEFA z uwagami
Nasi rozmówcy są w bezpośrednim kontakcie z uefowskimi delegatami. Oni też nadzorują przygotowania ze strony klubu.
– Delegujemy trzy osoby od nas do kontaktu z delegatami UEFA. Z „Venue Directorem”, czyli głównym delegatem współpracują dyrektor zarządzający Rakowa – Michał Siara i dyrektor organizacji – Marcin Rzeszowski. Pod „Broadcast Managerem VOBM” jestem ja – czyli rzecznik prasowy. We wszystkich sprawach oczywiście pomagamy sobie nawzajem, a wiele tematów dotyczy kilku działów jednocześnie, więc dobra współpraca jest kluczowa. Organizacja meczu to też nie tylko kontakty z UEFA. To na przykład ticketing, hospitality, sprawy sportowe, praca greenkeeperów czy media teamu. W sumie jest to nieco ponad 30 osób plus dodatkowo wolontariusze czy ochrona – podkreśla rzecznik prasowy „Medalików”.
Michał Siara – dyrektor zarządzający Rakowa i Michał Szprendałowicz – rzecznik prasowy klubu.
– „Main Contact”, czyli główna osoba kontaktowa działa na pierwszej linii. W porozumieniu z UEFA muszę nadzorować wszystkie elementy organizacji meczowej – ujawnia Siara.
– Marcin Rzeszowski jest tzw. „Match Day Operations Contact”. Na jego głowie są tego typu sprawy, jak przyjazdy kibiców obu klubów, przyjazdy drużyn czy kwestie bezpieczeństwa. On też zajmuje się utrzymaniem odpowiedniego standardu i obsługi dla klubów. Za sprawy medialne odpowiada rzecznik Michał Szprendałowicz. Ja nie mam takiej jednej stricte działki, nie zajmuję się tylko marketingiem, brandingiem czy mediami. „Main contact” odpowiada przed ludźmi z UEFA za wszystko. Jak coś jest źle, to ja dostaję uwagi i ewentualne pretensje. Tych finalnie, w naszym przypadku dużo nie ma. Zawsze po meczu, w którym jesteś gospodarzem, odbywa się spotkanie z przedstawicielami UEFA, na którym omawiane są szczegółowo dwa dni poprzedzające mecze i sam dzień meczowy. Poruszane są różne aspekty dotyczące samego spotkania i jego organizacji. Na przykład przy okazji starcia ze Sturmem poruszaliśmy sprawę stanu boiska. To zebranie podsumowujące i wyliczane są tam różne błędy czy braki, ale też jesteśmy chwaleni za pewne aspekty. Przedstawiciele UEFA mówią, co było zrobione dobrze, a co źle. Później sporządzany jest raport, w którym jest wyszczególnione, co trzeba poprawić na następny mecz, żeby było jeszcze lepiej. W dużym skrócie – w trakcie spotkań, w których Raków jest gospodarzem w rozgrywkach UEFA, jestem od tego żeby ogarniać, załatwiać i pilnować pewnych spraw, które po prostu muszą być wykonane – zaznacza dyrektor wykonawczy RKS.
UEFA pomoże poprawić stan murawy w Sosnowcu przed meczem Raków – Sporting
Lód, woda, skład, gumy – czyli „TIME”
Mecze pod egidą UEFA to również masa różnych dokumentów i papierów. Od lat większość spraw jest jednak wypełniana drogą elektroniczną, co bardzo ułatwia komunikację między klubami. Jest do tego specjalna aplikacja. Chodzi też o to, żeby kluby nawzajem informowały się o różnych zachciankach i prośbach.
Siara: – Przed każdym meczem w rozgrywkach UEFA klub musi wypełnić przez internet takie narzędzie, które nazywa się „TIME”. PZPN zapewnia polskim klubom, grającym w europejskich pucharach odpowiedni login i hasła. Trzeba wypełniać specjalny „manual”, czyli taką instrukcję. W większości jestem za to odpowiedzialny ja, a w niektórych aspektach Marcin Rzeszowski. Tam trzeba na przykład podać z odpowiednim wyprzedzeniem skład na mecz – to akurat kwestia kierownika drużyny – Kamila Waskowskiego. Ponadto trzeba wypełnić różne podstawowe informacje. Kiedy gra się na wyjeździe, to na przykład musimy przekazać z jakiego będziemy lecieć lotniska, jaki jest nasz numer lotu, planowy przyjazd do hotelu, co potrzebujemy w szatni dla drużyny. Chodzi nawet o takie błahe sprawy jak 50 kg lodu czy 50 półlitrowych butelek wody mineralnej. Na przykład Sturm Graz poprosił o… dziesięć większych paczek gum do żucia w różnych smakach. Jakieś banany, owoce czy ciasteczka, herbata, kawa, izotoniki – to jest standard. Gumy do żucia to była dla nas nowość. Żaden inny klub wcześniej nie miał takich próśb. W „TIME” można poprosić o eskortę policji na dojazd drużyny z hotelu na stadion. Trzeba podać godzinę wyjazdu itd. Wszystkie prośby i życzenia stricte dla klubów w rozgrywkach UEFA wrzuca się właśnie do „TIME” i to zarówno jak jesteś gospodarzem jak i gościem.
ArcelorMittal Park – stadion w Sosnowcu przystrojony branding Ligi Europy.
Rzeszowski: – Z tych gum to śmiał się nawet przedstawiciel Sturmu. Było to jednak w życzeniach drużyny i po prostu trzeba to było załatwić. Inną sprawą, której mogą nie wiedzieć kibice jest fakt, że wiele sprzętów do treningu takich jak pachołki musi zapewnić klub gospodarz. Tutaj zapotrzebowanie też zgłasza się przez „TIME”.
W Sosnowcu nie są u siebie
Fakt, że Raków nie może rozgrywać meczów Ligi Europy w roli gospodarza w Częstochowie rodzi sporo przyziemnych problemów. Wszystko przez to, że obiekt przy Limanowskiego nie ma IV kategorii UEFA. Chodzi o liczbę 8000 miejsc siedzących, odpowiednie zaplecze dla VIP-ów i miejsca pracy dla dziennikarzy oraz komentatorów o określonym standardzie. Takie są wymogi wszystkich rozgrywek na etapie faz grupowych. To wszystko znajduje się na ArcelorMittal Park w Sosnowcu.
Szprendałowicz: – Gdybyśmy grali w Częstochowie to wszystko byłoby prostsze. Nie musielibyśmy tracić czasu na przykład na dojazdy. W Sosnowcu też często musimy korzystać z pomocy miejscowych osób z Zagłębiowskiego Parku Sportowego, bo nie do końca znamy cały stadion. ArcelorMittal Park jest dość specyficzny. Nie da się tam w prosty sposób przejść z jednego sektora na drugi. Do wszystkiego potrzebne są karty dostępu. Niektóre drzwi otwiera tylko ochrona. Windy działają też tylko na karty. To jest dość uciążliwe, kiedy za najprostszym tematem trzeba biec przez cały stadion. Nagle okazuje się, że ktoś nie może dostać się do jakiejś strefy i trzeba to załatwić „na już”. Na swoim stadionie jest inaczej. Wszystkie karty i klucze są do twojej dyspozycji, bo je po prostu masz. Tutaj jesteśmy gośćmi. Ludzie z Zagłębiowskiego Parku Sportowego i tak bardzo nam pomagają. Są bardzo wyrozumiali i przyjaźni. Z tego miejsca duże słowa uznania i podziękowania. Mamy z ludźmi ze stadionu bieżący kontakt. Bardzo pomaga nam we wszystkim pani Natalia Moraczewska, która pomaga we wszystkich organizacyjnych sprawach. Dużą pomoc mamy też od rzecznika prasowego obiektu Michała Grzyba. Pomógł na przykład w zorganizowaniu odpowiedniej liczby mikrofonów i głośników na konferencje prasowe.
ArcelorMittal Park w trakcie meczu Raków – Sturm (0:1).
Rzeszowski: – Przeniesienie całego klubu na trzy dni do innego miasta jest bardzo trudne. Trzeba tu podkreślić, że mnóstwo osób na miejscu nam pomaga. Chodzi o osoby administracyjne i też stricte techniczne z samego stadionu ArcelorMittal Park. Trzeba otwarcie przyznać, że bez nich nie dalibyśmy rady. Jak nie gra się u siebie, to trzeba przewieźć do Sosnowca nie tylko ludzi, ale od groma różnego rodzaju sprzętu. Najprostszy przykład: słupki z taśmami do odgrodzenia różnych stref. Cała organizacja meczu w innym mieście jest potężnym przedsięwzięciem logistycznym.
Duża lekcja po Duńczykach
Dość błahy problem wyniknął przy okazji meczu IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów z FC Kopenhagą. Mistrzowie Danii potrzebowali… węża aby napełnić zimną wodą specjalny basen w szatni, który ma pomagać w pomeczowej regeneracji.
– Przed tamtym meczem co godzinę mieliśmy jakieś problemy i to z takimi prostymi rzeczami. Można powiedzieć, że z głupotami. Kopenhaga zasygnalizowała, że po spotkaniu piłkarze będą chcieli skorzystać na miejscu z basenu z zimną wodą. Okazało się, że brakuje węża, żeby nalać wodę. Trzeba było go na szybko organizować. Przyziemna sprawa. Jak jesteś pierwszy raz na stadionie i go nie znasz, to takie sprawy zajmują bardzo dużo czasu. To też nie jest żaden zarzut do ludzi z Zagłębiowskiego Parku Sportowego, bo oni podobnie jak my, cały czas się uczą meczów w europejskich pucharach. Przypominam, że stadion ArcelorMittal Park jest otwarty pół roku. To dla ludzi z obiektu też jest świetna szkoła. Po naszych doświadczeniach spokojnie będą mogli organizować spotkania na każdym poziomie i we wszystkich rozgrywkach, w tym reprezentacji młodzieżowych – uważa dyrektor Rzeszowski.
Stadion w Sosnowcu podczas hymnu Ligi Mistrzów przed pierwszym meczem IV rundy el. Champions League: Raków – FC Kopenhaga (0:1). Spotkanie oglądał wówczas komplet: 11 600 widzów.
– Bardzo dużo nauczył nas ten pierwszy mecz w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Przy tym spotkaniu z Kopenhagą był dużo wyższy poziom stresu, bo wszystko robiliśmy pierwszy raz i to wszystko w tydzień. Udowodniliśmy wtedy sami sobie, że potrafimy to zrobić. Oczywiście, nie obyło się bez jakichś niedociągnięć i błędów, ale na niektóre rzeczy czasami nie mieliśmy wpływu. Ogólna ocena od UEFA była jednak bardzo wysoka – podkreśla Siara.
Kolejnym kłopotem przy okazji wyjazdowego domowego meczu jest odpowiednia logistyka i przetransportowanie kibiców z Częstochowy do Sosnowca.
– Sprawy bezpieczeństwa z przebywaniem fanów w innym mieście też są dość skomplikowane. Nie mamy tutaj stałych kontaktów na przykład z policją, żeby zapewnić i zabezpieczyć przejazd drużyny ze specjalną eskortą. Trzeba to było organizować. Podobnie z przejazdem kibiców z Częstochowy spod dworca PKP – podstawić odpowiednią liczbę autobusów. To jest wszystko praca do wykonania, której u nas by nie było – przypomina rzecznik klubu.
UEFA wyrozumiała, ale ma uwagi
Duże zrozumienie dla sytuacji Rakowa ma UEFA, która zdaje sobie sprawę, że działacze mistrzów Polski mogą mieć różne problemy z organizacją spotkań poza swoim miastem.
Rzeszowski: – Ze strony UEFA jest wyrozumiałość na to, że nie jesteśmy na swoim stadionie. Oni mają tego świadomość, ale jednocześnie pilnują, żeby wszystko było wykonane według ich planu. Osoby z UEFA wiedzą, że niektóre sprawy mogą potrwać nieco dłużej, ale finalnie trzymamy się zasad i podręcznika Ligi Europy.
Marcin Rzeszowski – dyrektor działu organizacji Rakowa Częstochowa.
Nie jest też tak, że przedstawiciele europejskiej federacji zupełnie nie mają uwag do częstochowian.
Siara: – Po spotkaniu ze Sturmem były drobne elementy do poprawy, jeżeli chodzi o „show” z pokazem świateł przed meczem. Musimy odpowiednio doświetlać koło środkowe, gdzie jest okrągła grafika z brandingiem Ligi Europy. To musimy poprawić. Z drugiej strony dostaliśmy pochwały za obsługę mediów czy za komunikatywność i szybkie wypełnianie różnych dokumentów.
Telewizyjny „countdown”
UEFA ma swoje stałe procedury, które każdy klub w fazie grupowej musi wypełnić. Dotyczą one nie tylko obsługi mediów, ale również takich elementów jak nawet konkretne zachowania… chłopców do podawania piłek.
Szprendałowicz: – Na 72 godziny przed meczem trzy, cztery operacyjne osoby ze strony naszego klubu spędzają już cały czas w Sosnowcu. Musimy przenieść się tam na kilka dni. W mieście są też już w tym terminie delegaci UEFA, którzy przylatują do Polski na trzy dni przed spotkaniem. Na 72 godziny przed pierwszym gwizdkiem zaczyna się główna praca, którą musimy wykonać. Przy okazji musimy spełnić wszystkie przepisy europejskiej federacji. Mamy kilka spotkań z ludźmi od UEFA oraz z przedstawicielami telewizji, które transmitują spotkanie. Wspólnie ustalamy „countdown”, czyli takie „odliczanie minuta po minucie”, co się będzie działo w dzień meczowy. Szczegółowo rozpisywane są też działania w dwa wcześniejsze dni: „match day -2” i „match day -1”. Wszystko jest ustalane i wdrażane na bieżąco. Delegaci chodzą po stadionie i różnych pomieszczeniach. Robią wizytacje i doglądają wszystkiego. Nie jest to tak jak w meczach ligowych, kiedy z delegatem PZPN robi się obchód stadionu w dniu spotkania.
Siara: – Na meczach w Sosnowcu wystawiamy też nasz klubowy sklep. Z koszulkami, szalikami i innymi gadżetami. Musimy wydelegować osoby do obsługi lóż i ich otwarcia. Są też osoby, które zajmują się chłopcami do podawania piłek. Oni też mają specjalną odprawę, na której są instruowani co mogą, a czego nie mogą robić. Są również specjalne wytyczne dla chłopaków machających kołem w trakcie hymnu Ligi Europy. Zajmuje się tym specjalna ekipa UEFA odpowiedzialna za branding. Akurat są to Polacy, więc komunikacja jest szybka i prosta. Mamy też osobę odpowiedzialną za dzieci, które wyprowadzały zawodników i sędziów jako eskorta. Dziećmi trzeba się zająć przed meczem, w jego trakcie i na koniec odprowadzić je do rodziców. To wszystko jest na głowie klubu.
UEFA dba też o to, żeby piłkarze po meczach byli do dyspozycji mediów. Jeżeli zawodnicy nie będą chcieli rozmawiać z dziennikarzami na przykład po porażce, to klubowi grożą kary finansowe. To wszystko jest na głowie rzecznika prasowego.
– W dniu meczu Michał Szprendałowicz powinien być czasami w trzech miejscach naraz. On odpowiada za to, żeby zawodnicy i trenerzy udzielali wywiadów broadcasterom. Jednocześnie musi poprowadzić konferencję prasową i zadbać o to, żeby piłkarze obu klubów trafili do strefy mieszanej. Jak zawodnicy nie będą chcieli rozmawiać to może się to skończyć karą dla klubu. W jego gestii jest też przygotowanie tłumacza, który będzie przekładał wypowiedzi na język ojczysty klubu, z którym gramy. Przed meczem UEFA ma też kilka odpraw z telewizjami z obu krajów, które mają prawa do transmisji – ujawnia dyrektor zarządzający Rakowa.
Austriacki pomysł z adwokatem
W częstochowskim klubie byli poruszeni i zaskoczeni tym, co spotkało Legię Warszawa w Alkmaar. Wszystko dlatego, że UEFA ma bardzo jasno sprecyzowane procedury dotyczące bezpieczeństwa drużyn.
Szprendałowicz: – UEFA wymaga od klubu gospodarza absolutnie najwyższego poziomu bezpieczeństwa. Dlatego bardzo dziwić może to, co spotkało Legię w Alkmaar. Nie ma na przykład możliwości, żeby jakaś przypadkowa osoba podeszła do zawodników, którzy przechodzą do autokaru. Takie przejście jest zabezpieczone i strzeżone. Kibic na stadionie nie ma żadnego dostępu do piłkarzy.
Rzeszowski: – Pod kątem organizacji meczów i przede wszystkim bezpieczeństwa w ogóle nie mamy się czego wstydzić względem Holandii, Francji czy innych europejskich krajów. To nie jest tak, że ludzie z UEFA odkrywają przed nami jakieś rzeczy, o których nie mamy pojęcia. Patrząc na wydarzenia Legii z Alkmaar to mam poczucie, że nasi kierownicy do spraw bezpieczeństwa i ludzie od organizacji z polskich klubów mogliby nauczyć czegoś swoich odpowiedników z Europy. Mam wrażenie, że sporo moglibyśmy im pomóc, żeby na ich stadionach było bezpieczniej. Widziałem już kilka obiektów, jeżdżąc z Rakowem w trakcie rozgrywek europejskich i jakoś nigdy nie było jakiejś sytuacji, żeby ktoś robił coś zdecydowanie lepiej od nas. Wiele rzeczy lepiej funkcjonuje u nas.
Piłkarze Rakowa przed meczem ze Sturmem.
Mecz ze Sturmem był okazją dla Rakowa do podpatrzenia pewnego sprytnego rozwiązania, które w przyszłości może ułatwić życie na europejskich wyjazdach kibicom wszystkich polskich klubów.
– Podczas całego pobytu austriackich kibiców na stadionie obecny był… polski adwokat, który został wynajęty przez austriacki klub i na bieżąco wyjaśniał wszystkie nieporozumienia związane na przykład z uwagami naszej policji. Ten mecenas znał biegle niemiecki. Był też od razu od tego, żeby reagować na jakieś zatrzymania lub ewentualne prowokacje. Tutaj nic takiego jednak nie miało miejsca – mówi dyrektor organizacyjny mistrzów Polski.
– Zapytałem mojego odpowiednika ze Sturmu o to, w jaki sposób wpadli na taki pomysł i powiedział, że robią tak od poprzedniego sezonu i wizyty w Holandii. Wtedy ich kibice byli zatrzymywani i mieli duże problemy. Było to bodaj przy okazji meczu z Feyenoordem. Wtedy właśnie doszli do wniosku, że miejscowa osoba z odpowiednią wiedzą prawną zawsze przyda się im w kraju, w którym mają grać. Bardzo ciekawy pomysł. Będziemy się zastanawiać czy nie wdrożyć tego u nas już od rewanżowego spotkania ze Sportingiem (9 listopada – przyp. red.). Myślę, że to nie tylko dobry pomysł dla nas, ale również dla innych polskich klubów w przyszłości. Po wydarzeniach z Alkmaar musimy jako środowisko polskich klubów wyciągać wnioski – podkreśla Rzeszowski.
Dawid Szwarga: Granie co trzy dni jest zupełnie innym sportem [WYWIAD]
Deficyt snu, ale i satysfakcja
ArcelorMittal Park dzieli od stadionu Rakowa przy Limanowskiego jakieś 65 kilometrów. To przeważnie godzina i kwadrans jazdy samochodem. Czasami dłużej z uwagi na remonty dróg i natężenie ruchu. Niektóre osoby z klubu muszą pokonywać taką trasę kilka razy w trakcie trzech przedmeczowych dni.
Szprendałowicz: – Czasami czegoś brakuje nam na miejscu albo czegoś zapomnimy i trzeba coś przywieźć. Zazwyczaj w te trzy dni przed meczem pracujemy od 8.00 lub 9.00 rano aż do północy lub do 1.00 w nocy. Wychodzi często po 16 godzin. Dzięki temu wszystko jest przygotowane tak, że drużyny mogą tylko przyjechać na stadion i zagrać. Podobnie kibice, którzy również wszystko mają przygotowane i tylko wchodzą na trybuny. Dla nas operacja meczowa kończy się w okolicach drugiej w nocy na miejscu w Sosnowcu, jeżeli gramy o 18.45, a analogicznie później, jeżeli pierwszy gwizdek przewidziany jest na 21.00. Po spotkaniu trzeba dojechać jeszcze do Częstochowy więc wszystko kończymy nad ranem. Sporo osób pracuje na miejscu jeszcze następnego dnia, żeby „posprzątać” wszystko po nas i przekazać „czysty” stadion ludziom z Zagłębiowskiego Parku Sportowego. Trzeba pozbierać nasze różne sprzęty i cały branding. Ale na ilość pracy nie ma się co obrażać. Chcemy swoją pracę wykonać najlepiej, jak się da.
Siara: – Wiadomo, że człowiek wolałby wracać do domu nieco wcześniej, być wyspanym i spokojniej funkcjonować, ale to przecież pierwszy raz w historii, kiedy Raków gra w fazie grupowej europejskiego pucharu. Historyczna i duża sprawa. Jest zadanie do wykonania i trzeba je zrobić. Nie ma co narzekać. Pracy jest naprawdę dużo. Jak się wszystko uda to odczuwa się satysfakcję po takim meczu, że się wszystko udało. Potwierdzają to rozmowy z ludźmi z UEFA. Jak się wszystko uda dociągnąć, to człowiek się cieszy, bo ma świadomość, że jako klub nie jesteśmy jeszcze wielką organizacją. Nie robimy tego w kilkadziesiąt osób czy nawet w setkę. Tak jak mówiłem, jest nas nieco ponad 30 osób i dajemy radę zorganizować mecz w europejskich pucharach. Fajna sprawa.
Mecz Raków – Sturm (0:1) oglądało w Sosnowcu dokładnie 8993 widzów.
Płacą i zarabiają. Kolejny rok też w Sosnowcu?
Mistrzowie Polski za każdy występ na stadionie w Sosnowcu muszą płacić za wynajem obiektu. Nikt nigdy tego oficjalnie nie potwierdził, ale jeden mecz na ArcelorMittal Park ma kosztować częstochowski klub ok. 115 tys. zł. Niedawno dyrektor finansowy Rakowa Bartosz Kuc przyznał na konferencji przy okazji ujawnienia raportu „Finansowa Ekstraklasa”, że obrońcy tytułu i tak zarabiają na spotkaniach Ligi Europy, dzięki wpływom z tzw. „dnia meczowego”.
– Będą one kilka razy wyższe niż w przypadku gry na naszym obecnym obiekcie, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę koszty najmu. Bez nowego albo przebudowanego stadionu nie ma co ukrywać, że nie zrobimy kolejnego kroku w rozwoju klubu. Nowoczesny i funkcjonalny obiekt jest nam po prostu potrzebny – mówił Kuc.
Przypomnijmy, że Miejski Stadion Piłkarski Raków ma obecnie pojemność 5500 miejsc, a tylko 1056 znajduje się pod dachem. W najbliższych miesiącach mają ruszyć prace nad kolejną przebudową, która zwiększy liczbę krzesełek do co najmniej 8700 miejsc. Zburzona i wybudowana od nowa ma być między innymi trybuna główna. Modernizacja ma sprawić, że częstochowski klub będzie mógł rozgrywać mecze w fazie grupowej europejskich pucharów u siebie. Koszty inwestycji mają wynieść ponad 62 mln zł. 7 października okazało się, że Ministerstwo Sportu i Turystyki ma przeznaczyć na ten cel 35,3 mln zł ze specjalnego „Programu inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu”.
Wygląda na to, że brakujące ponad 26 mln zł będzie musiało wygospodarować miasto Częstochowa, które jest właścicielem terenów przy Limanowskiego. To również władze miejskie wnioskowały o środki w ramach wspomnianego programu. Kiedy ruszą prace? Na razie trudno podać nawet orientacyjną datę. Kto więc wie czy również za rok Raków nie będzie musiał rozgrywać europejskich pucharów w Sosnowcu, o ile oczywiście drużyna trenera Dawida Szwargi zdoła do nich awansować.
WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:
- Juskowiak: Raków zderzy się z Ligą Mistrzów
- „Rotowanie kadrą i minutami piłkarzy jest dla Legii i Rakowa kluczowe”
- Murawa w Sosnowcu przeszła infekcję. W sprawę zaangażowała się UEFA. „W meczu ze Sportingiem ma być lepiej”
- Górnik pokazał innym ligowcom jak trzeba grać z Rakowem
MACIEJ WĄSOWSKI
Fot. Newspix