Dawno nie było jakiejś reformy Ekstraklasy, co? Przyzwyczailiśmy się do zmian co sezon, bo w reformowaniu jesteśmy przecież mistrzami świata – pewnie ten mundial też zreformowaliśmy – ale ostatnio coś się opierdzielamy. Zatem: propozycja. Mecze Ekstraklasy grajmy w tygodniu, nie w weekend, bo wychodzi to ligowcom naprawdę dobrze. A że kolidowałoby to z występami w europejskich pucharach? Oj tam, jesteśmy też ojczyzną centrostrzałów i przekonaliśmy do nich resztę piłkarstwa, to i do tego byśmy zagranicznych kolegów nakłonili.
Bo naprawdę najwyraźniej warto grać w tygodniu:
- Pogoń – Śląsk 0:2 (30 sierpnia, środa)
- Pogoń – Legia 3:4 (27 września, środa)
- Lech – Raków 4:1 (28 września, czwartek)
No i dziś: Lech-Jagiellonia 3:3. Średnia bramek w tych starciach to równe 5, więc, cholera, rewelacyjnie! Co tam jakaś Liga Mistrzów, która jesienią nie ma większego znaczenia, skoro i tak w gruncie rzeczy wiadomo, kto wyjdzie z jakiej grupy. Tutaj, na polskim ekstraklasowym terytorium, dzieją się prawdziwe cuda. I jeszcze nie przewidzisz – w przeciwieństwie do LM – w którą stronę to wszystko pójdzie.
Dla nudziarzy soboty, dla Ekstraklasy wtorki i środy. Sensowny postulat.
Tym bardziej że ten dzisiejszy mecz naprawdę miał w sobie sporo jakości. Owszem, piłkarze popełniali błędy i to takie prowadzące do bramek – szczególnie Jagiellonia – ale jednak chciano i rety, rety, potrafiono grać w piłkę. Mało wybijania na pałę, mało wrzutek do nikogo. Za to dużo sensownych akcji budowanych od A do Z. Coś wynikało z czegoś, a to jest naprawdę w polskiej piłce sytuacja nadzwyczajna, zatem trudno obojętnie przejść obok magii środka tygodnia.
I skoro dla postronnego widza było tak fajnie, przyjemnie – to chwalmy. Lecha za skuteczność. Do pewnego momentu wykorzystywał każdy błąd Jagiellonii, czy to w rozegraniu (nie jest tak łatwo klepać w Poznaniu, jak, przykładowo, z Zagłębiem), czy to bramkarza, bo przecież Alomerović powinien i wręcz musiał odbić wolej Ishaka. Co więcej – tym skutecznym gościem okazał się Ba Loua, który przed tym sezonem zapewne częściej trafiał do drzwi Cuba Libre niż do siatki (gdyż do siatki ledwie raz).
A teraz? Odrestaurowany. Najpierw pewne wykończenie po stracie Romanczuka i szybkiej kombinacji w jej następstwie, następnie długi rajd i też elegancka piła pod ladę. Czyli van den Brom najpierw trafił do Velde, potem do Marchwińskiego, a teraz ma pozytywny wpływ na Iworyjczyka. Jeszcze parę takich cudów i będzie go trzeba zatrudnić do remontu poznańskiego rynku, a potem w reprezentacji Polski. Albo w odwrotnej kolejności, już trudno powiedzieć, co jest rozkopane dłużej.
Jagę pochwalimy zaś za to, że mimo stanu 0:3 łeb w nie załamała się, tylko wciąż wierzyła w dobry wynik. Mają charakter ci goście – z Radomiakiem wyciągnęli 0:2, natomiast teraz, gdy rywal był zdecydowanie silniejszy, a wynik jeszcze gorszy, również dali radę.
Kluczowe momenty widzimy dwa. Po pierwsze oczywiście gol na 1:3, który dał nadzieję – zwróćcie uwagę na zastawkę Pululu w środku pola, która dała początek tej akcji. Coś kapitalnego, facet mógłby rywalizować z Pudzianowskim i Sławkiem Toczkiem w szczycie formy. Po drugie wejście Marczuka, który zmienił bezproduktywnego i bezbarwnego Naranjo. To Marczuk najpierw wywalczył rzut wolny, kiedy padła bramka Skrzypczaka i to Marczuk wywalczył rzut karny, gdy na 3:3 wyrównał Wdowik.
I tutaj… parę ostrych słów bohaterom tego meczu się należą, konkretnie Czerwińskiemu, bo jego faul był po prostu idiotyczny. Na co on liczył – że w dobie VAR tak durne i wyraźne ciągnięcie za koszulkę pozostanie niezauważone? Wiadomo, że sędziował Sylwestrzak (który i dzisiaj parę razy chciał stracić kontrolę nad meczem dziwnymi decyzjami), ale bez przesady, na wapno musiał wskazać. Zrobiłby to Stępień z 13 posterunku. Bez okularów.
Niemniej – doskonałe widowisko. I dramaturgia, i jakość, i błędy, jasne, ale to naturalne w futbolu. Zdawało się, że Jagiellonia tak ważny egzamin obleje z kretesem, ale nie – obroniła się. Wysyłając oczywiste zapytanie: hej, dlaczego wszyscy chwalą głównie Śląsk, skoro to my obecnie jesteśmy liderem Ekstraklasy?
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Piotr Samiec-Talar przeszedł aktualizację [Kozacy i badziewiacy]
- Dużo brzydoty, ale są trzy punkty. Warta się przełamuje
- Kwiatkowski: Dziwią mnie mocne słowa prezesa Widzewa. Mogliśmy grać w piłkę wodną
Fot. Newspix