Legia Warszawa przegrała czwarty mecz z rzędu, co jednoznacznie świadczy o kryzysie tego zespołu. O jego powodach na łamach „Przeglądu Sportowego” opowiedział były piłkarz Wojskowych Łukasz Broź.
– Nie sądziłem, że kryzys będzie aż tak duży, ale spodziewałem się, że z taką kadrą Legii będzie trudno grać co trzy dni. Latem do Warszawy trafiło dwóch stoperów, którzy we Wrocławiu zaczęli na ławce rezerwowych. Paweł Wszołek nie ma rywala na prawym wahadle. Patryk Kun tylko dwóch meczów w tym sezonie nie rozpoczął od pierwszej minuty, a Gil Dias na razie nie pokazuje niczego wielkiego. Blaz Kramer co chwila leczy urazy, w środku pola prawie non stop oglądamy Bartosza Slisza i Juergena Elitima, więc tutaj też rywalizacja nie jest zbyt duża. Grając co trzy dni, kadra powinna być bardziej wyrównana – powiedział Łukasz Broź, były piłkarz Legii Warszawa na łamach „Przeglądu Sportowego”.
Przegrywając 0:4 ze Śląskiem Wrocław, seria porażek Wojskowych wydłużyła się do czterech meczów. Taka passa to symptomy poważnego kryzysu. Co zatem stało się z drużyną, która jeszcze nie tak dawno zdobywała po kilka bramek w spotkaniu. Winne jest nie tylko przemęczenie, ale również brak widocznych liderów.
– Jak patrzyłem na niektórych, to przecierałem oczy, że forma i pewność może tak szybko ulecieć. Oceniam piłkarzy nie w momencie, kiedy drużynie się wiedzie i wygrywa, bo wtedy każdemu chce się grać. Liderów z charakterem poznaje się w trudnych momentach, a we Wrocławiu takich w Legii nie dostrzegłem. Podczas meczu we Wrocławiu na twarzach legionistów nie widziałem złości, tylko bezsilność. Nie podkręcali się, nie mobilizowali, ani nie motywowali. Kolejne gole dla Śląska były formalnością – dodał Broź, zaznaczając, że brakowało mu na boisku Josue.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Dołek Legii, czyli nie zawsze jest pięknie
- Renesans Śląska. Odżyli kibice, odżył stadion
- Magiera: – Nauczyłem się mieć gdzieś to, co ktoś sobie pomyśli
Fot. FotoPyk
