Prawie czterdzieści tysięcy widzów na meczu Ekstraklasy. Pozycja lidera. Umocnienie się na niej w kapitalnym stylu. Totalne zdemolowanie Legii Warszawa. Aż 4:0. Prawdziwa demolka. Wielki Piotr Samiec-Talar. Wielki Erik Exposito. Wielki Jacek Magiera. I wielki Śląsk Wrocław. WKS przypomniał nam dzisiaj, że jak na polskie realia to naprawdę ogromna marka.
Możemy śmiać się z Legii Warszawa. Możemy oprzeć wszystkie teksty pomeczowe na szyderce z drużyny Kosty Runjaicia, która dostała we Wrocławiu lanie, jakby była jakąś drużyną z Erasmusa, a nie efektownie grającym pucharowiczem.
Ale czy to byłoby uczciwe wobec Śląska Wrocław?
Chyba nie.
Dlatego skupmy się na gospodarzach, którzy przeżywają dziś kapitalny moment. To jedna z najfajniejszych chwil w ich bogatej historii. Przecież zeszły sezon kończył się jak zwykle. W cieniu afer i skandali z miejskimi urzędnikami w tle. W obliczu sportowego marazmu i rozpaczliwego ratowania ligi w ostatnich kolejkach. W gabinetach doszło do prawdziwej rewolucji. Wymieniono prezesa i dyrektora sportowego. Do Rakowa odszedł najlepszy piłkarz. Drugi najlepszy także miał już spakowane walizki. Transfery do klubu nie wyglądały ekskluzywnie. Kibice byli zmęczeni klubem jak Ribeiro biegając za podaniami Samca-Talara…
To nie miało prawa wypalić. Wydawało się, że Śląsk dobija do ściany, tak sportowo, jak i organizacyjnie. Byliśmy przekonani, że jedynym ratunkiem dla WKS-u jest prywatny inwestor, który zresztą wciąż się jeszcze nie znalazł. Patrzyliśmy na niezbyt dobrze rokujące ruchy Davida Baldy i myśleliśmy sobie: oho, tym razem się doigrają.
A oni są liderem.
W takim stylu.
Rewelacyjna frekwencja na Śląsk Wrocław – Legia Warszawa. Prawie 40 tysięcy widzów
Mówcie co chcecie, ale prawie czterdzieści tysięcy widzów na meczu Ekstraklasy to wielkie wydarzenie (byliśmy na trybunach i szykujemy dla was większy reportaż). Śląsk był chyba speszony tak wielką widownią, przynajmniej w pierwszej połowie, gdy to Legia sprawiała wrażenie ekipy, która kontroluje to, co dzieje się na murawie. Chce mieć piłkę przy nodze i stawia na zachowawczość. Podaje krótko, nie chce tracić. Czas pokazał, że była to kontrola raczej pozorna. Szukanie bezpieczeństwa w posiadaniu piłki.
Gual padał na murawę za każdym razem gdy tylko poczuł rywala na plecach. Rosołek podśpiewywał pod nosem „i co ja robię tu?”. Pekhart czekał na piłki (trochę jak ten kościotrup z memów). Gdy się doczekał, to zgrał do Guala, a ten huknął w poprzeczkę. Brzmi groźnie, ale jak na czterdzieści pięć minut, to całkiem niewiele. Legia nie miała Josue, który pauzował za kartki (co można było odczuć) i Muciego, który przesiedział większość meczu na ławce (co trudno było zrozumieć, choć pewnie zdecydowały względy fizyczne, piłkarz wrócił ze zgrupowania kadry).
Tak czy siak, do końca pierwszej połowy wyglądało to na mecz, w którym raczej nie przytrafią nam się fajerwerki.
Genialne prostopadłe podania Samca-Talara
Ale druga połowa…
Prawdziwy koncert.
Błysk geniuszu Samca-Talara, który zagrał dwie rewelacyjne prostopadłe piłki. Przy dwóch pierwszych bramkach to on ma większość zasług po swojej stronie. Schwarz wykończył swoją akcję wślizgiem. Exposito zagrał z klepki i uciekł obrońcom, którzy byli dziś notorycznie spóźnieni. Augustyniak? Dramat. Ribeiro? Dramat. Obaj dostają od nas jedynki. Pankov też pewnie załapałby się na taką notę, lecz uratował go Kosta Runjaić zdejmując z boiska.
Dziesiątki razy słyszeliśmy podczas transmisji, że Samiec-Talar świetnie zagrał w sparingu, do którego doszło w trakcie przerwy reprezentacyjnej. Magiera idealnie trafił z wystawieniem tego chłopaka, którego notowania w ostatnim czasie przecież spadły (zachwycał za to Burak Ince). To Samiec-Talar, wykańczając akcję Nahuela, wsadził piłkę do pustaka na 3:0. Największą łatwość Śląsk miał przy czwartym trafieniu. Dias stracił piłkę. Obrona Legii ustawiona była gdzieś z siedemdziesiąt metrów do własnej bramki. Exposito przypilnował na własnej połowie, by nie było spalonego, dostał prostopadłą piłkę i dopełnił dzieła zniszczenia.
4:0.
Legia zmasakrowana.
Śląsk ma swój rewelacyjny moment. Przypomniał nam wszystkim, że wciąż jest wielkim klubem, o czym stanowi jego ogromna społeczność. Symbol ligowego marazmu i tak piękny wieczór ledwie kilka miesięcy później… Co za spektakularna przemiana.
WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:
- Magiera: – Nauczyłem się mieć gdzieś to, co ktoś sobie pomyśli
- “1,5 miliona za milczenie przed wyborami”. Marcin Torz o szokującej ofercie ze Śląska Wrocław
- Sprawa jest prosta – Exposito to MVP lata w Ekstraklasie
Fot. newspix.pl