Reprezentacja Polski została przerzucona w lewo na Tinderze, ponieważ brakuje jej wzrostu, a przecież prawdziwi mężczyźni zaczynają się od 190 centymetrów. Co gorsza w aplikacji nie siedziała wówczas Julka ze Zduńskiej Woli, tylko Michał Probierz, selekcjoner zespołu narodowego. Zatem tak zdefiniował jeden z problemów – piłkarze są, kurde, za niscy. Tylko czy to faktycznie prawda?
Czy wzrost to problem kadry narodowej?
Probierz w Kanale Sportowym stwierdził: – Na pewno brakuje wzrostu w tym zespole. To jest istotne, bo przy stałych fragmentach gry, przy bronieniu i w ofensywie, brakuje takiej możliwości, aby był jeden czy drugi wysoki zawodnik. Widać, że w innych zespołach jest co najmniej dwóch, trzech piłkarzy powyżej 190 centymetrów, którzy wchodzą i potrafią stworzyć przewagę w polu karnym.
Po pierwsze – ograniczając się tylko do meczu z Mołdawią – już na tym poziomie coś się nie zgadza. Ano dlatego, że kadrowicze mieli istotną przewagę wzrostu nad rywalem. Nasza średnia wyjściowej jedenastki to 184,4 centymetra, średnia mołdawian: 181,6 centymetra. Prawie trzy centymetry różnicy na naszą korzyść, a że trzy centymetry mogą zrobić różnice – jasna sprawa dla każdego, kto parkował w zatłoczonym miejscu.
Po drugie – skoro centymetry są tak ważne, dlaczego w pierwszym składzie zagrał na przykład Dziczek (181 cm, wszystkie wzrosty za 90minut.pl)? Przecież wyższy jest Piotrowski – 184 centymetry. Albo dlaczego zagrał Milik, 183 centymetry, a nie Buksa – 191 centymetrów? To zresztą ma jeszcze większy sens, bo jak głową gra Milik, to z Mołdawią dało się zauważyć, mianowicie – nieszczególnie, a jak gra Buska, widzieliśmy z Wyspami Owczymi – no jednak trochę lepiej.
Po trzecie – Probierz przecież nie prowadzi klubu. Nie trafił do drużyny liliputów, nie musi czekać na okienko transferowe, żeby zaraz ściągnąć paru wieżowców. Nie, prowadzi reprezentację Polski i może powołać kogo chce. Nawet Musiolika – 193 centymetry. Swoją drogą ma z czego wybierać, bo choć nie jesteśmy najwyższym narodem Europy, to jednak nie mamy się czego wstydzić:
Nie jest z nami tak dobrze jak z Litwinami czy Łotyszami, ale z drugiej strony nie kieruje Probierz zespołem włoskim czy portugalskim, wtedy byłby problem – straszni z nich kurduple (dobrze, że nikt o tym nie powiedział Roberto Martinezowi).
Kwestia wzrostu w przeszłości reprezentacji Polski
Hm, a jak było w przeszłości, w czasach kiedy z polską piłką było lepiej i emocjonowaliśmy się starciami na wyższym poziomie niż meczami z Mołdawią?
Przeciwko Niemcom, Szwajcarii i Portugalii na Euro 2016 średnia wzrostu pierwszej jedenastki reprezentacji Polski wyniosła 183,09 centymetra. To o ponad centymetr mniej niż z Mołdawią.
Zwycięski baraż ze Szwecją? To z kolei 184,36 centymetra średniej, zatem w zasadzie identycznie co z Mołdawią.
A historyczny mecz z Niemcami, kiedy ograliśmy mistrzów świata? Byliśmy średnio o dwa centymetry wyżsi niż teraz!
I właśnie o to chodzi: możemy znaleźć przykłady, kiedy w tej statystyce sięgaliśmy nieba, możemy znaleźć też momenty, kiedy trzeba było nam stać na palcach do zdjęcia. Ale i wtedy, i wtedy jedna rzecz była wspólna – potrafiliśmy wygrać ważne spotkania. Bo, tak się składa, że wzrost choć może pomóc w jednej czy drugiej sytuacji, to jednak nie wygrywa, nie remisuje i nie przegrywa meczów.
Możesz wystawić jedenastu Gortatów i po rzucie rożnym nie stworzyć sobie niczego, nawet nie dotknąć piłki. A możesz mieć pomysł – jak Mołdawia – i strzelić gola po kornerze za sprawą Iona Nicolaeuscu, który odrósł od ziemi na skromne 184 centymetry.
Szkoda energii na takie tematy, selekcjonerze
Oczywiście temat wzrostu nie był główną osią sporu w ponad godzinnym wywiadzie, poświęcono mu ledwie kilkadziesiąt sekund, ale jednak Probierz o tym wspomniał. I rodzi się jedno, zasadnicze pytanie: po co? Po co wystawiać się na tak łatwe strzały, uciekając do statystyki, która w gruncie rzeczy nie ma żadnego znaczenia?
Selekcjoner musi zrozumieć, że nie prowadzi już Cracovii i gadka o tym, że ta nie zdobyła mistrzostwa przez koronawirusa, nie przejdzie bokiem. Prowadzi w chwili obecnej drużynę narodową, zatem taką, która interesuje każdego kibica w Polsce. I dziennikarza. I eksperta. Jeśli będzie więc sam sobie wrzucał takie granaty do własnego ogródka, to po prostu będzie miał wizerunkowy, medialny problem, a co to może oznaczać, niech spyta Brzęczka.
Bo skoro każdego interesuje kadra i skoro dziś każdy ma dostęp do internetu, to każdy sobie może sprawdzić – jak to z tym wzrostem jest. Czy faktycznie bieżąca generacje ma spiłowane piszczele, czy jednak nie i wrzuca się temat zastępczy, kompletnie bez pokrycia z rzeczywistością.
Zresztą wskazywanie tematu wzrostu jako problem drużyny narodowej w 2023 roku, w czasach, kiedy taktyka jest tak rozwinięta, kiedy możesz zniwelować lub ograniczyć nią prawie każdą przewagę rywala w jakości… Dajmy spokój, bo w listopadzie dojdziemy do tematu, że w Polsce jest za zimno i to też problem. Że kibice na Narodowym nie są fanatyczni i to też problem. Że dojazd na stadion jest nieciekawy. I to też, oczywiście, problem.
Poza tym sekunda, minuta, czy godzina – jeśli selekcjonera choć przez nawet chwilę zajmuje wzrost piłkarzy, to może być nam wszystkim ciężko.
Tego się bano – Probierza, który wrzuca absurdalny temat w dyskurs, a potem dzielnie o niego walczy. Szkoda energii. Chcemy selekcjonera, który dokonuje w tym zespole zmian i pan to przecież zaczyna robić. Chcemy selekcjonera, który będzie potrafił tą drużyną wstrząsnąć i pan to w przerwie meczu z Mołdawią przynajmniej próbował zrobić.
Nie chcemy natomiast selekcjonera, który będzie dochodził do wniosków, które da się obalić w pięć minut. A tak się w tym wypadku niestety dało zrobić.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Reprezentacja Polski to Midas na opak. Wszystko zamienia w gówno
- Dyskutujmy poważnie. To nie Patryk Peda jest dziś problemem reprezentacji
- Ciarki żenady. Top 15 najbardziej wstydliwych momentów eliminacji Euro 2024
- Zespół, który zatrzymał się w pół drogi. Wynik – jak rzadko – gorszy niż gra
- Dziwny przypadek Tomasza Kędziory