Reklama

Błędne koło w Andaluzji. Sevilla popełnia te same błędy i liczy, że wyjdzie na prostą

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

17 października 2023, 14:33 • 6 min czytania 1 komentarz

Działacze Sevilli nie byli przekonani do José Luisa Mendilibara, ale zatrzymali go, by zwolnić przy pierwszym kryzysie. Przekonania nie budzi też jego następca, Diego Alonso. Czy i on szybko wyleci? Jest to wielce prawdopodobne, bo dyrektorzy klubu mają duże oczekiwania, choć sami są odklejeni od rzeczywistości i skupieni na wewnętrznych wojnach.

Błędne koło w Andaluzji. Sevilla popełnia te same błędy i liczy, że wyjdzie na prostą

Gdy tylko José Luis Mendilibar przedłużył kontrakt z Sevillą, jasnym stało się, że nie przetrwa pierwszego kryzysu. Po utrzymaniu i zwycięstwie w Lidze Europy trenera nie wypadało zwolnić, ale jednocześnie nikt na Ramón Sánchez Pizjuán nie był przekonany do trenera-weterana. Zamiast ułatwić mu pracę, rzucano kłody pod nogi. Nie sprowadzono piłkarzy, o których prosił. Nie dostał wsparcia od szefostwa. Wraz ze złożeniem podpisu stołek pod 62-latkiem zaczął się chwiać, a wiedzieli o tym też zawodnicy, z którymi Hiszpan zresztą się solidnie pożarł.

Cytując tytuł wybitnej powieści Gabriela Garcíi Márqueza: decyzja o jego zwolnieniu była kroniką zapowiedzianej śmierci – każdy wiedział, jaki będzie finał tej opowieści.

Jose Luis Mendilibar. Dobry strażak, gorszy trener

W momencie zatrudniania Mendilibara plan Monchiego był prosty. Trener-weteran, do którego przylgnęła łatka strażaka-zadaniowca, wyciąga klub z walki o utrzymanie. Latem dokonujemy katharsis i startujemy z nowym projektem, już ze szkoleniowcem na lata, np. Andonim Iraolą. Ta idea runęła jednak w gruzach wraz z nadspodziewanie dobrymi wynikami i postępującym kryzysem w relacjach dyrektora sportowego z władzami Sevilli. Victor Orta, następca Monchiego, dostał Mendilibara w spadku, ale jego filozofia kompletnie różniła się od tej szkoleniowca.

W tym sezonie Sevilla miała masę problemów. Zwolnienie trenera nie wzięło się wyłącznie z faktu, że drużyna wygrała dwa z jedenastu meczów i że grała po prostu słabo, będąc zespołem kompletnie niepoukładanym taktycznie i niewykorzystującym potencjału. Mendilibar źle przygotował piłkarzy pod względem fizycznym, przez co nie działał jego oparty na pressingu i dośrodkowaniach styl, a że jest trenerem zero-jedynkowym, to nie miał żadnego planu B.

Reklama

Prosta filozofia sprawdziła się znakomicie, gdy trzeba było odbudować mentalnie zawodników nierozumiejących systemów Jorge Sampaolego. Ale gdy trzeba było budować od zera, gdy należało wprowadzić swoje usprawnienia, weteran poległ.

Poważne były też kłopoty komunikacyjne. Mendilibar pokłócił się z liderami szatni – Suso, Marcosem Acuñą czy Sergio Ramosem, z którego transferu 62-latek, delikatnie mówiąc, nie był zadowolony. Miał cojones, by na konferencji prasowej wypalić, iż czterokrotny zdobywca Ligi Mistrzów nie nadaje się do jego stylu. W ostatnim meczu, z Rayo (2:2), doszło do kłótni trenera z Fernando, innym z kapitanów Sevilli. Brazylijczyk został zdjęty z boiska w 37. minucie i wyraźnie pokazał swoje niezadowolenie.

Lot Ikara

Mendilibar tracił szatnię i nie miał zaufania szefów klubu, którzy wyrzucili go z pracy nawet szybciej niż Sampaolego – a etap Argentyńczyka w Sewilli był absolutną katastrofą. Można się dziś zastanawiać, czy 62-latek nie zdołałby podnieść drużyny z kryzysu, szczególnie że od czasu desperackich transferów na finiszu okna Sevilla przegrała tylko jeden z siedmiu meczów, i to z Barceloną (0:1), ale nie od dziś wiemy, że władze na Ramón Sánchez Pizjuán są w gorącej wodzie kąpane. I być może to właśnie tu należałoby szukać przyczyn ostatnich problemów Los Nervionenses.

Fakt, że Sevilli w ciągu ostatniej dekady udało się wygrać pięć Lig Europy, trzeba określać jako cud, zwłaszcza że w tym czasie zespół prowadziło już dziesięciu trenerów. To wynik szokujący, jeśli weźmiemy pod uwagę, że tylko Unai Emery i Julen Lopetegui spędzili w dzielnicy Nervión łącznie ponad sześć lat. W międzyczasie byliśmy świadkami lotu Ikara. Monchi i szefowie Sevilli przyzwyczaili się do gry w Lidze Mistrzów i zapomnieli o klubowej filozofii – tanio kupić, drogo sprzedać. Zamiast młodzianów, ściągani byli weterani, którzy mieli dać jakość tu i teraz. Budżet dawało się spiąć dzięki rokrocznym występom w Champions League i problemów pewnie by nie było, gdyby nie nadeszła pandemia. Wraz ze ścięciem przychodów Sevilla – podobnie jak i Barcelona – wpadła w potężny finansowy kryzys.

Andaluzyjczycy szybko sprzedali wyróżniających się zawodników, na czele z Julesem Koundé czy Diego Carlosem. Na Ramón Sánchez Pizjuán zostali albo przeciętniacy, albo weterani, na których nie da się zarobić i którzy mają wysokie kontrakty. Podobnie jak w Barçy, kłopotem Sevilli stał się gigantyczny, rozdmuchany budżet płacowy i ogromna liczba zawodników na kontraktach, którzy byli rokrocznie wypożyczani (np. Rony Lopes) i których nie dało się pozbyć ze względu na „komfortowe” umowy. Konieczna była przebudowa kadry i zapowiadany przez dyrektora sportowego Ortę powrót do sprowadzania niepewnych zawodników, jednak jednocześnie nie porzucono wysokich oczekiwań.

I tu wracamy do kąpieli w gorącej wodzie. Jak można oczekiwać sukcesów, gdy kadra ma tyle deficytów? Gdy nie zapewnia się trenerowi oczekiwanych przez niego piłkarzy? Gdy zespół jest jednym z najstarszych w LaLiga? I, przede wszystkim, gdy ma się tak krótki lont przy decyzjach o zatrudnianiu i zwalnianiu szkoleniowców?

Reklama

Konflikty z gwiazdami

Wydawało się, że po zwolnieniu Mendilibara szefowie Sevilli poszukają pewniaka. Trenera, który zagwarantuje stabilizację i który da dużą szansę na solidny wynik, na ciągłość przychodów z Europy, których brak doprowadziłby do solidnego wstrząsu na Ramón Sánchez Pizjuán. Plotkowano o doskonale znanym w Sewilli Marcelino Garcíi Toralu, który niedawno rozstał się z Olympique Marsylia, albo o mającym za sobą współpracę z Ortą Javim Gracii, ale ostatecznie wybrany został Urugwajczyk Diego Alonso, dla którego będzie to pierwsza praca w Europie i który, patrząc na jego piłkarską przeszłość, pasuje do Sevilli – w ciągu sześciu lat grał dla pięciu różnych klubów.

Urugwajczyk nie ma żadnego doświadczenia szkoleniowego w Europie. Sięgał po mistrzostwo Meksyku z Pachucą czy Monterrey, prowadził Inter Miami czy przejął kadrę po Óscarze Tabarezie, ale Charrúas zawiedli i w Katarze nawet nie wyszli z grupy, a 48-latek był krytykowany i za wyniki, i za decyzje, jak np. posadzenie na ławce Luisa Suáreza czy Giorgiana de Arrascaety w meczu z Portugalią, po którym José María Giménez stwierdził, iż „jego zespół nie wyszedł na murawę, by wygrać”.

Nie, nie, nie

Przed Alonso duża szansa, ale też wielkie wyzwanie. Trener, który popadł w konflikt z liderami urugwajskiej kadry, w tym z Edinsonem Cavanim, wkroczy do szatni z mistrzami świata (Sergio Ramos, Marcos Acuña) czy wieloma weteranami (Ivan Rakitić, Jesús Navas, Fernando), nie mówiąc już o technicznych zawodnikach, którzy czuli się marginalizowani przez Mendilibara (np. Suso). W przeciwieństwie do poprzednika, trenera wyjątkowo mało nowoczesnego, 48-latek wykorzysta mnóstwo nowych technologii wprowadzonych do Sevilli przez Ortę, ale czuć, że i do niego zarząd klubu nie ma pełnego zaufania.

Alonso, który podpisał z Los Nervionenses kontrakt tylko do końca sezonu, nie był pierwszym wyborem Orty. Dyrektor sportowy kontaktował się z Marcelino, Javim Garcią czy Marcelo Gallardo, ale słyszał tylko „nie”, „nie” i „nie”. Hiszpanie zwracają uwagę, że Sevilla przestała być klubem, który przyciąga wielkie nazwiska, i to nawet tuż po zdobyciu Ligi Europy. Wejście w środku sezonu na Ramón Sánchez Pizjuán jest obarczone wielkim ryzykiem, a Alonso musi zdawać sobie z tego sprawę, szczególnie że czasu na pracę będzie miał niewiele, a jego drużynę czeka chrzest bojowy – do końca listopada Sevillę czekają ligowe starcia z Realem, Realem Betis czy Realem Sociedad jak i dwumecz z Arsenalem w Champions League.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

JAKUB KRĘCIDŁO

fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
7
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

1 komentarz

Loading...