Reklama

Który Lech jest prawdziwy – ten z Rakowem czy z Pogonią? A może żaden?

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

02 października 2023, 17:15 • 5 min czytania 43 komentarzy

Lech Poznań w środę wspiął się na szczyt swoich możliwości, by w niedzielę spaść z niego wręcz na samo dno. Rzadko zdarza się, by w ciągu jednego tygodnia raz wszyscy związani z klubem byli zadowoleni, a raz wściekli, zniesmaczeni, oburzeni, załamani. No, może przy okazji dużego turnieju, gdy natężenie meczów jest spore, ale w trakcie ligi? Trochę absurdalne, ale stało się. Lech pokazał dwie twarze – jedną piękną, drugą szkaradną. Która jest prawdziwa?

Który Lech jest prawdziwy – ten z Rakowem czy z Pogonią? A może żaden?

Prawdę mówiąc: cholera wie! Konia z rzędem temu, kto jest w stanie ze stuprocentową pewnością stwierdzić, kiedy Lech jest sobą, a kiedy nie. Optymiści powiedzą, że prawdą jest mecz z Rakowem, gdy Kolejorz zmiótł mistrza Polski z powierzchni ziemi, pesymiści stwierdzą, że więcej słuszności jest w starciu z chimeryczną Pogonią, kiedy to poznaniacy zostali zdmuchnięci.

Realiści, że Lech cały czas jest sobą, bo tak po prostu gra drużyna nieprzewidywalna dla samej siebie.

Lech bowiem na razie nie zrobił oczekiwanego kroku do przodu względem poprzedniego sezonu. Po zespole, który tak daleko doszedł w europejskich pucharach, który całkiem umiejętnie łączył ligę z Europą, oczekiwalibyśmy raz, że stabilizacji, a dwa – właśnie progresu. Tymczasem zespół van den Broma niestety trochę cofnął się w rozwoju, gdyż znów stał się drużyną, która wygrać może z każdym, ale przegrać – też.

Od haniebnego dwumeczu ze Spartakiem Trnawa minęło już trochę czasu, lecz cóż: trudno o tym zapomnieć. Lech zrobił wiele, by zbudować swój współczynnik i mieć szansę dobrze zaprezentować się w Europie po raz drugi z rzędu. Niestety rozpieprzył to w kompromitujący sposób, znów pokazując, że owszem, można na niego liczyć w pucharach, ale tylko czasem, rzadziej niż częściej. Że to jeszcze nie jest – i być może długo nie będzie – drużyna w stylu Basel, Karabachu i tym podobnych, który rok w roku potrafiły albo potrafią prezentować się w Europie.

Reklama

Tamci kibice mieli pewność: nie wiadomo jaka grupa, ale jakaś będzie. Lech, tak jak inne polskie drużyny, ale teraz Lech bolał najbardziej, podobnej pewności nie daje. A wielka szkoda, że ledwie parę miesięcy po równej walce z Fiorentiną w ćwierćfinale odpada się ze Spartakiem (ten, jeśli ktoś nie wie, w pierwszej kolejce Ligi Konferencji przyjął 0:4 od Łudogorca).

100% ZWROTU W FUKSIARZ.PL DO 300 ZŁOTYCH!

W lidze, choć bilans przed Pogonią wyglądał przyzwoicie, też wcale bardzo dobrze nie było. Kolejorz się męczył i przepychał mecze – ze Stalą, Wartą, czy Zagłębiem i Górnikiem (w dwóch ostatnich przypadkach tylko na remis). Ekipa van den Broma punktowała, owszem, ale widać było, że poznaniacy po prostu nie są w najwyższej formie. Daleko im było do łatwości i lekkości, cech znanych z poprzednich rozgrywek.

Wydawało się, że coś puściło z Rakowem, ale nie, skoro parę dni później Pogoń ich zmasakrowała.

Zresztą – kto nie wierzy odczuciom estetycznym, niech przyjmie taką statystykę. Na dziewięć rozegranych spotkań w tym sezonie Ekstraklasy, Lech aż siedmiokrotnie dostawał pierwszy bramkę. Jasne, złożyło się to na tylko dwie porażki, ale trudno uznać, że drużyna, która tak regularnie wchodzi w mecz ze z straconym golem, ma nad tym spotkaniem specjalną kontrolę.

Nie zawsze da się przecież straty odrobić i wrócić na swoje. Ktoś słabszy może ci na to pozwolić, ktoś lepszy (Pogoń, Śląsk) już nie.

Reklama

I o ile takie wahania formy w zespołach, które wciąż są w Europie obecne nie mogłyby jakoś bardzo dziwić, o tyle Lech przecież nie ma napiętego kalendarza. Od czasu kiedy odpadł ze Spartakiem rozegrał ledwie sześć spotkań – Raków i Legia po dziewięć. W Poznaniu trener i zespół ma czas, żeby ustabilizować formę i równo punktować, skoro granie co trzy dni jest już incydentalne, a jeszcze dochodzą przerwy na reprezentację, więc naprawdę można wszystkie siły przełożyć na Ekstraklasę.

Mówiło się – kto nie wejdzie do grupy europejskich pucharów, będzie murowanym kandydatem do mistrzostwa Polski. Pytanie, czy Lech w tej chwili na taki zespół wygląda? No przecież niespecjalnie. Na sportowym wkurwie spodziewaliśmy się punktowania jak Śląsk Wrocław, tymczasem Lech wciąż gra w kratkę.

Teraz: ile w tym winy trenera, bo pojawiają się głosy, że z van den Broma należałoby zrezygnować. Oczywiście, że Holender nie jest bez skazy, oglądając choćby starcie z Pogonią Szczecin było widać, że Lech w ogóle nie trafił z pomysłem na spotkanie i został wypunktowany jak dzieciaki. Z drugiej jednak strony droga trenera też nie jest usłana różami. Na zdrowie wciąż narzeka kapitan Ishak, a gdy grał, też był cieniem samego siebie po chorobie. I tutaj przecież plus dla szkoleniowca, bo to pod jego skrzydłami tak świetnie rozwinął się Marchwiński, z którego – wydawało się – kozaka już nie będzie.

Natomiast inne transfery do ofensywny… Hotić – kontuzjowany. Gholizadeh – wciąż bez debiutu (mamy październik). Innych ruchów do przodu nie było. A skoro odszedł Skóraś, skoro Ishak nie jest nawet blisko pełni formy, van den Brom musiał kombinować.

O transferach do defensywy również trudno powiedzieć, by były w dziesiątkę. Na razie – na dzień drugiego października – Lech nie wytrzymuje transferowego porównania z taką Legią. Tam piłkarze wchodzą i grają pierwsze skrzypce, tutaj coś tam ledwie brzęczą. Choć inna sprawa, że do dyspozycji van den Broma jest choćby Szymczak, a on z dyspozycją zjechał już strasznie.

Niemniej już rok temu niektórzy nawoływali, że Holendra trzeba zwolnić. A on jednak wyszedł z kryzysu i dał Lechowi piękną historię. Zdaje się, że jeśli szkoleniowiec był do pożegnania, to po Spartaku. Taka wpadka dla drużyny, która chce budować swoją markę w Europie – po prostu nie przystoi. Ale dziś? Byłoby to spóźnione, byłoby to nieco bez sensu.

Tym bardziej jeśli spojrzymy w terminarz Lecha:

  • Puszcza (dom)
  • ŁKS (dom)
  • Cracovia (wyjazd)
  • Ruch (dom)
  • Legia (wyjazd)

Aż do meczu z Legią drużyna z Poznania jest na autostradzie. Trzy mecze z beniaminkami u siebie i wyjazd na Cracovię, z którą można sobie podać rękę za wpierdziel od Pogoni. To idealna baza na dwanaście punktów i ustabilizowanie formy przed hitem z Wojskowymi.

Być może dopiero ta podbudowa pod mecz z Legią i samo spotkanie da nam odpowiedź, jaki jest naprawdę Lech w sezonie 23/24. Ładny czy brzydki? I wówczas przyjdzie czas na konkretne decyzje.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
54
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Ekstraklasa

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
54
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

43 komentarzy

Loading...