15 lat i 290 dni. Jeśli te liczby nic wam nie mówią, nie martwcie się. To nie sprawdzian z historii, na którym pada pytanie o to, co działo się w futbolu prawie 16 lat temu. To wiek jednego z piłkarzy w momencie jego debiutu, a warto go zapamiętać z dwóch względów. Po pierwsze, mowa o bezdyskusyjnie zjawiskowym nastolatku. Po drugie, mamy do czynienia dosłownie z dzieciakiem, którego bardzo szybko obciąża się gigantyczną presją. To dobry punkt wyjścia do rozważań, czy na przykładzie Lamine’a Yamala tak zdesperowane kluby jak FC Barcelona nie będą przesuwać granicy do tego stopnia, że niepozornie przyczynią się do zniszczenia czyjejś kariery.
Historia futbolu zna przypadki zawodników, którzy rozbłysnęli szybko, a później kończyli przygody na najwyższym poziomie zdecydowanie za wcześnie. Stałym odniesieniem zawsze jest Michael Owen, fenomen z Liverpoolu, który zapracował na miano legendy w wieku 18-25 lat. To, co było później, niczym nie przypominało młodego Anglika. Co prawda w innych czasach, bo na przełomie wieków, ale dała się we znaki eksploatacja organizmu w wieku nastoletnim. Biologii, tak jak czasu, nie da się oszukać.
Skrajności w rozwijaniu młodzieży a Lamine Yamal w Barcelonie
Z jednej strony mówi się, że wiek nie gra roli, bo liczy się przede wszystkim jakość. Trenerzy powtarzają (oczywiście nie wszyscy), że młodym piłkarzom trzeba dawać szanse, bo trzymanie ich pod parasolem ochronnym zbyt długo nie służy ich rozwojowi. Z drugiej – przestrzega się, że jest dla kogoś za wcześnie. Pojawia się obawa przed spaleniem nastolatka na placu boju, złym wpłynięciem na jego psychikę. I choć oba obozy mają trochę racji, nie ma jednej skutecznej metody na wprowadzanie juniorów do dorosłego futbolu.
Nieodzowna jest ostrożność, ale przecież nie tylko w sferze mentalnej. Czasami zapomina się o zużyciu ciała sportowca, a jeśli próg wejścia jest przesuwany, trudno sobie wyobrazić, żeby dzięki temu piłkarz przetrwał na najwyższym poziomie o kilka lat więcej z racji wcześniejszego startu. Szczególnie gdy mowa o kimś, kto rozgrywa po kilka tysięcy minut w sezonie.
W Barcelonie coś o tym wiedzą. Mogą się chwalić, że w ostatnich latach wyciągają nastolatków, którzy z buta wchodzą do pierwszego składu. Szkopuł w tym, że gdy ktoś szybko udowadnia, jak ważny może być dla całej drużyny, trudniej zrobić mały krok w tył. Nie zrobiono go przy Pedrim. Nie do końca udaje się z Gavim, choć tutaj sprawa wygląda trochę lepiej. Ale najważniejszym testem dla klubu może okazać się Yamal, bo właśnie on zaznał smaku regularnej gry w pierwszym zespole FC Barcelony najszybciej ze wszystkich wychowanków.
Kiedy ja miałem 15 lat, grałem z zespołem z mojego sąsiedztwa. Oglądanie gry Lamine’a było niesamowite. Będzie bardzo ważny dla klubu
Raphinha po meczu z Realem Betis w kwietniu 2023 roku (debiut Yamala)
Poprzedni debiutanci w Barcelonie to rożne losy, ale też punkty wspólne
W lipcu Hiszpan marokańskiego pochodzenia skończył 16 lat. Dla przykładu, w jego wieku Lionel Messi dopiero lądował w Barcelonie U-19. To samo działo się choćby w przypadku Andresa Iniesty czy Xaviego, a także – sięgając trochę dalej – Pepa Guardioli. Nieco później niż już wymienieni do Juvenilu dołączyli Sergio Busquets i Pedro, a mniej elitarnych nazwisk z grona wychowanków z podobną drogą nie brakuje. Dzisiaj, kiedy patrzy się na sposób ich wprowadzania przez Barcę, momentami można odnieść wrażenie, że pewne rzeczy dzieją się odrobinę za szybko.
Spójrzmy na klasyfikację najszybszych debiutów w FC Barcelonie wśród zawodników, którzy w ostatnich latach wbili się do pierwszego zespołu:
- Lamine Yamal – 15 lat i 9 miesięcy (2023)
- Ansu Fati – 16 lat i 9 miesięcy (2019)
- Gavi – 17 lat i niecały miesiąc (2021)
- Pedri* – 17 lat i 10 miesięcy (2020)
- Alejandro Balde – 17 lat i 11 miesięcy (2021)
A teraz przywołajmy sumę rozegranych minut w Barcelonie z sezonu z debiutem i sezonu następnego:
- Lamine Yamal – pełny obraz dostaniemy dopiero po sezonie 2023/2024, ale aktualnie: 289 minut (średnio 41 na występ)
- Ansu Fati – na początku kolejnego sezonu 2020/2021 ciężka kontuzja, ale do tego momentu: 1971 minut (średnio 45 na występ)
- Gavi – niemal z miejsca zawodnik podstawowego składu, wyjątkowo bez urazów: 6614 minut (średnio 68 na występ)
- Pedri* – zadebiutował w 1. kolejce sezonu 2020/2021 i tylko raz usiadł na ławce, rozgrywając 3526 minut, a po dodaniu kolejnego, w którym przez połowę czasu leczył kontuzje mięśniowe: 5234 minut (średnio 70 na występ)
- Alejandro Balde – w drugim sezonie wrzucony na głęboką wodę, ale chociaż miał back-up w postaci Alby i Alonso: 3316 minut (średnio 65 na występ)
Pedri został oznaczony gwiazdką, bo jest szczególnym przypadkiem. Po pierwsze, nie jest wychowankiem Barcy w przeciwieństwie do kilku innych tutaj wymienionych rówieśników. Po drugie, przed debiutem w Barcelonie miał za sobą pełny sezon w Las Palmas, w którym rozegrał prawie trzy tysiące minut bez żadnego urazu. Po trzecie, jego pierwszy rok w stolicy Katalonii to też rekordowa liczba spotkań. Młody Hiszpan po grze w klubie udał się prosto na EURO 2020, gdzie opuścił tylko jedną minutę, a La Furia Roja rozegrała przecież trzy dogrywki. Gdy inni cieszyli się urlopami, Pedri pojechał jeszcze na igrzyska olimpijskie. Dotarł do finału i grał prawie wszystko. Skończył sezon w przeddzień rozpoczęcia nowego. Nie trzeba było długo czekać, aż jego ciało wystawi rachunek.
Pedri. Ambasador elegancji i pomocnik na miarę XXI wieku
Pedri przykładem, który powinien być dla Barcelony nauczką
Oczywiście w przypadku Pedriego nie wszystko było zależne od Barcelony. Ale nie dało się odczuć, że ktoś w klubie ma specjalny plan, żeby piłkarz nie wpadł w spiralę kontuzji. Ba, na niemal równoległym przykładzie Gaviego, podobnie eksploatowanego pomocnika z równie wymagającym profilem dla organizmu, można wręcz pomyśleć, że nikt w klubie nie myśli o konsekwencjach. Ani trenerzy, ani sztab medyczny, a wszystko odbywa się bardziej na zasadzie “co będzie, to będzie, na razie przepalamy silniki, ile tylko się da”. Jakimś cudem Gaviemu, który jako 19-latek ma już 8500 minut na koncie, jeszcze nie odbiło się to czkawką. Ale Fatiemu, który najprawdopodobniej za wcześnie został wprowadzony na najwyższe obroty, a także Pedriemu, którego nie oszczędzano ani trochę, jak najbardziej.
Łatwo o tym zapomnieć, ale w Barcelonie “stawianie na młodych” przerodziło się w “uzależnienie”. W poprzednim sezonie, jeśli nie grał Balde, Gavi czy Pedri, dało się to wyraźnie odczuć. Na początku obecnego ofensywę Barcy niósł Yamal, a kwestią czasu może być, zanim będzie skuteczniejszy, a co za tym idzie – nabierze mocy pokusa na dawanie mu większej liczby minut. Wobec tego naturalne powinny być obawy, jak Barcelona będzie takimi przypadkami zarządzać. Zrozumiałe jest, że trener chce wystawiać najlepszy skład, nawet jeśli 1/3 tego składu to równie dobrze grupa nastolatków, na czele której stoi 20-latek. To mocno wyróżnia Barcę, ale bez zachowania rozsądku w każdej chwili może posypać się jak domek z kart.
Szesnaście lat, siedem meczów i niekończące się zachwyty. Czy Lamine Yamal to kosmita?
Zarządzanie Yamalem będzie odpowiedzią, czy Barcelona wyciąga wnioski
Całe szczęście, że Joanowi Laporcie i spółce tuż przed zamknięciem okienka transferowego udało się ściągnąć Joao Felixa oraz Joao Cancelo, bo inaczej z aktu desperacji zapewne znów szukano by pomocy w La Masii. Nie ma w tym nic złego, tym bardziej że w ostatniej dekadzie na wiele lat pojawiła się luka i problem z jakościowymi wychowankami albo po prostu problem z dawaniem im szansy, jednak w gorszych czasach dla klubu łatwo z tym przeszarżować. Stąd też hasła, że na Lamine’a Yamala należy chuchać i dmuchać. Kibice mają świadomość, że Barcelona popełniła błędy przy Pedrim i Fatim, choć akurat ten drugi również sam sobie nie pomógł decyzjami o zabiegach lub ich braku, ale to temat nie na teraz.
Istotny jest fakt, że nie każdy może być Gavim, który po prostu wygląda na gościa nie do zdarcia. Dlatego też specjalna opieka nad rozwojem takich piłkarzy jak Yamal jest tak bardzo potrzebna. Zarówno ta psychiczna, jak i fizyczna. Nieprzypadkowo zaczęliśmy od presji na nastolatkach, ale nie chodziło o presję ze strony kibiców na stadionie czy w mediach społecznościowych. Na razie nie widać, żeby ktoś z nowej generacji miał podzielić los Bojana Krkicia, ot, żeby ta cała otoczka niedosłownie przygniotła komuś głowę. Chodziło o wewnętrzną presję ze strony klubu, która też potrafi zaburzyć rozwój.
Co za dużo, to nie zdrowo, a akurat Barcelona dała powody, żeby w tych kwestiach do końca jej nie ufać. Odpowiedzią na wątpliwości będzie Lamine Yamal, ale nie oszukujemy się, że dostaniemy ją wcześniej niż za kilka lat. Wiemy jedynie, że zmarnowanie takiego talentu byłoby jak przestępstwo. Ten dzieciak za decyzją klubu zrobił przeskok, który normalnie się nie zdarza. Czas pokaże, czy taka ingerencja w rozwój okaże się strzałem w dziesiątkę, czy może narzucony kurs przyśpieszonego dorastania okaże się krokiem, którego będą w Barcelonie żałować. Sam Robert Lewandowski powiedział wprost: – Jest “przekozakiem”, ale boję się, że to dla niego za wcześnie. To jeszcze dziecko, które ma 16 lat. Teraz jest fascynacja, ale zaraz zaczną się oczekiwania. Ten chłopak powinien żyć, mieć jeszcze dzieciństwo.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Hiszpańskie transfery? Nędza i rozpacz. LaLiga się broni: „Perspektywy są znakomite”
- Rubiales chciał być gwiazdą, a doszczętnie się skompromitował. Na placu boju został prawie sam
- Kepa odrzucił Bayern, by pójść w nieznane w Realu. Czy ryzyko mu się opłaci?
Fot. Newspix