Miał być hit i w sumie był, choć jedna z drużyn ewidentnie nie dojechała poziomem. Manchester United paradoksalnie może być zadowolony z wyniku osiągniętego w środowy wieczór na Allianz Arenie, ponieważ jest on znacznie lepszy niż gra. Można się było spodziewać ciężarów ekipy Erika ten Haga, ale mimo wszystko spodziewaliśmy się czegoś więcej. A Bayern? Jak zwykle – momentami zachwycał, ale w końcówce sam ściągnął na siebie problemy. Tym razem obyło się jednak bez poważnych konsekwencji.
Starcia Bayernu z Manchesterem United, to jedne z największych europejskich klasyków, ale kiedy zagłębimy się we własną pamięć, to trudno nam będzie sobie przypomnieć inne starcie pomiędzy tymi drużynami, niż to z 1999 roku. Doszło do niego na Camp Nou, był to finał Ligi Mistrzów i doszło w nim do jednego z największych zwrotów akcji w historii tych rozgrywek. Anglicy do doliczonego czasu gry drugiej połowy przegrywali 0:1, ale wtedy do akcji weszli rezerwowi – Teddy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer. Obaj zdobyli po bramce i w dwie minuty wprawili w rozpacz całą Bawarię.
Dziś nikt nie liczył na powtórkę, ale spodziewaliśmy się przynajmniej w miarę ciekawego spotkania. Dostaliśmy je, choć poziom nie powalił.
Bayern Monachium – Manchester United 4:3. Wynik lepszy niż gra
Nie dojechał przede wszystkim jeden z tych dwóch zespołów, które spotkały się na Allianz Arenie. Manchester United fatalnie rozpoczął sezon, w pięciu pierwszych meczach Premier League poniósł trzy porażki i stracił aż dziesięć bramek. Trudno znaleźć jakieś mocne strony tego zespołu. Kuleje wszystko od bramkarza – do którego jeszcze dojdziemy – przez obronę, pomoc, o ataku nie wspominając.
A nie należy zapominać jeszcze o innych problemach, które trawią drużynę Erika ten Haga. Holender nie może skorzystać z Antony’ego, który miał użyć przemocy fizycznej wobec swoich byłych partnerek i toczy się w tej sprawie postępowanie, Jadona Sancho, z którym pokłócił się na śmierć i raczej szybko się nie pogodzi (o ile w ogóle). W dodatku fatalnie wygląda sytuacja zdrowotna. Niedostępni z powodu urazów byli w środę: Sofyan Amrabat, Harry Maguire, Mason Mount, Luke Shaw, Raphael Varane czy Aaron Wan-Bissaka. Atmosfera sielankowa…
I to wszystko było widoczne na boisku. Zawodnicy United przez większość meczu człapali, wyglądali, jakby przeciwnicy wyssali z nich całą energię. Początek mieli całkiem niezły, już po czterech minutach do siatki powinien trafić Eriksen, ale uderzył z bliska wprost w Ulreicha. Później kilka razy zbliżyli się do pola karnego rywali, ale konkretów brakowało. Nic nie wskazywało także na to, że mieliby stracić bramkę, ale wtedy do akcji wkroczył Andre Onana. Kameruńczyk nie poradził sobie z wydawałoby się prostym strzałem Sane, piłka przeleciała mu po rękach i wpadła do bramki. Widywaliśmy lepsze początki bramkarzy w nowych klubach.
Po tej bramce oglądaliśmy na boisku już w zasadzie tylko jeden zespół. Bayernowi trzeba oddać, co królewskie, bo pomimo aż trzech straconych bramek, to w ofensywie wyglądali naprawdę nieźle. Od pierwszej bramki poważnie się rozkręcili, szybko podwyższyli wynik. Szalał przede wszystkim Jamal Musiala, który dał prawdziwy popis swoich umiejętności indywidualnych. Bawarczycy mogli spokojnie zdobyć więcej bramek, ale skuteczności trochę brakowało.
To, że United zdołało zdobyć aż trzy bramki w tym meczu, to jest prawdziwa anomalia. Pierwszą zdobył Rasmus Hojlund i było to dla niego pierwsze trafienie w czerwonej koszulce, a dwie kolejne… Casemiro, który wcześniej był jednym z najgorszych zawodników na boisku. Obie dość przypadkowe, a szczególnie ta pierwsza. Obie też padły w samej końcówce, głównie dzięki utraconej koncentracji Bawarczyków.
Zapowiada się na kolejne trudne miesiące dla fanów Manchesteru United. Póki co, pozytywów brak, a wręcz pojawia się coraz więcej problemów. Trudno mówić dzisiaj, że pozycja Erika ten Haga zaczyna się osłabiać, nie wieszczymy jeszcze zwolnienia Holendra, ale nie widać też specjalnie perspektyw na poprawę sytuacji. Trener wydaje się być całkowicie zagubiony, a to nie wróży najlepiej.
Bayern Monachium – Manchester United 4:3 (2:0)
Sane 28′, Gnabry 32′, Kane 53′. Tel 90+2′ – Hojlund 49′, Casemiro 88′, 90+5′
Czytaj więcej na Weszło:
- Probierz: Nie jestem oszołomem. Będę dobrym selekcjonerem [WYWIAD]
- Odrobina życzliwości chyba nie zaszkodzi?
- Szwarga: Nie jest powiedziane, że Tudor jutro nie zagra z Atalantą
Fot. Newspix