Reklama

Panie Sylwestrzak, panu już dziękujemy

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

16 września 2023, 22:34 • 4 min czytania 197 komentarzy

Mecz Legii z Piastem powinien być doskonałym punktem wyjścia do dyskusji, dlaczego trzeba koniecznie zmienić przepisy w stosowaniu VAR-u. One i tak nigdy nie będą do końca jasne, bo szara strefa interpretacji może być naginana przez sędziów w jedną czy drugą stronę. Trochę jak w dziedzinie prawa, gdzie też nie wszystko zależy od czarnych literek zapisanych na białej kartce. Kontekst też ma znaczenie, nie ma co się oszukiwać, choć akurat w tej sytuacji każdy prawnik na świecie rozłożyłby ręce.

Panie Sylwestrzak, panu już dziękujemy

Damian Sylwestrzak jest winny. Wlepił drugą żółtą kartkę Josue w końcówce pierwszej połowy i poważnie wypaczył przebieg meczu. Swoją robotę wykonał beznadziejnie. Skompromitował się. Odstawił totalną manianę. Zrobił coś takiego, za co trafia się do zamrażarki. Tutaj nie ma nawet mowy o kontrowersji, a ewidentnej pomyłce sędziego, który do feralnego momentu w 42. minucie naprawdę dobrze prowadził to spotkanie. Ale nikt nie będzie mu tego pamiętał, takie rzeczy schodzą na drugi plan, kiedy wyrzucasz kluczowego zawodnika zespołu tak naprawdę za nic.

Damian Sylwestrzak chyba potrzebuje wolnego

Błędy zdarzają się każdemu, ale to nawet nie był wielbłąd. To była kara z dupy. Rozumiemy, że Josue i tak zaczął się gotować. Być może prędzej czy później zarobiłby drugie żółtko, bo na to się zapowiadało. Ale jeśli już, to nie w taki sposób, jaki zaprezentował nam sędzia Sylwestrzak, czyli w ramach wydumanego faulu na Katranisie.

Reklama

Najgorsze jest to, że tej decyzji nie dało się zmienić. VAR nie może interweniować przy piłkarzach wyrzuconych z boiska za drugą żółtą kartkę. Zdarzają się przypadki, kiedy arbiter od razu wyciąga czerwoną, nawet jeśli wcześniej konto delikwenta świeciło się na żółto, ale to inny przypadek. Przepisy mówią jasno: ani Sylwestrzaka przed gigantyczną wtopą, ani Josue przed niesprawiedliwym zjazdem do bazy nie dało się uratować. Portugalczyk wkurza, irytuje, macha łapskami jak porażony za każdym razem, kiedy rywal zamelduje mu się mocniej. Ma swoją ciemną stronę. Ale czy to byłby Jaś Fasola, czy największy zabijaka na boisku – każdy zasługuje na uczciwy osąd.

Takowego w przypadku Josue nie było i osłabiona Legia dostała w cymbał. I to jeszcze przed przerwą, żeby kibice oraz piłkarze Legii bardziej odczuli, co wydarzyło się kilka minut wcześniej. Nie chcemy gdybać, czy bramka dla Piasta padłaby z Josue na murawie, więc powiemy po prostu „wow, piękna akcja”. Dziczek ładnie uruchomił Ameyawa podaniem prostopadłym, a ten spokojnie obsłużył Krykuna. Piast pokazał, że nie jest tak surowy w grze ofensywnej, jak wielu sądzi.

Przepisy nie są życiowe. Nie oddają osławionego ducha gry. Inną sprawą jest to, że można było je trochę nagiąć.

Mimo wszystko, remis to niezły wynik dla obu stron

Druga połowa miała być wielkim testem charakteru dla Legii. Próba odwrócenia wyniku w takich okolicznościach na wyjeździe z wymagającym przeciwnikiem, który prowadzi 1:0? Nie byle jakie wyzwanie. Zwłaszcza że Piast wyglądał dobrze. Nie miał napastnika (przepraszamy, drogi Gabrielu Kirejczyku), ale i tak stwarzał zagrożenie.

Reklama

Sęk w tym, że to Legia odpowiedziała, a nie Piast poszedł za ciosem. Konkretnie Ernest Muci w swoim stylu: sprytnie znalazł sobie miejsce do strzału na szesnastym metrze, a potem pokonał Placha. Miał trochę szczęścia, po drodze był rykoszet, ale wpadło. I tym sposobem od 69. minuty goście mieli okazję pokazać, że na drodze nie stanie im nawet sędzia Sylwestrzak.

A tak się składa, że także piłkarze Piasta mogli mieć do niego pretensje. Dziwne kartki dla Ameyawa czy Tomasiewicza. Ogółem dziwnie gwizdane faule. Wątpliwe zarządzenie zawodami. Słowem: to był występ, o którym główny bohater raczej wolałby zapomnieć.

Ale my nie możemy. My musimy zaznaczyć, że jedna z drużyn została okradziona z jednego zawodnika na boisku. Czy to wpłynęło na wynik? Prawdopodobnie tak, choć jakimś pocieszeniem dla Legii jest fakt, że z Gliwic udało się wywieźć chociaż jeden punkt. To trudny teren. W tym roku wygrał tam tylko Lech i Legia.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Piłkarz Motoru: Dzięki współpracy z trenerem Feio jestem lepszym zawodnikiem i człowiekiem

Bartosz Lodko
0
Piłkarz Motoru: Dzięki współpracy z trenerem Feio jestem lepszym zawodnikiem i człowiekiem
Ekstraklasa

Pomyłki, wtopy, kompromitacje. Największe grzechy siedmiu kandydatów do mistrzostwa Polski

Michał Kołkowski
5
Pomyłki, wtopy, kompromitacje. Największe grzechy siedmiu kandydatów do mistrzostwa Polski

Ekstraklasa

1 liga

Piłkarz Motoru: Dzięki współpracy z trenerem Feio jestem lepszym zawodnikiem i człowiekiem

Bartosz Lodko
0
Piłkarz Motoru: Dzięki współpracy z trenerem Feio jestem lepszym zawodnikiem i człowiekiem
Ekstraklasa

Pomyłki, wtopy, kompromitacje. Największe grzechy siedmiu kandydatów do mistrzostwa Polski

Michał Kołkowski
5
Pomyłki, wtopy, kompromitacje. Największe grzechy siedmiu kandydatów do mistrzostwa Polski

Komentarze

197 komentarzy

Loading...