Reklama

Dla Arka, panowie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

16 września 2023, 13:31 • 6 min czytania 15 komentarzy

To było dokładnie 18 lat temu. 16 września 2005 roku w okolicy austriackiego Klagenfurtu z drogi zjechał samochód z polskimi tablicami rejestracyjnymi. Uderzył w betonową ścianę. Wypadek cudem przeżyła kierująca pojazdem Agnieszka. Pasażerowi, Arkadiuszowi Gołasiowi, się nie udało. Do dziś to tragedia, która rezonuje w środowisku polskiej siatkówki.

Dla Arka, panowie

*** 

– Nakłanialiśmy Arka, żeby został i wyjechał do Maceraty rano – wspominał w książce “Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż” Ryszard Bosek. – Powiedziałem mu, że zadzwonię do klubu i naprawdę nie będzie problemu, jeśli przyjedzie nieco później. Ale Arka nosiło, chciał tam dotrzeć jak najszybciej. Wyruszyli więc wieczorem. Ustaliliśmy, że z każdej granicy będzie do mnie wysyłał SMS-a. Wiadomości skończyły się na przejściu czesko-austriackim. Gdy przyszedłem rano do biura, od razu powiedziałem współpracownikowi, że Arek od dawna nie dał żadnego znaku życia. W tym momencie zaczęliśmy już dzwonić do Austrii. Zapytano nas, czy jesteśmy jego rodziną. Mój wspólnik skłamał, że tak, na co Austriacy powiedzieli nam tylko, że Arek i Agnieszka są w szpitalu. 

W Polsce nikt nie mógł w to uwierzyć. Tym bardziej, gdy wkrótce dotarła do kraju wieść, że Arkadiusz Gołaś nie żyje. Miał przecież zaledwie 24 lata, właśnie wchodził w etap kariery, który miał z niego uczynić jednego z najlepszych siatkarzy świata. Rok wcześniej po raz pierwszy wyjechał do Włoch, z AZS-u Częstochowa, gdzie był gwiazdą, wyciągnęła go ekipa Sempre Volley Padwa. 

Wystarczył mu sezon w tamtejszej lidze, by zgłosiły się po niego największe kluby. W tym Lube Banca Macerata, najlepsza z najlepszych drużyn. W siatkarskim świecie porównywana do piłkarskiego Realu Madryt. Trafić tam oznaczało osiągnąć szczyt. Arek to zrobił. Swoją przebojowością, fantastyczną grą i “stratosferycznym zasięgiem”, jak to określano. 

Choć nigdy nie wygrał mistrzostwa Polski (a grał w Częstochowie cztery sezony), miał to zrobić we Włoszech. Nikt w to nie wątpił.  

Reklama

*** 

Na kilka tygodni przed planowanym wyjazdem do Włoch, Arek Gołaś wraz z kolegami z kadry awansował na mistrzostwa świata. Raul Lozano, wówczas już selekcjoner kadry, widział jego talent, wręcz budował wokół Gołasia zespół. Gdy udało się awansować, Marek Magiera – pełniący funkcję spikera – rzucił do publiki: “Mamy dla państwa bardzo ważną wiadomość. Jutrzejszy mecz z Rosją będzie ostatnim występem Arkadiusza Gołasia w reprezentacji Polski”. 

Dopiero po chwili, by uspokoić fanów, dodał: “Ostatnim występem w stanie kawalerskim”. 

Ślub Arek wziął w krótkiej przerwie od występów. Jego związek z Agnieszką bywał burzliwy, często się kłócili, a Gołaś ponoć regularnie rzucał telefonami o ścianę. Ale to tylko dlatego, że takie mieli charaktery. Po wybuchach zawsze szybko byli gotowi się pogodzić, po prostu niesamowicie się kochali. Ich ślub przypadł na drugą połowę lipca 2005 roku, wzięli go po kilku latach znajomości.  

Świadkował Arkowi Krzysztof Ignaczak, kolega z kadry i AZS-u, współlokator oraz przyjaciel. Kumpel od gry w Heroes III, z którym rozumieli się bez słów. Krzysztof traktował Arka wręcz jak młodszego brata. I do dziś powtarza, że mu go brakuje. Kilka lat temu w Hejt Parku na antenie Kanału Sportowego mówił: 

– Arek był dla mnie bardzo bliską osobą. Czułem, że to bratnia dusza oraz młodszy brat, którego nigdy nie miałem. Mieliśmy pewną nić porozumienia – wiadomo czasami się kłóciliśmy, ale na dłuższą metę nie potrafiliśmy bez siebie wytrzymać. Ciężko mi o tym rozmawiać. Miesiąc po tym jak byłem na jego ślubie i widziałem jego szczęście, a goście wspaniale bawili się na weselu, musiałem się z nimi spotkać w kompletnie innych okolicznościach. Miał przed sobą świetlaną przyszłość: niesamowite warunki fizyczne i talent. Ale przede wszystkim skromność. Lubiany, z dużym poczuciem humoru. Był naczelnym fotografem reprezentacji. Kiedy ja nie wiedziałem co to lustrzanka, on już ją miał i robił miliony zdjęć. Brakuje mi go dalej, bo to najbliższa mi osoba, z którą wiążę się wiele wspomnień oraz najważniejszych rozdziałów w moim życiu. 

Ignaczak był jednym z tych, którzy na pogrzebie Arka nieśli trumnę. Razem z Łukaszem Żygadłą, Grzegorzem Szymańskim, Piotrem Gruszką, Grzegorzem Kokocińskim i Piotrem Gackiem. 

Reklama

*** 

Ostatnie występy w kadrze Arkadiusz Gołaś zaliczył na mistrzostwach Europy. Polacy zajęli wówczas bardzo dobre, piąte miejsce. Owszem, w grupie ulegli stosunkowo łatwo Włochom i Rosji, ale to były dwie najlepsze ekipy, które potem zmierzyły się ze sobą w finale. Włosi w dodatku byli gospodarzami imprezy, której większość meczów odbywała się w Rzymie. Tam też grali Polacy. 

Ostatni mecz w turnieju nasi reprezentanci rozegrali 8 września. Wygrali wtedy z Portugalią. Osiem dni później Arkadiusz Gołaś zmarł w wypadku. 

To wszystko miało wyglądać inaczej. W idealnym świecie Arek Gołaś dojechałby do nowego klubu bez problemu. Szybko kupił swoją grą trenera i przebił się do pierwszej szóstki. Został gwiazdą ligi i światowej siatkówki. Bo miał ku temu warunki i talent. Mógł zdobyć mistrzostwo Włoch, wygrać Ligę Mistrzów. A potem prowadzić kadrę Polski do sukcesów z tymi, którzy faktycznie to zrobili. Przecież ledwie kilka miesięcy po jego śmierci Biało-Czerwoni zdobyli srebrne medale mistrzostw świata w Japonii. 

Przegrali tam tylko z wielką Brazylią. A potem zrobili to, co zrobić musieli. 

Gdy wchodzili na podium, wszyscy mieli koszulki z numerem “16” – tym, z którym w reprezentacji grał właśnie Arek. Krzysztofa Ignaczaka tam nie było. Oglądał to wszystko w telewizji. Ze łzami w oczach. Słyszał więc, jak Tomasz Swędrowski mówił niezapomniane dla polskich kibiców słowa: 

– Jest srebrny medal, tak długo czekaliśmy na ten moment! Przypomnijmy nazwiska: Piotr Gruszka, Daniel Pliński, Paweł Zagumny, Wojciech Grzyb, Łukasz Żygadło, Mariusz Wlazły, Łukasz Kadziewicz, Grzegorz Szymański, Sebastian Świderski, Piotr Gacek, Michał Bąkiewicz, Michał Winiarski i jeśli użyjemy tutaj nazwiska Arka Gołasia, to będzie to absolutnie na miejscu. Gdyby żył, na pewno by się tutaj w Japonii znalazł!  

Polacy, zakładając te koszulki, złamali zasady. Ale odpuszczono im karę, chyba nawet w Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej zrozumieli tę potrzebę chwili. Nikt nie miał bowiem wątpliwości, że to też medal Arkadiusza Gołasia. Najpewniej jego byłoby też złoto mistrzostw Europy z 2009 roku i kolejne krążki, może nawet mistrzostwo świata z 2014 roku, zdobyte we własnej ojczyźnie. 

*** 

Gdyby nie było wypadku, gdyby Arkadiusz Gołaś wciąż żył, to na dzisiejszą datę nikt nie zwróciłby większej uwagi. A tak od kilku dni mówi się, że finał mistrzostw Europy Polacy zagrają właśnie w rocznicę śmierci jednego z najbardziej utalentowanych siatkarzy, jakich widzieli kibice w naszym kraju.  

W dodatku – zagrają w Rzymie. Tam, gdzie Arek grał ostatni wielki turniej w reprezentacji. Ba, nawet w tej samej hali, w której Gołaś wystąpił po raz ostatni w biało-czerwonych barwach.

I choć to już osiemnaście lat, a większość z obecnych członków kadry chodziła wtedy do przedszkola albo wczesnych klas podstawówki, to nie ma mowy o tym, by ktokolwiek w świecie polskiej siatkówki pozwolił, żeby Arkadiusz Gołaś popadł w zapomnienie. Tym bardziej przy takiej okazji. Finał mistrzostw Europy. Rzym. Do tego mecz przeciwko Włochom.

Dlatego panowie, nie piszemy: zdobądźcie złoto dla Arka Gołasia. Przecież on wiedział, jak to trudne, nawet w polskiej lidze. Piszemy: zagrajcie dla Arka. A co to da, przekonamy się dziś późnym wieczorem. 

SW 

Fot. Newspix 

 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
56
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Inne sporty

Polecane

Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi

Jakub Radomski
10
Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi
Polecane

Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Kacper Marciniak
0
Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Komentarze

15 komentarzy

Loading...