Wszyscy polscy kibice, którzy spodziewali się łatwej przeprawy, mogli być w niemałym szoku. Serbowie naprawdę postawili się dziś naszym siatkarzom. Ostateczny wynik spotkania – 3:1 dla Biało-Czerwonych – kompletnie nie oddaje tego, jak zacięte momentami starcie oglądaliśmy. Wszystko jednak na szczęście skończyło się dobrze, bo Polacy awansowali do półfinału mistrzostw Europy, w którym zmierzą się ze Słowenią.
Tak jak to przedstawialiśmy w naszej zapowiedzi: Serbowie nie są uważani za równie mocną reprezentację co kilka lat temu. Wielu z ich najlepszych zawodników złote lata ma już za sobą, a na dodatek w trakcie ME ta drużyna nie miała do dyspozycji swojego lidera, kontuzjowanego Urosa Kovacevicia. Trudno było też zapomnieć o wynikach fazy grupowej, w której zespół z Bałkanów został zdemolowany przez Włochów. Oczywiście mimo wszystko Serbię wciąż należało uznać za mocną, europejską reprezentację. Ale czy na tyle mocną, aby zagrozić ekipie Nikoli Grbicia?
Okazało się, że jak najbardziej. Nasi rywale prezentowali dziś siatkówkę, która w pewnym stopniu przypominała stylem to, co często oglądamy ze strony Biało-Czerwonych. Serbski zespół miał mocną zagrywkę, dobry blok i sprawne rozegranie. A siatkarze jak Pavle Perić momentami wcale nie ustępowali naszym, bardziej utytułowanym graczom. Gdybyśmy mieli jednak wskazać jednego reprezentanta Serbów, który potrafił robić różnicę, to byłbym nim atakujący Dražen Luburić.
To właśnie znakomita postawa tego zawodnika trzymała Serbów w grze w pierwszym secie. Z czasem stało się też jasne, że ta partia rozstrzygnie się w końcówce. A w niej Biało-Czerwonym zabrakło przede wszystkim przyjęcia. Przy stanie 26:26 źle na zagrywkę rywali zareagował Wilfredo Leon, a chwilę później nie najlepiej przyjął Olek Śliwka. To w konsekwencji dało dwa nieskuteczne ataki pierwszego z nich. A także wygranego seta przez Serbię.
W kolejnej partii Biało-Czerwoni bardzo szybko odkuli się za poprzednie niepowodzenie. Znacznie lepiej w ataku zaczął wyglądać Łukasz Kaczmarek, który w pierwszych akcjach zdobywał punkt za punktem. Przewaga Polaków już na początku była wyraźna, a potem tylko rosła. Ostatecznie Serbowie w tym fragmencie spotkania zdołali uzyskać… zaledwie piętnaście punktów. Okazało się jednak, że to była tylko zasłona dymna, bo nagle wrócili na właściwe tory. I razem z Polakami zgotowali nam wręcz kapitalną, emocjonującą końcówkę trzeciej partii.
To był prawdziwy roller-coaster. Najpierw asem serwisowym czy znakomitą akcją popisali się Biało-Czerwoni. Potem tym samym odpowiadali Serbowie. Raz spory błąd popełniał zespół Nikoli Grbicia. Po chwili nie popisywała się drużyna Igora Kolakovicia. Co zatem zdecydowało o tym, że to Polacy wyszli z tej potyczki zwycięsko? Kluczowa była znakomita gra Śliwki (który co prawda nie był bezbłędny, ale skończył kilka bardzo ważnych akcji), a także… brak zimnej krwi Serbów. Ci niejednokrotnie mieli po swojej stronie piłkę setową, ale po chwili oddawali nam punkt za darmo, psując zagrywkę. Mogli pluć sobie w brodę, ale z drugiej strony: kto nie ryzykuje, ten nie gra w półfinale mistrzostw Europy.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Ostatecznie trzecia partia zakończyła się kosmicznym wynikiem 36:34. I niejako zamknęła ten mecz, bo kolejny set był formalnością. Serbowie nie zdołali się na niego pozbierać, a my mieliśmy po swojej stronie spory komfort psychiczny. Z perspektywy czasu trudno zatem nie docenić, jak kluczowy był trzeci set. I jak ważny może być w kontekście dalszej fazy turnieju. Biało-Czerwoni pokazali, że potrafią walczyć, cierpieć, przetrwać trudne momenty. I teraz od złotego medalu mistrzostw Europy dzielą ich tylko dwa spotkania.
W czwartek Polacy spróbują przełamać „słoweńską klątwę”, pokonując drużynę, która miała na nich sposób w czterech poprzednich edycjach imprezy tej rangi.
Polska – Serbia 3:1 (26:28, 25:15, 36:34, 25:17)
Fot. Newspix.pl