Kiedyś triumfy święcił kanał „Łączy Nas Piłka”. Spełniał perfekcyjnie swoją rolę – pokazywał piłkarzy reprezentacji Polski jako zwyczajnych ludzi. Kibice natychmiast to kupili. Mówiono wówczas, że Zbigniew Boniek dba jedynie o PR i na tym kończą się jego sukcesy. Źle się tamte teorie zestrzały, co?
Dziś rekordy popularności bije inny kanał. „Dzieli Nas Piłka”. Przedstawia on uniwersum naszego futbolu jako miejsce pełne idiotów i nieudaczników. Fani żartują gorzko, że stał się „najlepszym źródłem informacji” o naszej drużynie. Wcześniej mówiło się często, że Polacy nie są podzieleni tylko wtedy, gdy zasiadają na Stadionie Narodowym dopingować biało-czerwonych. I chyba nadal panuje pełna zgoda. Teraz akurat co do tego, że jesteśmy totalnym dnem.
***
Kiedy w czwartek reprezentacja grała przeciwko Wyspom Owczym, spotkaliśmy się z kumplami w Rembertowie, by pokopać piłkę, jak co tydzień zresztą. Pierwszy raz od x lat nie obejrzałem spotkania Polski o stawkę. To żaden wielki manifest z mojej strony, wydaje mi się, że nie jestem w tym odosobniony. Po prostu nic nie czuję do tego zespołu. To już nie jest status: „to skomplikowane”. Raczej – nie jesteśmy w związku. Kiedy kolega krzyknął zza linii, że jest karny dla naszych, poczułem rozczarowanie.
A pamiętam jak Jan Furtok strzelił ręką gola San Marino. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że nie jest fair ograć amatorów w taki podły sposób, ale to był czas, w którym dałbym się za reprezentację pokroić, przez co byłem jej w stanie wybaczyć absolutnie wszystko – nawet „rękę Boga” z odzysku.
Widziałem dużo reprezentacji. Większość z nich była zdecydowanie gorszych niż lepszych, ale nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak bezbarwną, niepotrafiącą wywołać u mnie emocji, jak obecna. Nie zasługuje ona na żadne dyskusje, analizy i wielkie debaty. Na vlogi i studia przed- i pomeczowe. Na live’y i serwisy informacyjne. Na teksty i felietony. „To po co o niej piszesz?” – zapytacie całkiem słusznie. Na tak postawione pytanie odpowiem bardzo prosto. Z żalu za czymś, co utraciłem.
To nie jest moja drużyna. Raczej grupa biznesmenów, którzy spotykają się o określonej dacie i w konkretnym miejscu, spędzają ze sobą kilkadziesiąt godzin, a następnie odlatują pilnować swoich interesów. Ten pozbawiony kształtu i zapachu twór stanowi zaprzeczenie wszystkiego, co w piłce uznaję za istotne. I być może również właśnie dlatego o tym piszę.
***
Przyszedł taki moment, w którym właśnie przez naszą reprezentację zaczęło mi się wydawać, że już nie lubię piłki. Że mi przeszło. Ale to wcale nie jest prawda. Problem nie tkwi we mnie, w tobie i w tobie. To ta drużyna nas podtruwa. Dlaczego z chęcią oglądam inne mecze? Ligę Mistrzów, Premier League, starcia różnych reprezentacji? Ponieważ tam jest piłka w piłce. Tutaj zaś jest Krychowiak, mówiący do Marcina Feddka w sposób butny, bezczelny i arogancki, jakby zapomniał, że jest po prostu tylko Krychowiakiem. Nieistotnym punkcikiem na mapie historii piłki nożnej. Ta odpowiedź, z której z całą pewnością Grzegorz jest dumny, to właśnie prawdziwa reprezentacja 2023. Sto procent roszczeń, zero podstaw do tego.
Patrzę na nich wszystkich i widzę jakąś czarną otchłań. Cezary Kulesza to jest drugi Grzegorz Lato, ale tamten przynajmniej był królem strzelców mundialu. Fernando Santos to z całą pewnością nie jest drugi Leo Beenhakker. O ile bowiem Holender bywał skwaszony, rozdrażniony i wkurzający, to jednak zrobił dużo dobrego, zostawił coś miłego w naszej pamięci, a mam wrażenie, że Portugalczyk jest… nawet nie wiem jaki. Po prostu podpisał kontrakt i jest. Nic nie wniósł, niczego nie zmienił, niczym nikogo nie natchnął.
Drugiego Roberta Lewandowskiego nie widzę. Pierwszy, czyli ten właściwy udzielił wywiadu, w którym kluczowym stało się chyba słowo „osobowość”. Tymczasem, jak pokazał nam Asani, niekiedy nie chodzi o osobowość, tylko o pierdolnięcie.
My ciągle z czegoś wyciągamy wnioski. Bez przerwy coś analizujemy. Zapowiadamy. Odnoszę wrażenie, że nigdzie na świecie nie gada się tak bardzo dużo o tak bardzo miałkim produkcie. Jaki to ma w ogóle sens?
***
Zastanawiam się czasem, czy tym gościom piłka nożna sprawia jeszcze przyjemność. I oni odparliby teraz chórem: „Tak! jasne! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz!?”. Ale ja tego nie widzę, naprawdę. To jakieś permanentne cierpienie, które wywołuje jedynie frustrację. Nad nami wszystkimi, wariatami, którzy to jeszcze śledzą i nadają rangę jakiejkolwiek ważności, wisi jakaś toksyczna chmura.
Kiedyś naprawdę łączyła nas piłka. Śmieszyły nawet żarty ze zgrupowań, które – umówmy się – były beznadziejne i czerstwe. Ale to trochę jak z lubianym kumplem. Śmialiśmy się, żeby nie sprawiać przykrości. Dziś każda próba zrobienia czegoś „fajnego” przez kadrowiczów budzi podejrzliwość oglądającego. Przestaliśmy tych naszych kumpli lubić, ale czy tak naprawdę oni lubią siebie nawzajem? To pytanie retoryczne.
W Tiranie padła właśnie druga bramka dla Albanii. W eliminacjach wyprzedzamy Wyspy Owcze. Bywałem w różnych stanach kibicowskiego rozczarowania, smutku i czarnowidztwa, ale tego nie da się porównać z niczym. Pewnie rację ma pan Krychowiak i nie znamy się na piłce. Dlatego pozostaje nam zadawanie głupich pytań, na które nie uzyskamy odpowiedzi.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Upiór uciekł z piekła. Futbol w szponach Envera Hodży [REPORTAŻ]
- Król disco błysko. W poszukiwaniu klasy Cezarego Kuleszy [REPORTAŻ]
- Ucieczka od odpowiedzialności. Afera premiowa pokazała prawdę o kadrze
- Krychowiak – symbol minimalizmu. Jak mówi, tak gra
Fot. Fotopyk