Przejście Mateusza Wdowiaka z Rakowa Częstochowa do Zagłębia Lubin to jeden z ciekawszych transferów wewnętrznych podczas letniego okienka w Ekstraklasie. 27-letni pomocnik długo kazał na siebie czekać „Miedziowym”, ale koniec końców obie strony wreszcie się ze sobą związały. Kiedy podjął decyzję o odejściu i co było decydujące? Czy nie kusiło go pozostanie na europejskie puchary? Czy już wiosną zanosiło się na zmianę barw? Czego nauczył się w Rakowie? Których momentów żałuje najbardziej? Zapraszamy.
Po debiucie w Zagłębiu Lubin doznałeś kontuzji. Jak wygląda twoja sytuacja zdrowotna?
Podczas jednego z treningów zwichnąłem staw łokciowy i przez kilka tygodni musiałem pauzować. Trenuję już normalnie z zespołem, choć w sparingu z Lechią Dzierżoniów nie zagrałem. Nie chcieliśmy zbytnio ryzykować, bo na pełne obciążenia wszedłem dopiero dzień wcześniej. Tym występem mógłbym sobie bardziej zaszkodzić niż pomóc, natomiast wszystko wskazuje na to, że przed najbliższą kolejką ligową będę już do dyspozycji trenera.
Pierwsze informacje, że masz trafić do „Miedziowych” pojawiły się na początku lipca, ale dopiero na początku sierpnia transfer został sfinalizowany. Faktycznie już w lipcu wszystko było dograne?
Weszliśmy wtedy na etap negocjacji kontraktowych, mniej więcej mieliśmy ten temat ustalony, ale nie ukrywałem, że chciałem powalczyć o miejsce w Rakowie i udowodnić, że mogę się tam jeszcze przydać. Finalnie wyszło, że zmieniłem barwy i jestem w Zagłębiu. W Rakowie po prostu miałbym ciężko z graniem. Odbyłem wiele szczerych rozmów z trenerem Dawidem Szwargą, z którym miałem dobry kontakt. Dywagowaliśmy nad moją sytuacją w zespole i nad tym, co będzie dla mnie najlepsze. Doszedłem do wniosku, że przejście do Zagłębia jest optymalnym wyborem.
Krótko mówiąc, od 3 lipca jeszcze wiele mogło się zmienić?
Na pewno nie można było wtedy stwierdzić, że mój transfer jest przesądzony. Ostateczną decyzję podjąłem po rewanżu z Karabachem na początku sierpnia. Wcześniej rozmowy toczyły się przede wszystkim na linii klub-klub i agent-klub. Chciałem się skupić na trenowaniu i graniu, żeby dawać z siebie sto procent w Rakowie. Zamierzałem być profesjonalistą do końca i myślę, że byłem. W pewnym momencie trzeba było się określić, zacząłem mocniej analizować swoją sytuację i podjąłem decyzję.
Fakt, iż nie zostałeś zgłoszony na dwumecz z Arisem Limassol przeważył szalę?
Oczywiście, że to miało istotny wpływ. Jeśli zawodnik jest zdrowy, ale znajduje się poza kadrą na puchary, to nawet formalnie nie ma możliwości grania, bez względu na swoją postawę na treningach. Widziałem też, jak Raków działa na rynku transferowym, na jakie pozycje sprowadza kolejnych piłkarzy. Nie chodzi o konkretne nazwisko, które przesądziło. Po prostu byłem świadomy, że i na „dziesiątce”, i na wahadłach dokonano wzmocnień i dla mnie zaczyna brakować miejsca.
Kiedy zaczęło się zanosić na konieczność zmiany barw?
Nie było jednego momentu, w którym dano mi do zrozumienia, że mój czas w klubie się skończył. Ogólnie mniej więcej zbiegło się to z okresem, gdy Zagłębie dogadywało się z Rakowem, a ja dostałem informację, że toczą się takie rozmowy. Transfer rozegrał się najpierw na szczeblu klubowym.
Czyli gdy odbywała się mistrzowska feta, nie zakładałeś, że za kilka tygodni będziesz na wylocie z Rakowa?
Podchodziłem do tego na zasadzie „nowy sezon, nowe rozdanie”. Normalnie uczestniczyłem w okresie przygotowawczym, grałem w sparingach, wystąpiłem w 1. kolejce Ekstraklasy i dwumeczu z Florą, więc trudno było zakładać taki scenariusz. W sporcie jednak dzieją się różne rzeczy, sytuacja potrafi się szybko zmienić.
Fakty są takie, że twoje akcje już wiosną spadały, bo grałeś mniej i nie miałeś konkretów w ofensywie. Sam po sobie czułeś, że nie jesteś w optymalnej formie?
Praktycznie przez całe zimowe przygotowania zmagałem się z kontuzją, przez co nie byłem optymalnie przygotowany do rundy wiosennej. Trudno było od razu wskoczyć do składu. Starałem się przebijać, ale Raków większość meczów wygrywał, rotacji aż tak dużo nie robiono. Nie znajdowałem się w wybitnej formie, choć też nie w jakiejś tragicznej, bo jakby nie było, minuty dostawałem praktycznie w każdym spotkaniu. W obiegu byłem cały czas. Do tego sezonu przystępowałem z czystą kartą, zmienił się trener, ale potem sprawy potoczyły się tak, jak mówiłem.
Jakie uczucie w tobie dominowało: żal, że trzeba odchodzić z Rakowa, gdy ten zaczyna najważniejsze mecze w pucharach czy ogólna duma, bo przez dwa i pół roku wygrałeś z nim wszystko, co się da na polskim podwórku?
Miałem ambiwalentne odczucia. Z jednej strony, czułem dumę i w pewnym sensie spełnienie, że tyle z Rakowem wywalczyłem. Marzyłem o mistrzostwie Polski i występach w Europie, udało mi się tego doświadczyć. A z drugiej strony, było też trochę smutku, bo patrząc od okresu przygotowawczego, chciałem zostać w Częstochowie. Dobrze się tam czułem, miałem wielu znajomych i przyjaciół, lubiłem atmosferę na stadionie, natomiast takie jest życie piłkarza. Czasami trzeba podejmować decyzje trudne życiowo, ale lepsze pod kątem grania i rozwoju. Raków jest super miejscem do rozwijania się, ale jeśli nie grasz w większym wymiarze, na dłuższą metę zaczynasz się cofać. Mam wspaniałe wspomnienia z tego okresu, wiele zawdzięczam całej społeczności Rakowa.
Mówimy ciągle o Rakowie i Zagłębiu. Była w ogóle możliwość odejścia gdzie indziej?
Z rozmów z moim agentem wynikało, że innych konkretnych ofert nie było. Wybierałem między pójściem do Zagłębia a pozostaniem w Rakowie.
Zagłębie czekając na ciebie miesiąc dobitnie pokazało, jak mu na tobie zależało.
Na pewno klub wykazał się dużą cierpliwością. W pewnym momencie jednak dano mi do zrozumienia, że muszę się określić, bo oni też nie mogą czekać w nieskończoność. Tak naprawdę dopiero wtedy zacząłem się naprawdę mocno zastanawiać i analizować swoją sytuację. Wcześniej skupiałem się na walce o skład w Rakowie i nie zajmowałem głowy innymi wątkami.
W Lubinie także możesz bić się o wyższe cele. Nie jest wielką tajemnicą, że „Miedziowi” mają ambicje, żeby zostać rewelacją sezonu i być może nawet rozbić obecne top4.
Każdy widzi po ruchach transferowych i pierwszych meczach, że tworzy się tu coś nowego i ciekawego. Mamy mocną ekipę pod względem jakościowym i dobry sztab trenerski. Nie chcę popadać w hurraoptymizm, ale wygląda to bardzo obiecująco. Skoro mówisz, że możemy być czarnym koniem rozgrywek, nie mam nic przeciwko. Chcemy trochę zamieszać w Ekstraklasie, a z drugiej strony wiemy, jakim potencjałem dysponują Raków, Legia, Lech czy Pogoń, która przeżywa słabszy moment, jednak jej możliwości nie zmalały. Musimy utrzymywać wysoki poziom przez cały sezon.
Tak szczerze, na razie lepiej punktujecie niż gracie.
No to aż strach pomyśleć, co będzie, gdy wejdziemy na najwłaściwsze tory. Skoro wygrywamy nawet po średnio udanych meczach, dobrze to o nas świadczy. Chcemy więcej, jeszcze nie pokazaliśmy wszystkiego.
W czym najbardziej rozwinąłeś się w Rakowie?
Znacznie poprawiłem ogólne rozumienie futbolu: strefowego grania w defensywie, „czytania” piłki, odczytywania zamiarów rywala. Dziś znacznie lepiej niż kiedyś czuję się w bronieniu. W ofensywie przeszedłem ze skrzydła na pozycję „dziesiątki”, co wymusiło na mnie większą percepcję boiskową, szybsze odnajdywanie się w tłoku i podejmowanie decyzji – czy zgrać piłkę, czy się odwrócić i tak dalej. To mocno wpływa na płynność gry.
A ile z tego przyda ci się w Zagłębiu, skoro pewnie będziesz znów klasycznym skrzydłowym?
Bardzo wiele, bo jeśli lepiej czytasz i rozumiesz grę, to bez względu na ustawienie i taktykę, możesz z tych umiejętności korzystać. To są uniwersalne rzeczy. Dziś po prostu łatwiej mi się gra.
Który moment z okresu w Rakowie będziesz wspominał najmilej, a który najgorzej?
Indywidualnie na pewno zapamiętam finał Pucharu Polski z Lechem na Stadionie Narodowym, który wygraliśmy 3:1, a ja zdobyłem jedną z bramek. Oczywiście nigdy nie zapomnę też zdobytego mistrzostwa, to ogromny sukces drużynowy, zwłaszcza dla takiego klubu jak Raków, który nadal jest na etapie budowania swojej pozycji w polskim futbolu.
Jeśli chodzi o chwile pozostawiające niesmak czy niedosyt, to muszę wskazać zmarnowany rzut karny z ostatniego finału PP, który przesądził o przegranej z Legią i ubiegłoroczny mecz w Pradze ze Slavią. Jako drużyna mogliśmy się zaprezentować lepiej i ja indywidualnie również mogłem dać więcej. Mocno tego żałowałem, bo gdybyśmy przeszli Slavię, mógłbym posmakować występów w fazie grupowej europejskich pucharów. Super, że teraz się to chłopakom udało, ale mnie już pozostaje tylko trzymać kciuki.
Myślisz jeszcze o wyjeździe za granicę?
Piłka bywa bardzo nieprzewidywalna, jestem otwarty. W różnym wieku można wyjechać, ale niczego sobie tu nie planuję i z góry nie zakładam. Jeżeli całą karierę spędzę w Ekstraklasie, to też dobrze, choć gdyby była szansa, to kiedyś chciałbym spróbować innej ligi. Do tej pory nie miałem konkretnych ofert z zagranicy, więc nigdy nie było blisko wyjazdu. Nie mam czego rozpamiętywać.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Liga trwa, a „obowiązek sublicencji” nie jest realizowany. W tle ciągłe rozmowy Canal+ i TVP
- Zaskakujący moment odejścia dyrektora Grafa. „Pewnie następca jest wybrany”
- Trela: Profil typu dziewięć i pół, czyli jak zwiększyć elastyczność taktyczną Rakowa
- Jak Daniel Myśliwiec został trenerem Widzewa? Kulisy sprawy
Fot. FotoPyk/Newspix