W ostatnich czterech sezonach Rakowowi Częstochowa tylko cztery razy zdarzyło się rozpocząć mecz z dwójką napastników w podstawowym składzie. O większych wariacjach systemowych nie wspominając. Dwumecz z Kopenhagą pokazał, że więcej możliwości taktycznych dobrze by zrobiło tej drużynie. To zadanie dla Dawida Szwargi, ale nie tylko dla niego. I niekoniecznie na najbliższe miesiące.
Jednym z najczęściej zgłaszanych zastrzeżeń do Rakowa Częstochowa po wyjazdowym meczu w Kopenhadze w walce o Ligę Mistrzów był brak elementu szaleństwa. Podjęcia większego ryzyka. Odrzucenia w kąt zeszytu z notatkami taktycznymi i spróbowania czegoś nieszablonowego. Nawet na sześć minut przed końcem spotkania, gdy Łukasz Zwoliński pojawił się na boisku, nie została naruszona wyjściowa struktura. Nie został więc posłany na murawę jako drugi napastnik obok Fabiana Piaseckiego, lecz jako jego świeży zmiennik. Trener Dawid Szwarga, zapytany w ostatniej Lidze+Extra przez Marcina Baszczyńskiego o możliwość gry na dwóch napastników, bronił się, że w końcówce meczu na Parken przesunął do przodu stopera Bogdana Racovitana. Ale trudno takie dorywcze rozwiązanie nazywać grą na dwóch napastników. Starcie z rywalem z wysokiej półki pokazało, że gdy Rakowowi nie wychodzi plan A, trudno mu zastosować plan B.
To problem, który, jeszcze hipotetycznie, ale trochę spodziewając się, co może nastąpić w miarę rozwoju zespołu, podrzuciłem Markowi Papszunowi w grudniu zeszłego roku, gdy zaprosiłem go na wywiad poświęcony wyłącznie taktyce, który ukazał się w „Kwartalniku Sportowym”. To w tamtej rozmowie można dziś znaleźć ślady uzasadnienia kopenhaskich wyborów Szwargi, który przecież prowadzi na razie zespół, trzymając się ideałów wpojonych mu przez Papszuna.
– Jestem przekonany, że zawodnicy grający w określonej strukturze organizacyjnej, a przede wszystkim funkcjonalnej, czują się swobodniej. Jest powtarzalność w ich działaniach. Im więcej zmian, tym większy dyskomfort piłkarzy. […] Reprezentacje takie jak Belgia, Włochy czy Argentyna zawsze grały w tym samym systemie. W stu procentach było wiadomo, jak zagrają. Oczywiście, w którymś momencie doszły do kresu, ale wpływało na to wiele czynników. Przegrywały jednostki, a nie systemy. Mimo że wszyscy przez lata wiedzieli, jak zagrają, trudno było te drużyny pokonać. Bo ich zawodnicy czuli się w swoich systemach bardzo komfortowo – opowiadał.
Raków niemal zawsze gra w strukturze 3-4-2-1, z dwoma ofensywnymi pomocnikami za jednym silnym klasycznym napastnikiem. Wyjątki zdarzają mu się maksymalnie po kilka razy na sezon. Według danych WyScouta w minionych rozgrywkach częstochowianie tylko dwa razy zagrali od pierwszej minuty w systemie 3-5-2. Miało to miejsce w przegranym meczu z Górnikiem Zabrze (0:1), gdy w ataku biegali wspólnie Sebastian Musiolik i Piasecki oraz w starciu ze Stalą Mielec (3:2), gdy atak tworzyli Piasecki z Vladislavsem Gutkovskisem. Sezon wcześniej zdarzyło się to w meczach z Wartą (3:0), gdy w ataku obok Musiolika grał Alexandre Guedes oraz z Radomiakiem (2:2), kiedy partnerem Musiolika był Gutkovskis. W sezonie 2020/21 takiej sytuacji nie było ani razu. Za kadencji Papszuna najczęściej tego typu rozwiązania wybierano w Rakowie w pierwszym sezonie po awansie do Ekstraklasy, gdy para Sebastian Musiolik – Felicio Brown Forbes nie była rzadkim widokiem, choć nigdy też nie można było jej nazwać pierwszym wyborem trenera. Nie ma w Polsce zespołu bardziej przywiązanego do jednego ustawienia. Nawet w trakcie meczów zwykle zmieniały się personalia, a nie struktura zespołu. Ostatni oficjalny występ w systemie z czwórką obrońców miał miejsce ponad sześć lat temu.
PRÓBY INNYCH WARIANTÓW
Nie jest jednak tak, że w Rakowie nigdy nie pracowano nad większą elastycznością. Podejmowano pewne nieśmiałe próby, ale ograniczona ilość czasu oraz fakt, że plan A działał zwykle bardzo dobrze, sprawiały, że gra w innym ustawieniu rzadko wychodziła poza fazę testów.
– Okresy przygotowawcze są teraz bardzo krótkie. W II lidze, gdy wypadli nam stoperzy, graliśmy niektóre mecze systemem czwórkowym, ale wtedy był czas, by między rundami się do tego przygotować. Teraz nawet 3-5-2 rzadko stosowaliśmy, bo często wygrywaliśmy, więc nie było powodu, by zmieniać coś, co szło. Przejście na system 4-3-3 nie byłoby dla nas dużym problemem nawet po dwóch-trzech treningach, ale zespół nie czułby się w tym dobrze – tłumaczył ówczesny trener. Raków grał tak nawet w jednym ze sparingów w zimie 2022. Testy nie wypadły jednak pomyślnie.
– Chcieliśmy mieć w zanadrzu ustawienie 4-3-3, z myślą, że może go użyjemy, ale było widać, że zawodnicy nie czuli się komfortowo w tym systemie – mówił Papszun.
Zwracał jednak wówczas uwagę na dwie ważne kwestie: po pierwsze, różnica pomiędzy 3-5-2 a 3-4-3 według jego pomysłu są większe, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Na poziomie ogólnym, wygląda, że to tylko drobna zmiana. Dołożenie jednego napastnika kosztem jednego ofensywnego pomocnika. Wchodząc jednak w szczegóły, można dojść do wniosku, że dla drużyny przyzwyczajonej do synchronicznego wykonywania określonych ruchów z piłką i bez piłki to jednak spora różnica. Pierwszą linię pressingu tworzy dwóch, a nie trzech piłkarzy. Jeśli ktoś ma do niej podchodzić wyżej, to któryś z wahadłowych, czy raczej jeden ze środkowych pomocników? Ale który i w jakich momentach? To wszystko kwestie, na które trzeba znaleźć odpowiedzi i je przećwiczyć.
Nie są to oczywiście problemy nie do rozwiązania, ale na pewno wymagają czasu treningowego, a nie tylko rozpisania zadań na tablicy. W niektórych fazach gry Raków to zresztą robi.
– Z naszego ustawienia łatwo budować na czterech z tyłu (wtedy najczęściej jeden z wahadłowych ustawia się wysoko z przodu, a do rozegrania schodzi jeden ze środkowych pomocników – przyp. MT), przechodząc w 4-3-3. Struktura to tylko ustawienie wyjściowe, a można w nim manipulować założeniami funkcjonalnymi – broniąc na czwórkę, albo przechodząc w 5-3-2 – wyjaśniał Papszun.
Są więc naturalnie fazy gry, w których struktura Rakowa wygląda inaczej niż wyjściowo. Potem następuje jednak zawsze powrót do bazowej struktury – z trzema stoperami, dwoma ofensywnymi pomocnikami i wysuniętym napastnikiem.
POZIOM PODNOSZONY PRZEZ ZAWODNIKÓW
Podnoszenie poziomu Rakowa jako zespołu odbywało się dotąd głównie poprzez dobieranie lepszych wykonawców do tego samego systemu. Drużyna stała się silniejsza nie dlatego, że II-ligowych piłkarzy nauczono lepszej taktyki, ale dlatego, że piłkarzy II-ligowych wymieniano na I-ligowych, tych na ekstraklasowych, a z czasem także częściowo na takich, którzy wybijają się ponad poziom polskiej ligi. Nie ma wątpliwości, że główna droga rozwoju mistrzów Polski dalej będzie przebiegać w ten sposób. Znalezienie napastnika lepszego niż Piasecki czy ofensywnego pomocnika lepszego niż ci, którzy są obecnie, będzie na pewno sprawiać, że zespół pójdzie w górę. Wciąż jednak Raków siłą rzeczy będzie trafiał na coraz silniejszych rywali, których coraz trudniej będzie ograć samą solidnością czy jakością piłkarzy. Temat większej elastyczności będzie więc powracał.
Jednocześnie jednak coraz trudniej będzie nauczyć zawodników innego sposobu grania. Przy zmianie trenera często naturalnym elementem ewolucji drużyny jest pokazanie piłkarzom czegoś nowego, wpojenie im czegoś innego, niż robili u poprzednika. Przed Szwargą, przynajmniej wyjściowo, takich wymagań nie stawiano. Miał przede wszystkim w miarę możliwości utrzymać poziom, który wpoił poprzednik. Jednym z głównych kryteriów postawienia akurat na niego było to, że rewolucja będzie najmniejsza. Oczekiwano małej liczby zmian, możliwie płynnego przejścia i pod tym względem wybór już się obronił. Drużyna dobrze przebrnęła przez pucharowe lato, nie poniosła zbyt wielu strat w Ekstraklasie, zachowywała się przynajmniej tak, jakby jej trenerem wciąż był Papszun.
Schody jednak dopiero się zaczną. Po meczu w Kopenhadze Milan Rundić stwierdził, że jego zespołowi brakło więcej odwagi w ataku. Nie można przesądzać, że był to przytyk w kierunku trenera, ale trudno tak tego nie interpretować. Sam Szwarga mówił w CANAL+, że odwaga to piękne słowo, lecz bycie odważnym nie sprawi, że pobiegnie szybciej od Usaina Bolta. Inaczej mówiąc: przy określonym poziomie zawodników można sobie pozwolić na określony poziom odwagi. Większy byłby już brawurą, którą trudno uznać za pozytywną cechę. O trenerze Rakowa wiadomo było, że ma przeprowadzić zespół w miarę spokojnie przez potencjalnie największe tąpnięcie w jego najnowszej historii. Ale gdy już to zrobił, można się zastanawiać, w którą stronę poprowadzi zespół, jak będzie go zmieniał, coraz bardziej nadając mu autorską formę. Lepiąc z niego drużynę Szwargi, a nie drużynę odziedziczoną po Papszunie.
YEBOAH I CRNAC JAKO WSKAZANIE KIERUNKU
Jednym z wymagań, które chyba warto byłoby mu postawić w perspektywie średnioterminowej, to chyba wyposażenie zespołu w trochę inne warianty. Najbliższe bazowej struktury Rakowa są modyfikacje w kierunku 3-5-2, czyli gry dwójką klasycznych napastników, i 4-3-3. Nie ma wątpliwości, że tej jesieni będzie bardzo trudno to wypracować, bo przynajmniej do grudnia częstochowianie będą grali co trzy dni. Już w zimie jednak warto byłoby pomyśleć nad kolejnymi próbami gry w innym systemie. Ewentualnie nad takim dobieraniem nowych piłkarzy, by łatwiej było sobie ich wyobrazić także w innym ustawieniu. Niewykluczone, że Piasecki i Zwoliński jako zawodnicy o zbyt podobnym profilu, wcale nie zwiększyliby na Parken zagrożenia w ataku, a grając obok siebie, cierpieliby na brak podań poprzez osłabienie piętra grającego za nimi. Sprowadzanie piłkarzy takich jak John Yeboah czy Ante Crnac zwiększa już jednak możliwości przechodzenia na system 3-5-2. Obaj gracze powinni dobrze się czuć jako podwieszeni napastnicy, grający czasem za plecami typowej dziewiątki, a czasem obok niej.
Praca nad większą elastycznością taktyczną Rakowa to więc nie tylko zadanie dla Szwargi, lecz także pionu sportowego. Im więcej graczy, którzy profilem będą się wyłamywać z typowego 3-4-2-1, tym większe możliwości reagowania w trakcie meczu i zaskakiwania przeciwników będzie miał trener. Dotąd rozdźwięk między graczami, którzy byli w Rakowie typowymi dziewiątkami (Piasecki, Zwoliński, Musiolik, Gutkovskis, Brown Forbes, Jakub Arak itp.), a tymi, którzy grali za ich plecami (Ivi Lopez, Sonny Kittel, Władysław Koczerhin, Marcin Cebula, Bartosz Nowak i inni), był zbyt duży, by sensownie ich połączyć w pary napastników. Gracze typu dziewięć i pół, jak funkcjonował choćby Yeboah przy Eriku Exposito, mogą pomóc w lekkim rozmyciu wyrazistego systemu Rakowa, czyniąc go odrobinę mniej przewidywalnym. Jak by nie chwalić Rakowa za konsekwencję, organizację i trzymanie się planu, krok w tę stronę byłby krokiem w kierunku zbudowania lepszej drużyny.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Jak Daniel Myśliwiec został trenerem Widzewa? Kulisy sprawy
- Dni Niedźwiedzia w Widzewie policzone? Wszystko na to wskazuje
- Madejski: Nie byłem nawet klasycznym fusem. Sprawdzali mnie na 90minut [WYWIAD]
foto. Newspix