Czy Piast Gliwice nie zremisuje w końcu jakiegoś meczu? Na ten moment wydaje się to niemożliwe. Podopieczni Aleksandara Vukovicia znów się nie popisali, a jedynie pomogli bramkarzowi Radomiaka rozegrać najlepszy mecz w tym sezonie. Pudłowali na potęgę i obijali Alberta Posiadałę. Jak już trafili, to oczywiście nie z gry, tylko z rzutu karnego. A Radomiak? Znów zaprezentował nam radosną twórczość w obronie i sporo ognia w ofensywie, ale podobnie, jak dzisiejsi przeciwnicy, miał sporo problemów z trafieniem piłką pomiędzy słupki.
Całkiem niezły był to początek soboty z Ekstraklasą, choć patrząc na dotychczasowe poczynania obu drużyn, mogło być różnie. Na szczęście nie dostaliśmy typowego sobotniego, popołudniowego paździerza, a całkiem niezłe, wyrównane spotkanie. Nie dało nam ono odpowiedzi na większość pytań, które pojawiały się przed meczem, nie zmieniło specjalnie sytuacji w tabeli, choć Radomiak stał przed szansą wskoczenia na fotel wicelidera.
Radomiak – Piast 1:1. Wielki mecz Alberta Posiadały
Pierwsze, co trzeba zrobić, relacjonując ten mecz, to pochwalić największego bohatera. A tym bez żadnych wątpliwości był bramkarz Radomiaka – Albert Posiadała. Jedyny młodzieżowiec, jaki regularnie występuje w zespole trenera Galki, był wielokrotnie krytykowany. Jak mantrę powtarzano, że nie zasłużył na grę w pierwszym składzie, a zawdzięcza to tylko temu, że Filip Majchrowicz nie ma już statusu młodzieżowca. W końcu jednak jego rywal udał się ponownie za granicę, tym razem do Szwecji i 20-latek nagle rozegrał fantastyczne spotkanie.
Być może trochę krzywdzące byłoby to, gdybyśmy mówili, że spora w tym zasługa zawodników Piasta, ale jest w tym sporo prawdy. Gdyby Jorge Felix miał nieco lepiej skalibrowany celownik, to być może Posiadała nie miałby zbyt wiele do gadania. Albo przynajmniej gdyby Hiszpan potrafił zagrać piłkę do kolegi z drużyny, a nie próbował za wszelką cenę kończyć sam nie do końca klarowne okazje. Nie ma jednak co się nad tym skupiać, bo nie jeden bramkarz grający w Ekstraklasie skapitulowałby przynajmniej w jednej sytuacji, którą dziś bohatersko wybronił bramkarz Radomiaka. A powiedzmy sobie szczerze, musiał to robić dosyć często, bo duet Rossi – Cichocki, łagodnie mówiąc, nie był dziś dobrze dysponowany. Na szczęście obaj mogli oni liczyć na pomoc swojego młodszego kolegi.
Mogli liczyć, ale tylko do czasu. Przyszedł moment w drugiej połowie, kiedy i Posiadała skapitulował, a wszystko to wina Cichockiego, który znokautował w polu karnym Felixa. Tutaj należy wrzucić kamyczek do ogródka sędziego Przybyła, który nie zauważył tego zdarzenia, a było wyjątkowo klarowne. Arbiter nie odgwizdał od razu przewinienia, tylko musiał poprosić o pomoc asystentów z wozu VAR. W końcu sam podbiegł do monitora i nie mógł mieć wątpliwości. Żółta dla Cichockiego i rzut karny. Wyrok wykonał Michał Chrapek.
Radomiak – Piast 1:1. W Gliwicach bez zmian
Gol Chrapka z rzutu karnego był jednak zaledwie wyrównującym, bo wcześniej, na samym początku drugiej połowy, Placha pokonał Pedro Henrique. Brazylijczyk miał dzisiaj bardzo ciężką przeprawę z Jakubem Czerwińskim. Nic mu nie wychodziło, a kapitan Piasta chodził za nim jak cień, w dodatku nie obchodził się z nim zbyt delikatnie. Ostatecznie jednak to on popełnił błąd w kluczowym momencie i nie przypilnował rywala, który idealnie wyskoczył do dośrodkowania Dawida Abramowicza i głową pokonał Placha.
Radomiak był jednak w stanie przycisnąć tylko na początku drugiej połowy. Po straconej bramce od razu stracił inicjatywę na rzecz rywali i tylko fakt, że grali akurat z Piastem, sprawił, że nie stracili więcej niż jednej bramki. Gliwiczanie tradycyjnie nie potrafili strzelić gola, byli do bólu nieskuteczni pod bramką Posiadały. Mamy już siódmą kolejkę, a Piast wciąż czeka na bramkę z gry…
W ogóle w tym sezonie Piast strzelił zaledwie pięć bramek, ale co najgorsze, zanotował już pięć remisów. Może i zespół Aleksandara Vukovicia nie przegrywa, ale co z tego skoro jest tak uprzejmy, że też nie wygrywa, a regularnie dzieli się z rywalami punktami. Dziś nie pomogła nawet wymiana całej lewej strony, gdzie od początku zagrali Holubek z Krykunem. Ich współpraca wyglądała całkiem nieźle, ale co z tego, skoro nie przyniosła żadnych efektów.
Vuković musi dalej kombinować.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Trela: Skrzydłodziesiątka o podwórkowej mentalności. Sezon prawdy Michała Rakoczego
- Ani kroku wstecz. Tylko mistrzostwo uratuje sezon Lecha Poznań
- Legio, zamknij okno z przytupem
Fot. Newspix