W poniedziałek 28 sierpnia właściwie cała piłkarska część Polski zaczęła żyć jednym tematem: pobiciem Kewina Komara przez kiboli Wisły Kraków. Taką narrację w swoim artykule wystosował Szymon Jadczak, dziennikarz WP, czym wzburzył środowisko kibicowskie i medialne, także nas. Bez większego zastanowienia uwierzyliśmy w wersję, wedle której bramkarz Puszczy Niepołomice był niekwestionowaną ofiarą bandyckich zachowań. Ale, jak pokazały kolejne dni, nie wszystko jest takie oczywiste, dlatego pojechaliśmy do świadków całego zdarzenia i być może największego poszkodowanego w całej sprawie.
Szymon Jadczak napisał, że do zdarzenia doszło w sobotnią noc w czasie festynu strażackiego w Wiśniczu Małym. Tam Kewin Komar spędzał czas ze swoją dziewczyną, która pochodzi z tej wsi. Według pierwotnych informacji mieli tam pojawić się kibice Wisły, którzy napadli na 20-latka z zemsty za przegrany baraż w poprzednim sezonie. A gdy Komar uciekł, pojechał na SOR ze złamanym palcem u dłoni. Tam miał powiedzieć, będąc zastraszanym, że uderzył w ścianę. Gdy wrócił do siebie, pod jego domem miała pojawić się duża grupa ludzi z maczetami. Padło też, że wcześniej w obronie przed wieloma atakującymi, jednego dosięgnął ciosem. Mniej więcej taką wersję przedstawił już swoim głosem w czwartkowym wywiadzie dla meczyków.pl. Nam odmówił rozmowy.
Jeden dzień, skrajne emocje
Wtedy zapadł medialny wyrok. Środowisko kibicowskie Białej Gwiazdy zostało zlinczowane. Puszcza wydała komunikat wspierający swojego piłkarza. Wisła – potępiający zachowania swoich kibiców. Dziennikarze – wiadomo, też dodali swoje. Wszystko w ciągu dobrych kilku godzin opierało się wyłącznie na doniesieniach Jadczaka. Twitter płonął, a różne portale ścigały się w tworzeniu krzykliwych nagłówków. Nawet takich jak “Z maczetami na Komara”.
Momentem zwrotnym było oświadczenie małopolskiej policji, które tego samego dnia (28 sierpnia) pojawiło się w Internecie. Po wstępnym śledztwie policjanci wykluczyli działania o motywie kibicowskim: – Zabezpieczono m.in. zapisy monitoringu, trwa ustalanie i przesłuchiwanie świadków. Z dotychczasowych ustaleń Policji wynika, że zdarzenie nie miało podłoża kibicowskiego – przeczytaliśmy.
W międzyczasie zobaczyliśmy również wersję prezesa OSP w Wiśniczu Małym, który organizował sobotni festyn: – Było około północy. Zobaczyliśmy, że pomiędzy grupką chłopaków doszło do przepychanki. Interweniowaliśmy. Z jednej strony był ten Kewin Komar, później dowiedzieliśmy się, że to bramkarz klubu z ekstraklasy, z drugiej trzech, może czterech chłopaków. A raczej chłopaczków. To nie były żadne karki i na pewno napastników nie było dwudziestu czy trzydziestu, jak podają media – powiedział Piotr Put, prezes OSP na łamach “Faktu”.
No i (mówimy ciągle o tym samym dniu) pojawiło się pierwsze zwątpienie wśród osądzających napastników Komara. Media, w tym my, wycofały się z tego, co zostało napisane na podstawie artykułu Szymona Jadczaka. Padały przeprosiny, a dołączył się do nich nawet sam dziennikarz WP: – Tekst o wydarzeniach z udziałem bramkarza Puszczy Niepołomice oparty był na kilku źródłach, które uznałem za wiarygodne. W sprawie pojawiły się nowe okoliczności, które w ostatnich dniach próbowałem potwierdzić i przedstawić nowe fakty. Dziś mogę jedynie przeprosić klub Wisła Kraków i jej kibiców. Zawsze w swojej pracy kieruje się rzetelnością, tym razem publikacja okazała się pochopna. Jeszcze raz przepraszam wszystkich za wprowadzenie w błąd – napisał 30 sierpnia na Twitterze.
Kewin Komar a festyn w Wiśniczu Małym. Co tam się wydarzyło?
My z kolei 30 sierpnia rano przyjechaliśmy do Bochni, blisko Wiśnicza Małego. Uznaliśmy, że warto wejść w środek sprawy i porozmawiać z osobami, które są bezpośrednie zamieszane w zdarzenie z Kewinem Komarem. Było już pewne, że w tej historii coś do końca nie gra. W głowie rodziły się różne pytania: kto naprawdę jest ofiarą? Kto niekoniecznie mówi prawdę? Kto będzie miał problem i czy całe zajście zasłużyło na taki rozgłos?
Zalążki odpowiedzi raczej udało się zdobyć, natomiast absolutnie nie można niczego przesądzać. Trwa szeroko zakrojone śledztwo. Zostało przepytanych już ponad stu świadków. Kilka z osób, które przepytaliśmy, też składały już swoje zeznania. A cała lista to:
- Dominik, uczestnik festynu, uderzony przez Kewina Komara
- Franek, uczestnik festynu, były chłopak dziewczyny Kewina Komara
- Anonimowy uczestnik festynu i świadek zdarzeń na SORZ-ze
- Anonimowy strażak OSP, uczestnik festynu
- Marcin Kalinowski, dziennikarz lokalnego portalu sportomaks.pl
Dwie osoby poprosiły o anonimowość. W reportażu wideo, który znajdziecie na Weszło TV, jedna z nich ma również zmodulowany głos. Warto też nadmienić, że nie odnosiliśmy się do wywiadu Kewina Komara na portalu meczyki.pl, ponieważ materiał nagraliśmy przed jego publikacją.
“Przepychali się, chciałem ich rozdzielić. Walnął mi takiego sierpowego, że mam cztery złamania”
Jednym z naszych rozmówców był Dominik, czyli – wydaje się – najbardziej poszkodowana osoba w tej sprawie. Pojechaliśmy do jego domu niedaleko Wiśnicza Małego. Na początku miał pisać odpowiedzi na komputerze, jednak jego stan pozwolił na płynną rozmowę.
Co tam się stało?
Normalnie poszliśmy sobie na festyn. Siedzieliśmy, piliśmy. Kewin też tam był. Pierwszy raz go widziałem i normalnie podał mi rękę na przywitanie. Tak samo jego dziewczyna, przytuliliśmy się, bo znałem ją już wcześniej. Wszystko było okej. Normalna gadka. Potem chciałem wziąć sobie sok do przepicia, poszliśmy dwa stoliki dalej. Kewin siedział na rogu ze swoją dziewczyną. Szedł za mną Franek. Wziąłem sok i nagle usłyszałem jakieś krzyki i przepychanie. Odwróciłem się i zobaczyłem, że zaszło jakieś spięcie między Frankiem a Kewinem. Wszedłem między nich i próbowałem rozdzielić. Kewin na mnie spojrzał i bum. Od razu padłem po tym strzale. Wstałem i zaczęli nas rozdzielać.
Chciałem ich rozdzielić, a chłop mi wali z partyzanta. I uważam, że tam było coś więcej. Ja wiem, jak boli uderzenie pięścią. A chłop mnie tak złożył, że miałem złamanie w czterech miejscach. To było coś mocniejszego na sto procent. Walnął mi takiego sierpowego… Normalnie nic by mi się nie stało. A on sobie kciuk rozwalił. Tak jakby miał założony kastet i od siły uderzenia tak mógł sobie to zrobić.
Co było dalej?
Wstałem, dali mi chusteczki i kolega odwiózł mnie do szpitala. Tam spotkałem Kewina. Zagotowało się we mnie. Lekarka mówiła jednak, żebym nic nie robił, bo będzie policja. Wzięli mnie na wózek i odwieźli na prześwietlenie buzi.
Kewin był mocno poszkodowany?
Nie, w życiu. Normalnie siedział z dziewczyną, która nawet powiedziała w szpitalu, że przywalił w ścianę. Byłem tam ja, dwóch kolegów, on i jego dziewczyna. Nikogo więcej. Żadnych kiboli, maczet i tak dalej, gość jest je*nięty.
Nie macie żadnych związków z kibolami Wisły?
No gdzie! Nie ma opcji. Nie ma żadnych związków.
Rozmawialiście z Kewinem w szpitalu?
Nie, choć byłem wypity i mogłem mu coś powiedzieć. Emocje były, ale nie byłem w stanie nic więcej zrobić. Miałem promil i siedziałem na wózku z rozwaloną szczęką.
Byłeś ofiarą przypadku?
Nie! Oni się przepychali, chciałem ich rozdzielić, popatrzył na mnie i dostałem. Jak przypadek? Z partyzanta mi walnął i tyle. Żaden przypadek. A co najlepsze, chciał mnie za to przepraszać. Podobno nie chciał mnie trafić. Chciał mnie przepraszać, a potem idzie na policję i mówi, że jestem jakimś kibicem i tak dalej. Potem nas dziesięciu policjantów wyprowadza z Krakowa ze szpitala. Coś nie halo.
Ile zajmie ci powrót do zdrowia?
10 września mam operację. Potem dwa miesiące to [pokazuje kubek ze słomką]. Nie mogę nic jeść. Praktycznie sama woda. Skyrów nawet nie mogę, bo są za gęste. Mam odrutowane wszystko, osiem szwów. A ja mu nic nie zrobiłem. Nawet palcem go nie dotknąłem. On sam zresztą to powie. Chciałem mu pomóc, dobrze się bawiliśmy, wchodzę w środek, a ten mi [pokazanie ciosu]. Co on myśli, że jak ma pieniądze, to może każdego pomawiać? Jaka “Młoda Ferajna”?! On jest nienormalny? I my potem z maczetami?
Ile cię to będzie wszystko kosztować?
Na szczęście mam jakieś ubezpieczenie, załatwione L4. Ale soki czy dojazdy do szpitala muszę opłacać sobie sam. On powinien mi za to wszystko płacić, bo ja nie jestem niczemu winny.
Będziesz walczył o odszkodowanie?
Na pewno chciałbym. Teraz siedzę w domu, a pracę mam w Niemczech. Firma płaci mi L4 z najniższej krajowej za 2700. W Niemczech mógłbym mieć 14-15. Jestem trochę w dupie, rozumie pan. Siedzę, leżę i nic nie robię. Nie jestem zdolny do pracy. Nie wyjadę tak za granicę.
“Kewin chciał uderzyć mnie. Wersja z kibicami Wisły? Brednie”
Kiedy można już było zwątpić w podłoże kibicowskie sprawy, naturalnym kierunkiem wydawały się tematy obyczajowe. Pojawiły się plotki, że bójka wyniknęła ze starcia byłego chłopaka dziewczyny Kewina z samym Kewinem. Dotarliśmy do tej osoby, żeby przedstawiła swoją perspektywę.
Co się stało w sobotę na festynie strażackim w Wiśniczu Małym?
Byłem zaproszony na urodziny, które przeniosły się na festyn około 22. Jak się tam pojawiłem, zauważyłem Emilię z Kewinem. Miałem wrażenie, że patrzy na mnie z nienawiścią w oczach. Olałem to. Potem, między północą a 1 podszedłem ze znajomym pod stół, przy którym oni się znajdowali. Zapytałem go, czemu tak się na mnie patrzy, po czym wstał, chciał uderzyć mnie, ale uderzył mojego znajomego. Potem doszło do wymiany ciosów pomiędzy nami. Ludzie nas rozdzielali. Później zobaczyłem, że znajomy ma coś ze szczęką. Odesłaliśmy go do szpitala, a Kewin usiadł gdzieś dalej. Wywiązała się kolejna spina, kolejna konfrontacja, ale w końcu Kewin został pogoniony z festynu. Nic więcej się nie działo. Z tego, co widziałem na policji, jest filmik, który pokazuje, jak ludzie i strażacy nas oddzielają, a potem Kewin zostaje pogoniony.
Co sądzisz o wersji z kibolami Wisły Kraków na festynie? Masz jakiś związek z takimi grupami?
Nie, na pewno ta wersja jest nieprawdziwa. Te wszystkie brednie, o których czytałem w artykułach, w ogóle nie miały miejsca. Tym bardziej te z maczetami.
Kolega otrzymał cios – to był przypadek?
Tak. Nie wymieniał się ciosami, znalazł się obok mnie i dostał. Nie wiem, czemu Kewin nie trafił mnie, tylko jego. Był mocno opuchnięty, krwawił. Później okazało się, że ma złamaną żuchwę.
Masz coś sobie do zarzucenia? Prowokowałeś Kewina?
Może niepotrzebnie zaczepiłem go z tym, czemu się tak na mnie patrzy. Ale widziałem, że obserwuje mnie z nienawiścią w oczach. Takie fifty-fifty bym powiedział.
“Kewin chciał przeprosić Dominika. Na SOR-ze normalnie rozmawialiśmy”
Jedna z osób, która była bezpośrednim uczestnikiem zdarzenia, zawiozła poszkodowanego Dominika na SOR. Przyznała, że młode towarzystwo w Wiśniczu Małym znało się już wcześniej, a Kewin był kimś nowym, ale nie było złej krwi. Usłyszeliśmy, że bramkarz Puszczy zreflektował się w szpitalu i chciał porozmawiać z Dominikiem w ramach przeprosin.
Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Zdarzenie miało miejsce około północy. Siedziałem przy stoliku ze znajomymi i w pewnym momencie słyszałem jakieś krzyki. Widziałem moment, kiedy Kewin Komar robi zamach i uderza mojego kolegę, Dominika. Widziałem, jak upada, jak go ogłuszyło. Podeszliśmy i zobaczyłem, że zęby miał tak jakby wybite, pojawiła się krew. Na początku nie dał rady wypowiedzieć żadnego słowa. Potem zapytał mnie, czy nie mógłbym zawieźć go na SOR. Pojechaliśmy. Słyszałem, że Kewin siedział później przy stoliku. Jak już zajechaliśmy do szpitala, jakieś kilkanaście minut później przyjechał Kewin z bandażem na ręku. Tak samo chcieli się przyjąć. Z tego co wiem, miał tylko złamany palec. Była tam jego dziewczyna, Emilia, którą znam od podstawówki. To samo kolega. Emilia nawet siedziała z nami przy stoliku. Kewin stał obok, Dominik podawał mu rękę i nie było złej krwi między nimi.
Co jeszcze pamiętasz?
Z tego co wiem, wszystko zaczęło się od konfrontacji byłego chłopaka Emilii z Kewinem. Były sprzeczki i przepychanki, doszło do bijatyki. Dominik chciał ich rozdzielić, ale przypadkiem został trafiony. W szpitalu, w pewnym momencie, podszedł do mnie i spytał, czy jestem kolegą Dominika. Do rozmowy dołączyła też Emilka. Pierwsze pytanie, jakie zadał, brzmiało: co powiedzieliśmy lekarzom. Pewnie bał się konsekwencji, żeby to nie wyszło na jaw. Powiedział też, że Dominik był przypadkową osobą, że nie chciał go skrzywdzić i chce go przeprosić już w szpitalu. Nie było jednak okazji. Potem w mediach pojawiła się wersja, że napadli go kibice, którzy dodatkowo grozili mu na SORZ-ze. Nie było takiej sytuacji. Normalnie rozmawialiśmy – ja, inny kolega, który przyjechał z nami do szpitala, oraz oni. Aha, no i na festynie nie było żadnych barw klubowych. Nic kibicowskiego. Ja też nie mam nic do Kewina, bo znam ludzi z Niepołomic. Absolutnie nie mamy złej krwi pod względem jakichś podziałów. Jedyną kwestią była zapewne ta dziewczyna.
“Dlaczego wątek kibiców Wisły Kraków w ogóle się pojawił?”
Na miejscu pomógł nam dziennikarz lokalnego portalu, Marcin Kalinowski. W wolnych chwilach zajmuje się dziennikarstwem i kiedy Szymon Jadczak napisał swój artykuł, na początku uwierzył takim doniesieniom jak zapewne absolutna większość odbiorców. Potem jednak, jako członek lokalnej społeczności, trafił na trop innych wersji wydarzeń z sobotniego festynu. Zdecydował się na zgłębienie tematu i wyszło mu, że historia Kewina Komara może mieć luki.
Co sądzisz o tej sprawie?
Kiedy zobaczyłem informację, że kibice Wisły Kraków pobili Kewina Komara z powodu zemsty za mecz z Puszczą, pomyślałem, że to już przekroczenie wszelkich granic. Ale akurat miałem to szczęście, że tego samego dnia wracałem z pracy i spotkałem znajomego, który opowiedział mi o festynie. Był tam i zaczął przedstawiać mi zupełnie inną wersję, co tchnęło mnie do tego, żeby tę sprawę pogłębić. Dość szybko udało mi się dotrzeć do osób, które uczestniczyły w tym wydarzeniu. To zbiegło się z oświadczeniem małopolskiej policji, która zakwestionowała charakter kibicowski całego wydarzenia. Zaczęły rodzić się pytania: skoro nie mamy do czynienia z akcją kibiców, to dlaczego taki wątek w ogóle się pojawił? Skąd pomysł, że Kewin Komar został zastraszony? Z tych informacji, do których dotarłem – a pochodzą choćby od samego poszkodowanego, który wtedy jeszcze tylko pisał, nie mówił – docierał do mnie zupełnie inny obraz. Obraz bardziej prawdopodobny w porównaniu do początkowego, który budził przerażenie.
Co twoim zdaniem było przeważające?
Dominik otrzymał bardzo mocny cios. Ma zgruchotaną szczękę. Od kilku osób słyszałem, że chciał pomóc, rozdzielić obu chłopaków. Ale został niefortunnie uderzony przez Kewina, czego konsekwencją będzie wielomiesięcznie dochodzenie do siebie. To podważało wersję pierwotną, że Kewin miał uciekać przed napastnikami i jednego z nich uderzyć, a potem spotkać w szpitalu. Rozmawiałem też z osobą, która zawiozła Dominika do szpitala. Zarzekała się, że nie było żadnych kibiców i że Kewin chciał przeprosić. No i wtedy mocno podważyłem to, co na początku przeczytałem. A uwierzyłem, bo w przeszłości Szymon Jadczak wielokrotnie punktował Wisłę Kraków.
“Ja i inni strażacy nie widzieliśmy kiboli. Kewin miał tylko opuchniętą dłoń”
Porozmawialiśmy jeszcze z jednym ze strażaków, który tamtej nocy wszedł w centrum bijatyki i osobiście pomógł Kewinowi opatrzyć dłoń. Jego zdaniem wydarzenie w Wiśniczu Małym nabrało otoczki medialnej nieadekwatnej do rzeczywistej rangi wydarzenia.
Kewina napadli kibice Wisły Kraków?
Na początku wersja była taka, że za pobiciem Kewina Komara stali kibice Wisły. Tę plotkę próbowałem wyprostować. Ja i inni strażacy nie widzieliśmy tam kiboli. Nie zauważyliśmy wybryku chuligańskiego na tle kibicowskim. Natomiast to, że doszło do przepychanki między chłopakami, to fakt. Kewin był poszkodowany. Sam mu udzielałem pierwszej pomocy i widziałem opuchniętą dłoń.
Tylko dłoń?
Tak, tylko opuchnięta dłoń. Na SOR zawiozła go osoba z jego najbliższego otoczenia, sam nie chciał wzywać karetki. Potem był spokój. Wydaje mi się, że nikt nie może nam zarzucić dopuszczenia do strasznej bijatyki. Zareagowaliśmy bardzo szybko i są na to dowody. Policja ma ich mnóstwo. Poza tym wiem, że pan Jadczak przeprosił za wpis kibiców Wisły Kraków, natomiast nikt jeszcze nie przeprosił strażaków. Było przesłuchanych około dwudziestu. Cały dzień spędzili na komisariacie. Dla jednego to prosta sprawa, dla innego strata finansowa czy stres. To nie są kibole przesłuchiwani na co dzień, a zwykli, prości ludzie. Jak usłyszeli, że w trybie natychmiastowym muszą się zgłosić na policję, to, delikatnie mówiąc, dostali biegunki.
To mogła być sprawa obyczajowa rozdmuchana przez otoczenie zawodnika?
Myślę, że tak. I trochę współczuję temu bramkarzowi. Gra w Ekstraklasie, a życie obróciło mu się do góry nogami w jeden dzień. Ale chłopak żyje, wróci po tej kontuzji i pewnie będzie grał dalej. Tego mu życzę. A rozpętywać coś takiego i szukać winnych w tym, że złamał sobie tego palca… Wie pan.
Śledztwo się toczy i na ostateczne sądy trzeba poczekać
Nawet jeśli wersje naszych rozmówców wydają się wiarygodne, nie można brać ich za absolutny pewnik. Dowiedzieliśmy się, że policja przesłuchała już ponad stu świadków oraz posiada nagrania z festynu, więc bardzo prawdopodobne, że za jakiś czas uda się ustalić jedną wersję wydarzeń. Pytanie tylko, która będzie bliższa czyjej prawdzie. Czy tej, którą podtrzymuje Kewin Komar, czy tej, którą przedstawił m.in. poszkodowany Dominik.
Jedno wydaje się pewne: ktoś kogoś musiał sprowokować i po żadnej ze stron nie ma aniołków. Kwestia rozstrzygnięcia, kto w tej sytuacji narobił większych szkód i może więcej stracić. Jeśli chodzi o Kewina Komara, na pewno znalazł się w środku wydarzenia, które będzie się za nim ciągnąć. Można się zastanawiać, jak bardzo: czy tylko przez pół roku do momentu wyleczenia urazu dłoni, czy może dłużej poprzez konsekwencje koloryzowania wydarzeń. Albo, z drugiej strony, niewykluczone, że bramkarz Puszczy trafił o złym czasie w złe miejsce, w którym każdy broni swojego, nawet kosztem wypowiadania kłamstw.
Nieważne, jak zakończy się ta historia, można wyciągnąć z niej ważny morał. To znaczy: nawet jeśli pewien scenariusz w danym momencie wydaje się bardzo prawdopodobny, zawsze warto postawić sobie chociaż jedno “ale”. A gdy jest ich więcej, czujność tym bardziej powinna być większa. Tutaj wciąż one są i dopiero czas pokaże, kto był bliżej prawdy, a kto będzie miał większe problemy. I choć perspektywa zapytanych przez nas osób brzmi na bardziej sensowną w porównaniu do linii, którą obrał 20-letni bramkarz, ten reportaż jeszcze niczego nie rozstrzyga. I to tym bardziej, że choćby Franek, który skonfrontował się z Kewinem, nie wygląda na świętego. A zatem łatwo sobie wyobrazić, że to była “karczemna bójka”, w której ktoś kozaczył, a komuś puściły emocje. Albo jedno i drugie.
WIĘCEJ O SPRAWIE KEWINA KOMARA: