W głównej mierze od obrony będzie zależało, czy Legia Warszawa awansuje do fazy grupowej Ligi Konferencji. Dotychczas zawodziła w europejskich pucharach, tracąc 12 goli w pięciu meczach. Natomiast w lidze zachowała trzy czyste konta w czterech potyczkach. W dwóch z tych spotkań wystąpił Radovan Pankov i obu przypadkach trafił do naszej jedenastki Kozaków. To wciąż nowy zawodnik, dlatego przed decydującym starciem z Midtjylland przybliżamy jego sylwetkę.
Tylko Josue i Artur Jędrzejczyk mają od niego większe doświadczenie w europejskich pucharach. Nie dlatego radzi sobie jednak z grą pod presją. Z nią zmaga się niemal przez całe życie z powodu kibicowania Crvenej zvezdzie. Potrafi ją jednak dźwignąć, tak jak w serii rzutów karnych w eliminacjach Ligi Mistrzów, gdy wykorzystał dwie jedenastki, w tym tą ostatnią. Zanim losy zaprowadziły go do Legii Warszawa, jego kariera często była naznaczona bólem i odrzuceniem.
Radovan Pankov: sylwetka obrońcy Legii Warszawa
–
Spis treści
Bolesna strata ojca
– Jedna siostra miała wtedy dziewięć lat, druga tylko dwa miesiące, kiedy nasz tata zmarł. To było ciężkie, bardzo ciężkie. Mogę sobie tylko wyobrazić, co czuła moja mama, babcia i dziadek. W jeden wieczór stracili synów, męża i szwagra. Pierwsze dwa, trzy lata pozostawały dla nas bardzo trudne, wręcz katastrofalne. My jako wnuki daliśmy siłę dziadkom do dalszego życia. Mój tata był jednak tym, którego potrzebowałem najmocniej – wraca pamięcią do wydarzeń z grudnia 2006 roku Pankov w rozmowie z fudbal.hotsport.rs. To wtedy w wypadku samochodowym zmarł ojciec zawodnika Milos i jego brat Ljubisa.
Do tego momentu ojciec był dla Radovana jak bohater. Również grał w piłkę i ukierunkował syna na futbol. Dla niego poświęcił jednak swoją karierę i zaczął normalną pracę, by jego rodzinie niczego nie brakowało. Gdy w 2006 roku Milos Pankov zginął, świat pod stopami Radovana stopniowo się zapadał. Tylko dzięki dziadkowi, który zastąpił mu ojca, zdołał dalej realizować swoją pasję do futbolu.
– Mój tata grał m.in. z Darko Kovaceviciem w Proleterze. Występował w dawnej jugosłowiańskiej trzeciej lidze. Mówili, że radził sobie bardzo dobrze, szczególnie z piłką. Jednak postanowił rzucić futbol dla pracy, dlatego nie zrobił dużej kariery. Po jego stracie ból był ogromny. Najmocniej przeżyła to moja siostra Keva. Dziadek zastąpił mi jednak ojca. Widziałem w nim nawet mojego ojca. Miałem 11 lat i wiedziałem, co się stało, ale nie byłem wtedy w pełni świadomy. Z biegiem czasu brakuje mi go coraz bardziej – opowiedział Pankov na łamach Mozzart Sport.
Rodzina najważniejsza
To pokazuje również, dlaczego obrońca Legii tak bardzo dba o swoją rodzinę. Jego transfer do Arabii Saudyjskiej nie wypalił wyłącznie przez wzgląd na nią. Wybrał mniejsze pieniądze w Warszawie niż ograniczenia w funkcjonowaniu w muzułmańskim kraju dla jego najważniejszych osób w życiu.
– Bardzo ważną kwestią jest rodzina, z którą nie da się wspólnie pojechać do Arabii Saudyjskiej. Wiecie, jak tam jest, gdy nie mieszkasz w większym mieście. Dzieci i kobiety muszą być jak ninja. Nie podoba mi się to – opowiedział w rozmowie z legia.net, a jego wypowiedź uzupełniamy tym, co mówił na łamach fudbal.hotsport.rs. – Kilka dni po transferze do Zvezdy mój syn się urodził. Nie zdawałem sobie sprawy, jakie niebywałe szczęście mnie spotkało, do czasu aż go nie uniosłem. Nazwałem go po moim zmarłym ojcu Milosu.
Zapalony kibic Crveny
Rodzina i Crvena zvezda to dwie największe miłości Radovana Pankova. Dla tej drugiej poświęcił wiele. Nieprzyjemności w szkole i na ulicach Nowego Sadu, ostracyzm medialny, nieudane wyjazdy do Rosji i na Cypr. Mówi wprost, że gdyby nie trafił do Crveny zvezdy, jego kariera byłaby niekompletna.
– Moich zdjęć z wyjazdów do Aten, Pireusu czy innych miejsc jest znacznie więcej. Jeździłem nie tylko na mecze piłkarskie, ale też koszykarskie. Byłem i pozostanę kibicem Crveny zvezdy. Nigdy tego nie ukrywałem, ponieważ nie jestem człowiekiem, który robi jedno, a myśli drugie. Z tego powodu napotkałem duże problemy w Nowym Sadzie, w którym dorastałem w samym centrum miasta, blisko Dunaju. Z kibicami Vojvodiny miałem na pieńku nawet wtedy, gdy byłem dzieckiem. Rozumiałem ich, ale kochałem swój klub, a oni swój i zdania nie zmieniłem – odpowiedział zapytany o jego zdjęcia z kibicowskich wyjazdów.
O miłości Pankova do Crvenej zvezdy najmocniej świadczą jednak wydarzenia z poprzedniego sezonu. Obrońca znajdował się na wypożyczeniu w FC Cukaricki. Z zespołem awansował do finału Pucharu Serbii, po drodze zachowując komplet czystych kont. W finale nie mógł jednak zagrać bowiem mierzył się z klubem z Belgradu, z którego był wypożyczony. Trofeum zdobyła Crvena, a Pankov świętował je w koszulce Zvezdy, pomimo że nadal był piłkarzem Cukaricki. Serbskie media nie zostawiły na nim suchej nitki po tych wydarzeniach.
Okropna Rosja
– To był mój ostatni raz z FK Cukaricki. Miałem wpisane w kontrakcie, że ani razu nie mogę zagrać przeciwko Crvenej. Pojawiłem się na stadionie. Mimo że nie wystąpiłem, to byłem częścią meczu Oglądałem spotkanie razem z fizjoterapeutą Crvenej. W Belgradzie są moi przyjaciele, zvezda to mój klub. W poprzedniej rundzie poszedłem na wypożyczenie, by pomóc FK Cukaricki w zajęciu trzeciego miejsca w lidze. Zespół był już pewny awansu co najmniej do Ligi Konferencji. Rozgrywki 2022/2023 okazały się dla nas udane, lecz – tak, jak wspomniałem – moim klubem jest Crvena, w której barwach zagrałem jeden mecz w krajowym pucharze, w rundzie jesiennej. To znaczy, że dołożyłem cegiełkę do trofeum – powiedział w rozmowie z legia.net.
W Crvenej zvezdzie zadebiutował dopiero jako 24-latek. By dostać się do swojego ukochanego klubu, przeszedł jednak długą drogę, wiodącą od Vojvodiny przez uralską Rosję i Cypr. Niemal na każdym kroku napotykał trudności. Do Urału trafił z polecenia, rok po zdobyciu z reprezentacją Serbii mistrzostwa świata do lat 20. W Jekaterynburg już od pierwszych dni robili mu jednak pod górkę i próbowali wysłać na wypożyczenie do ukraińskiej Żirki. Pankov miał tam pomóc “przyjacielowi trenera”. Nie zgodził się. Na Cyprze również więcej nie grał, niż grał, dlatego po dwóch latach za granicą powrócił do ojczyzny, podpisując kontrakt z Radnicki Nisz. Teraz nie ukrywa, że był to dla niego bardzo trudny okres i wyjazd przyszedł dla niego za szybko.
– Po transferze do Rosji myślałem, że za moment weźmie mnie Spartak albo Zenit. Teraz najlepiej byłoby, gdybym zapomniał, że w ogóle byłem w Urale i Jekaterynburgu. Czułem się tam okropnie, bardzo źle. Rosja mnie rozczarowała. I nie mówię tylko przez pryzmat tego, że nie grałem. Nie lubiłem niczego, co tam spotkałem. Rosjanie są nieprzyjemni, niedostępni, zimni. Nigdy nie powiem o nich jak o braciach. Na Cyprze też nie występowałem zbyt często, ale dużo przyjemniej wraca mi się pamięcią do tego okresu – stwierdził w rozmowie z Mozzart Sport 28-letni defensor.
Trzyma presję
Po powrocie do Serbii potrzebował tylko roku, by przekonać do siebie władze Crveny. Po sezonie w Radnickim wybrano go do najlepszej jedenastki ligi. A skoro był najlepszy, nie mógł grać nigdzie indziej niż w Zvezdzie. W swoim ukochanym klubie wystąpił w przeszło stu spotkaniach. Świętował cztery mistrzostwa Serbii i trzy zdobyte krajowe puchary. Grał z nią w Lidze Mistrzów i Europy. Na zawsze zostanie zapamiętany natomiast z eliminacji Champions League z Kopenhagą w 2019 roku. O awansie do czwartej rundy zadecydowała seria rzutów karnych. Pankov podszedł do dwóch jedenastek. Obie wykorzystał, w tym tę decydującą, która finalnie przesądziła o tym, że Crvena wystąpiła w fazie grupowej. Wtedy 28-latek pokazał, że świetnie radzi sobie z presją. To był również jeden z czynników decydujących o jego ściągnięciu przez Legię, co podkreślał dyrektor sportowy Jacek Zieliński.
– Lubię presję. Żeby być bardziej precyzyjnym, nie odczuwam jej. Nigdy nie grałem w tak wielkim klubie, jak Zvezda, ale po transferze nie spadł na mnie jakiś większy ciężar. Dlatego też byłem spokojny podczas serii jedenastek. Karnych nie ćwiczę zbyt często. Gdy do nich doszło, od razu powiedziałem, że chcę strzelać jako piąty, bo chciałem to wszystko zakończyć. Nie udało się. Gdy po dziesiątej serii, moi koledzy ponownie ustalali kolejność [obie drużyny kończyły mecz w osłabieniu, dlatego nie było jedenastu serii przyp. red.], ja od razu zgłosiłem gotowość sędziemu do egzekwowania jedenastki. Trafiłem, Milan Borjan obronił uderzenie Jonasa Winda i mogliśmy cieszyć się z awansu – wspomina wydarzenia sprzed czterech lat Pankov.
Już po pierwszych meczach w Legii widać, że nie ciąży na nim presja. Nie potrzebował długiego okresu aklimatyzacji, by wejść do zespołu. W debiucie z ŁKS Łódź pokazał się z bardzo dobrej strony. Wojskowi zachowali czyste konto, on radził sobie bez zarzutu w defensywie i kilkukrotnie świetnie wyprowadzał piłkę. Trafił za to do naszej jedenastki Kozaków po pierwszej kolejce. Dwa tygodnie później znowu w niej wylądował po starciu z Ruchem Chorzów. Oba te mecze przedzielił jednak fatalny występ z Ordabasami Szymkent.
Szybki, zdecydowany, ale nie unika błędów
Co spowodowało taką dysproporcję? Pankov podejmuje duże ryzyko. Nie boi się zagrać piłki przez dwie linie. Lubi wychodzić wysoko w obronie i wchodzić w pojedynki. Problem w tym, że jeśli brakuje dokładności, koncentracji lub sił łatwo o błąd. Po długiej podróży do Kazachstanu Serb był dużo bardziej podatny na niedokładność, co zaowocowało jego słabym występem. W lidze prezentował się jednak bez zarzutu. Pokazują to również jego statystyki. Spośród wszystkich obrońców wicemistrzów Polski wygrywa procentowo najwięcej pojedynków (71%), zachowuje 91% celności podań i pozostaje drugim najszybszym, po Pawle Wszołku, piłkarzem w Legii. Ma również spore doświadczenie w europejskich pucharach. Wystąpił w 38 meczach. Pod tym względem tylko Josue (42) i Jędrzejczyk (75) są od niego lepsi.
Czy jest zatem szansa, że w rewanżowym spotkaniu z Midtjylland Pankov wystąpi w podstawowym składzie? Jest, natomiast bardziej prawdopodobne wydaje się ponowne wystawienie trójki Jędrzejczyk – Augustyniak – Ribeiro. Serb był ostatnio kontuzjowany. W miniony weekend dochodził do formy meczem w rezerwach. Pozostaje jednak realną alternatywą i w obliczu jakichkolwiek problemów, może wejść z ławki. W końcu z Kopenhagą też był rezerwowym, by ostatecznie zapewnić awans Crvenej zvezdzie w serii rzutów karnych. Być może podobną historię napisze wspólnie z Legią.
WIĘCEJ O LEGII:
- Zadanie Legii? Zagrać swoje z przodu i nieswoje w tyłach
- Legia toczy wojnę ze stałymi fragmentami. I przegrywa
- Test dojrzałości dla obrony Legii. Dotychczas w Europie zawodziła
Fot. FotoPyk