Reklama

Cincinnati coraz bardziej polskie. Świątek i Hurkacz w półfinałach!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 sierpnia 2023, 21:15 • 5 min czytania 2 komentarze

Godziny meczów Igi Świątek i Huberta Hurkacz ułożyły się dziś dla nas idealnie. Nie dość, że nie ustawiono ich spotkań na noc polskiego czasu, to jeszcze oboje grali na tym samym korcie, więc najpierw w spokoju mogliśmy obejrzeć mecz liderki rankingu WTA, a potem spotkanie jej kolegi po fachu. A jeszcze lepiej ułożyły się ich wyniki. I Iga, i Hubert weszli bowiem do półfinałów swoich turniejów!

Cincinnati coraz bardziej polskie. Świątek i Hurkacz w półfinałach!

Starcie mistrzyń

Dwie z trzech wielkoszlemowych mistrzyń z tego sezonu obejrzeliśmy na korcie w starciu Igi Świątek z Marketą Vondrousovą (a trzecią, Arynę Sabalenkę, zobaczymy w nocy w akcji przeciwko finalistce Wimbledonu, Ons Jabeur). Czeszka, która sensacyjnie wygrała Wimbledon, potwierdziła w tym sezonie to, co wiedzieliśmy o niej od dawna, ale kontuzje nie zawsze pozwalały jej to pokazać – że ma ogromny talent, który, jeśli tylko zostanie odpowiednio wykorzystany, może przynieść jej sukcesy. W przeszłości była już przecież w finale Roland Garros (2019) czy igrzysk olimpijskich (2021). Potem jednak doznawała kontuzji, wracała, znów łapał ją uraz… i tak właściwie w kółko.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Po Wimbledonie na razie jest całkiem zdrowa, choć w Montrealu łatwo ograła ją Coco Gauff. Ale już w Cincinnati Marketa przechodziła przez kolejne mecze bardzo pewnie – do starcia z Igą nie straciła w tym turnieju seta. Liczyliśmy, oczywiście, że Świątek to zmieni.

Reklama

Choć nie byliśmy tego wcale pewni. Forma Igi w ostatnim czasie faluje. Polka miewa problemy z serwisem, czasem niespodziewanie przegrywa sety (fatalny początek pierwszej partii zaliczyła w meczu poprzedniej rundy z Qinwen Zheng), bywa niedokładna. Przez gorszą dyspozycję dnia przegrała z – oddajmy, dobrze grającą – Danielle Collins w półfinale turnieju w Montrealu. A że Vondrousova swój serwis trzymać potrafi, bo dysponuje znakomitym podaniem, oczywistym było, że kluczowe będzie to, by i Iga to robiła.

Ale szybko się okazało, że to akurat Polce nie wyszło. Podanie straciła w piątym gemie, gdy popełniła kilka łatwych błędów. Czeszka za to kontrolowała wymiany, świetnie operując kierunkami i rytmem kolejnych zagrań. Iga? Jakby brakowało jej cierpliwości. Chciała szybko kończyć akcje, często jej to nie wychodziło. Mimo wszystko trzymała się na dystans jednego przełamania. I to w końcówce okazało się kluczowe. Przy stanie 5:4 dla Markety, ta zupełnie się bowiem pogubiła. Popełniła dwa podwójne błędy serwisowe, właściwie podarowała Idze gema, a ta nie mogła nie skorzystać z takiego prezentu.

Tyle że po chwili… odwdzięczyła się tym samym. Przy własnym podaniu prowadziła 30:0 tylko po to, by przegrać cztery punkty z rzędu. Ale i Marketa kontynuowała serwisową niemoc. Znów w kluczowym momencie popełniła podwójny błąd, a chwilę później Iga nie dała jej szans w wymianie, uderzając fantastycznie po linii. Zrobiło się 6:6, czekał nas tie-break, a w nim Polka pokazała nagle pełnię swoich umiejętności. I wygrała całego seta.

A drugi? Drugi to był już pokaz jej siły. Od razu przełamała rywalkę, potem zrobiła to jeszcze dwukrotnie. Całą partię wygrała 6:1 i właściwie tyle można o niej powiedzieć, bo nie było w tym secie zbyt wiele historii. Może więcej będzie jej w sobotnim meczu, gdy w półfinale turnieju Iga zmierzy się albo z Coco Gauff, albo z Włoszką Jasmine Paolini. Inna sprawa, że Paolini to tenisistka notowana dopiero na 43. miejscu w rankingu, a Coco – choć od dawna w ścisłej światowej czołówce – z Igą Świątek ma bilans 0:7. I to z zerem również przy statystyce setów.

Reklama

Przed Świątek więc spora szansa na finał. A jeśli tam wejdzie, to być może po raz pierwszy od początku maja zmierzy się z Aryną Sabalenką. Białorusinka dziś w nocy rozegra swój ćwierćfinał z Ons Jabeur.

Jeden moment nerwówki, a poza tym pełen spokój

Alexei Popyrin w ćwierćfinale turnieju ATP w Cincinnati znalazł się niespodziewanie. Australijczyk w rankingu WTA jest bowiem dopiero 58. Hubert Hurkacz w meczu z nim był więc zdecydowanym faworytem, ale trzeba przyznać, że na taką sytuację sam sobie zapracował – po drodze w Cincinnati ograł już czy to Bornę Coricia (triumfatora sprzed roku), czy Stefanosa Tsitsipasa, światową “4”. Pozostało skorzystać z okazji i wejść do półfinału, a w nim – o ile wszystko ułoży się, jak można się spodziewać – zrewanżować się Carlosowi Alcarazowi za niedawną porażkę z Toronto.

Wygląda na to, że i Hubert doskonale o tym wiedział.

Mecz zaczął bowiem kapitalnie. Przy własnym podaniu nie miał żadnych problemów, w całej pierwszej partii oddał w swoich gemach jedynie dwa(!) punkty. Popyrin z kolei nie radził sobie ani z serwisem, ani z wymianami po nich. Oddawał inicjatywę, a gdy Hurkacz ją przejmował, to bezlitośnie to wykorzystywał. Pierwszy gem Popyrina? Pięć break pointów dla Polaka, ostatni wykorzystany. Drugi gem? Break point, od razu zamieniony na gema. Australijczyk ugrał potem honorowego gema, ale na tyle było go stać. Hubert wygrał pierwszego seta 6:1, w ekspresowym tempie.

Drugi był jednak zupełnie inny. Popyrin znalazł rytm w pierwszym podaniu, a gdy zaczął skuteczniej trafiać serwisem, to łatwiej byłoby mu kolekcjonować punkty. Na tyle, że przez sześć gemów nie dał Hubertowi ani jednej szansy na przełamanie. Ale i sam takiej nie uzyskał, co oczywiście znaczyło, że czeka nas tie-break. W nim znów inicjatywę przejął całkowicie Polak i po kilku świetnych punktach wyszedł na prowadzenie 6:1. I wtedy… zaciął się.

Dwa zmarnowane meczbole przy serwisie Popyrina nie dziwiły. Ale już podwójny błąd serwisowy, a potem wymiana, w której to Australijczyk dominował i zdobył punkt – tak. A że po chwili Alexei wygrał też dwa punkty przy własnym podaniu, to miał nawet piłkę setową. Niewykorzystaną, bo Hubert posłał asa. Asem też ostatecznie zakończył mecz, ale zrobił to dopiero przy… siódmej(!) piłce meczowej. Inna sprawa, że mecz i tak wygrał szybko, bo w ledwie 77 minut. Nie zmęczył się więc bardzo, a to istotne.

Bo w kolejnej rundzie pewnie zagra z Carlosem Alcarazem. Hiszpan ma co prawda do rozegrania mecz, ale i on gra z niespodziewanym gościem w ćwierćfinale – innym Australijczykiem, Maxem Purcellem. Zdecydowanym faworytem tego meczu jest Carlitos, można więc spodziewać się rewanżu za mecz w Toronto. I oby to faktycznie był rewanż.

Iga Świątek – Marketa Vondrousova 7:6 (3), 6:1

Hubert Hurkacz – Alexei Popyrin 6:1, 7:6 (8)

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...