Przed meczem Widzewa z ŁKS-em można było mieć konkretne oczekiwania. Przede wszystkim, jeśli na jakieś starcie ostrzyć sobie ząbki, to na takie, w którym może paść kilka bramek. Akurat w przypadku derbów Łodzi to miał być jeden z pewniejszych scenariuszy, bo obie ekipy grają dość otwarty futbol i od początku sezonu narzekają na problemy z defensywą. A że klimat meczu zapowiadał się na niecodzienny, wszystko składało się na wydarzenie, którego po prostu grzechem było nie zobaczyć.
I fakt – szkoda było zmarnować wieczór na oglądanie innego spotkania. Żadne tam PSG czy Real Madryt. Tylko derby Łodzi, proszę państwa. Może nie tak świetne pod względem liczby goli, bo widzieliśmy tylko jedno trafienie Jordiego Sancheza, ale to przecież nie wszystko. Ten mecz miał w sobie tyle mięsa, tyle ciekawych momentów, że chętnie zobaczylibyśmy dogrywkę, konkurs rzutów karnych, a potem od razu rewanż po nocnej przechadzce na stadion ŁKS-u.
Działo się naprawdę sporo, ale stwierdziliśmy, że warto zaczepić się na temacie napastników, który fajnie nam ten mecz uwypuklił.
Widzew – ŁKS 1:0. Przebudzenie Sancheza
Zacznijmy od Jordiego Sancheza. Dziś, obok Bartłomieja Pawłowskiego, najlepszego zawodnika na boisku. Skończył z golem, a mógł mieć jeszcze jedno trafienie (minimalny spalony) czy nawet dwie asysty, gdyby trochę lepiej w polu karnym po jego podaniach zachowali się Kun i Pawłowski. W ogóle jak patrzyło się na harówkę Hiszpana, ale inteligentną, z dużą korzyścią dla zespołu, można było wrócić wspomnieniami do meczów, gdy mocno go chwaliliśmy. Od tamtej pory, czyli rundy jesiennej poprzedniego sezonu, zdarzyło się wiele występów absolutnie zasługujących na krytykę, ale dziś byliśmy w stanie o tym zapomnieć.
Drybling, siła, szybkość, strzał, podanie – to wszystko napastnik Widzewa miał w starciu z ŁKS-em na takim poziomie, jakiego oczekujemy chociaż raz na kilka kolejek. Już wspominaliśmy, że Widzew tylko na golach i asystach Pawłowskiego daleko nie zajedzie. Że w tej ekipie potrzebny jest inny piłkarz, który w miarę regularnie będzie budował dorobek strzelecki. Na papierze Sanchez kimś takim jest, ale statystyki są nieubłagane. W 2023 roku do siatki trafił wyłącznie dwa razy: 13 marca i 12 sierpnia. Nie wygląda to dobrze, ale może teraz coś kliknęło i kibice Widzewa nie będą musieli czekać na przebłyski wychowanka FC Barcelony raz na kwartał.
Ale to i tak niewiele w porównaniu z realiami, w jakich na razie muszą żyć kibice z drugiej strony Łodzi. Tam nie mają kogoś takiego jak Bartłomiej Pawłowski, który już drugi raz z rzędu zalicza kapitalne wejście w nowy sezon Ekstraklasy w barwach Widzewa (rok temu po golu w trzech pierwszych meczach rozgrywek 2022/23, teraz gol lub asysta w pierwszych czterech spotkaniach). Nie, w drużynie trenera Moskala lider od strzelania goli nadal jest poszukiwany, a coś nam podpowiada, że to zdecydowanie trudniejsza misja niż odblokowanie Jordiego Sancheza.
W ŁKS-ie napastnicy i skrzydłowi jeszcze się nie obudzili
Piszemy to akurat wtedy, gdy Tejan zaliczył dobry występ, ale bez goli nawet coś takiego w dalszej perspektywie nie będzie wiele znaczyć. Widać, że holenderski napastnik nie jest gościem z przypadku. Potrafi się zastawić, kiwnąć czy fajnie przyśpieszyć na pierwszych kilku metrach. Piłka się go słucha, dziś piłkarze Widzewa momentami mieli z nim problemy (dopuścili do jednej groźnej sytuacji z udziałem właśnie Tejana), ale czy to ten strzelec, którego na gwałt musi wykreować ŁKS? Nie wiemy. Być może tak, natomiast ani on, ani żaden inny ofensywny zawodnik ŁKS-u nie strzelił jeszcze gola z akcji w Ekstraklasie. Do tej pory, przez 360 minut, piłkę do siatki wpakował tylko Dani Ramirez (rzut karny) i Artemijus Tutyskinas mający dwa wejścia z ławki na 9 i 11 minut. Nie brzmi to dobrze.
Jeśli chodzi o piłkarzy mogących strzelać bramki, w składzie są jeszcze Stipe Jurić, Bartosz Szeliga, Engjell Hoti czy przede wszystkim Pirulo, któremu jednak wejście na poziom Ekstraklasy najwyraźniej odcina co najmniej 50% umiejętności. Trener Moskal rotuje różnymi opcjami, szuka optymalnej układanki, ale zamiast się cieszyć, na razie musi czuć rozczarowanie.
Hoti zaliczył dziś złą zmianę, choć miał ponad 45 minut. Pirulo skorzystał z urazu Ramireza na rozgrzewce, ale niczego wartego zapamiętania po sobie nie zostawił. Z kolei Jurić zrobił czerwoną kartkę na Silvie kilka minut przed końcem meczu, ale generalnie szału nie było. Jeśli dalej tak to będzie wyglądać i ŁKS nie wynajdzie lub nie odblokuje chociaż jednego zawodnika w linii ataku, na którym można oprzeć rolę strzelca, nie widzimy tutaj nadziei w kontekście utrzymania w lidze.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Kowal: Dalej jesteśmy mistrzami europejskich pucharów, czy już nie?
- Bramkarz, czyli długodystansowiec. Czy da się wyjechać z Polski na jedynkę?
- Niemczycki: – Wzbudziłem szok w Fortunie. W mediach też zrobiłem trochę szumu
Fot. Newspix