Bombardierzy z Zabrza przemierzają Polskę wzdłuż i wszerz, żeby bombardować rywali kolejnymi celnymi strzałami. Radomiak został zbombardowany zero razy, Warta raz (ależ to była sztuka od Musiolika), Piast dwa razy, a ile dostała Korona? Czy tendencja zwyżkowa została utrzymana?! Odpowiedź tuż po reklamie.
Cześć, nazywam się Kryspin Szcześniak. Weź udział w audiotele i tak jak ja wygraj miejsce na boisku w Ekstraklasie. Nieważne czy jesteś młody, czy stary, sprawny albo przeciwnie – skoro ja tu gram, ty też możesz! Zadzwoń i zgłoś się do naszej loterii.
A więc jesteśmy po przerwie reklamowej i należy się wam odpowiedź – tak, Górnik pobił swój wyśrubowany rekord i CO WIĘCEJ, wygrał dzięki temu mecz!
Korona – Górnik Zabrze 0:1. Janicki strzela, Janicki broni
Mówią, że troje to już tłok, może tak, ale na pewno trzy celne uderzenia w wykonaniu zabrzan to już prawdziwa kanonada. Dwukrotnie spróbował Olkowski, natomiast dwukrotnie poradził sobie z nim Dziekoński, swoją okazję miał też Lukoszek, ale obił słupek. Po tym wszystkim wydawało się, że to koniec, bo ile można strzelać, prawda? Na boisku się nie tylko strzela, trzeba też znaleźć czas na inne czynności.
A jednak nie!
W samej końcówce dośrodkowanie z rzutu rożnego od Dadoka na bramkę zamienił Janicki i jak się okazało, było to zwycięskie trafienie. W bólach ta wygrana, wyszarpana, wymęczona, niemniej po takim starcie sezonu Górnik wziąłby tutaj trzy punkty w jakimkolwiek stylu. No i wziął w średnim stylu po marnym meczu z obu stron, ale właśnie – teraz go to specjalnie nie obchodzi. Trzeba było się przełamać, żeby potem – oby, oby – zacząć grać ładniej.
I oddawać po cztery strzały w meczu. A przy okazji dni świątecznych to nawet pięć.
Paradoks jest taki, że w momencie kiedy strzelał Górnik, wydawało się, że swoje wciśnie Korona. To ona chętniej przechodziła do ataku i częściej trzymała piłkę. Nie zrozumcie tego źle: kielczanie nie miażdżyli gości, absolutnie, lecz o te pięć-dziesięć procent wydawali się lepsi. Gola musiał na przykład strzelić Podgórski, ale z trzech metrów – gdy bramkarza nie było już na posterunku – postanowił trafić w stojącego na linii Janickiego. Wiadomo, sytuacyjna sprawa, ale jednak powinien zachować się lepiej (choć i tak brawa dla obrońcy, bo i interwencja meczu, i jedyna bramka).
Była też spora kontrowersja
Kuzera zachęcał, żeby Korona atakowała, bo wiedział, że trzy punkty z Górnikiem na własnym obiekcie po prostu trzeba zrobić, jeśli myśli się o utrzymaniu. No i Korona – jako się rzekło – próbowała, lecz brakowało wykończenia. Jedenaście (!) niecelnych uderzeń, no panowie… Ten prostokąt nie ma miliona metrów kwadratowych, ale do kieszeni dresów też się raczej nie zmieści. Można było do sprawy podejść, by tak rzec, sensowniej.
Oceniając całe spotkanie – usypiało do około 75. minuty. Widać było stres u jednych i drugich, że jak się teraz nie wygra, to potem może być problem. Trochę to dziwne, bo jest sierpień, a nie kwiecień. Ale prawdę mówiąc nie mieliśmy szczególnie większych oczekiwań.
Aha, była też kontrowersja, kiedy piłka ewidentnie trafiła w rękę Jensena w polu karnym. Raczkowski uznał, że obrońca się przewracał i nie miał jak uniknąć tego kontaktu. Tyle że Jensen nie przewracał się dlatego, bo ktoś go popchnął, tylko po prostu stracił równowagę. Coraz bardziej te przepisy faworyzują fajtłapów – nabij się, przewróć, karnego nie będzie. Powinniśmy chyba jednak zmierzać w inną stronę.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Kowal: Dalej jesteśmy mistrzami europejskich pucharów, czy już nie?
- Bramkarz, czyli długodystansowiec. Czy da się wyjechać z Polski na jedynkę?
- Niemczycki: – Wzbudziłem szok w Fortunie. W mediach też zrobiłem trochę szumu
Fot. Newspix