Prawdziwa legenda. Piłkarz, który inspirował i inspiruje. Napakowany ambicją pracuś. Żądny sukcesów. Nigdy nie odpuszczał. Rozrywał obrony i porywał tłumy. Z “Białą Gwiazdą” zawsze było mu do twarzy. Poznał smak sukcesu, nie była mu obca gorycz porażki. Za Jakubem Błaszczykowskim bardzo bogata kariera piłkarska, która w sobotni wieczór oficjalnie dobiegła końca.
Oto przejeżdżający palcem po historii i podparty obserwacjami reportaż, który do pewnego stopnia wychodzi poza sferę piłki, goli, asyst, zwycięstw i niepowodzeń.
***
Błaszczykowski pierwszy raz związał się z Wisłą zimą w sezonie 2004/05. Ówczesny trener „Białej Gwiazdy”, Werner Licka, zachwalał jego naturalną szybkość, skuteczną grę jeden na jednego, inteligencję taktyczną i godną podziwu adaptację do warunków. Słowem: już wtedy Błaszczykowski miał zadatki na klasowego piłkarza. Na takiego, za jakim tęskni reprezentacja i na takiego, który w swoim peaku był zjawiskowy.
W oficjalnym debiucie spisał się kapitalnie. Mecz się jeszcze na dobre nie rozpoczął, a już Jakub Błaszczykowski otrzymał podanie od Tomasza Frankowskiego, które zamienił na bramkę. Nie potrzebował wiele czasu na premierowe trafienie. Imponujące. Kwadrans później Błaszczykowski zaliczył asystę przy golu Tomasza Kłosa. Dla niespełna 20-latka był to wymarzony debiut – gol, asysta, w dodatku schodził z boiska nagrodzony oklaskami przez kibiców.
Czego chcieć więcej na początku swojej drogi?
Po meczu roiło się od dziennikarzy chcących zamienić z nim kilka słów. Ten jednak szybko opuścił szatnię i nie dał się wciągnąć w rozmowy. Potem przyznawał, że szukał wyciszenia i chciał momentalnie przejść do porządku dziennego, a właściwie do ciężkiej pracy. Wiedział, że jednak jaskółka wiosny nie czyni i musi pokazać, że stać go na rzeczy wielkie. Dwa lata później jego pozycja w Wiśle, ale i w polskim futbolu była już zupełnie inna. Błaszczykowski stopniowo rozkochiwał w sobie cały kraj. Transfer do zagranicznej ligi pozostawał tylko kwestią czasu. W 2007 roku rozegrał swój ostatni mecz dla Wisły Kraków przed wyjazdem do Borussii Dortmund. Pod koniec drugiej połowy spotkania z ŁKS-em został zmieniony przez Patryka Małeckiego. Był przygotowany na ten moment. Pod trykotem meczowym skrył koszulkę z napisem „Jeszcze tu wrócę”. I słowa dotrzymał.
Po wielu latach pełnienia funkcji ambasadora Wisły Kraków na obczyźnie wrócił do ukochanego klubu. Częściowo jako piłkarz, częściowo jako jeden z ratowników klubu. Na początku stycznia 2019 roku klub w zasadzie nie istniał. Zakładano, że właścicielem jest człowiek, który zniknął (razem z akcjami). Poprzedni zarząd – zniknął. Pieniądze – zniknęły. Piłkarze – właśnie mieli znikać.
Gdyby nie interwencja między innymi Błaszczykowskiego – nie był oczywiście w tym sam – to możliwe, że Wisła zniknęłaby na jakiś czas z piłkarskiej mapy Polski. Tak się nie stało i Wisła dostała szansę na przetrwanie, a w sumie to i nowe życie.
Jak okradano i jak ratowano Wisłę Kraków
Nie wszystko poszło gładko
Wisła z nowymi właścicielami na pokładzie przeszła w ostatnich latach przez spore perturbacje. Próbowano wielu rzeczy, ale nie wszystko szło zgodnie z planem. Zwłaszcza sportowo. Kolejne rewolucje kadrowe i zmiany trenerów nie były windą dla klubu. Do tego stopnia, że w 2022 roku Wisła pożegnała się z Ekstraklasą i do dziś do niej nie wrócił.
Na początku sezonu, w którym Wisła spadała z ligi, Jakub Błaszczykowski zerwał więzadła krzyżowe. Niektórzy sugerują do dziś, że dla Kuby był to właściwy moment, żeby zakończyć przygodę z piłką i już wtedy w pełni poświęcić się roli współwłaściciela. Błaszczykowski tak łatwo się nie poddał i próbował wrócić. I można to zrozumieć. Zawsze był piekielnie ambitny i wybrał swoją ścieżkę. Miał do tego prawo i on sam najlepiej czuł, czy to już pora zaprosić wszystkich na swoje pożegnanie. Drogi są różne. Przykładowo ostatnio David Silva w podobnym wieku zerwał więzadła i uznał, że to pora powiedzieć sobie “stop”.
Z racji tego, że Polak postąpił nieco inaczej, wrócił jeszcze na moment na końcówkę minionego sezonu. Dwukrotnie wszedł z ławki — spotkania z Podbeskidziem i Górnikiem Łęczna. Następnie pożegnał się oficjalnie z kadrą szesnastominutowym występem z Niemcami.
Jak żegnać się, to w wielkim stylu! ❤️
Kuba, dziękujemy! 👏👏👏#POLGER🇵🇱🇩🇪 pic.twitter.com/0iESZeGGlw
— TVP SPORT (@sport_tvppl) June 16, 2023
Przez chwilę wprowadził Stadion Narodowy w wibracje, gdy składał się do strzału na skraju szesnastki, ale w ostatniej chwili został powstrzymany przez Malicka Thiawa. W końcu w 16. minucie, przechodząc szpalerem, zaczął zalewać się łzami i powoli opuszczać boisko. Przekazał opaskę kapitańską Robertowi Lewandowskiemu, zmienił się z Michałem Skórasiem i udał się do rodziny. Obejmując wyraźnie poruszoną małżonkę i dzieci zakończył swój 109. i ostatni mecz w reprezentacji Polski.
Kwestią czasu było to, że za moment zakończy karierę piłkarską – nie tylko reprezentacyjną. Pod koniec lipca zakomunikował na Instagramie:
– Drodzy Kibice! Każda droga ma swój koniec… Dziękuję bardzo za wielkie wsparcie, które otrzymywałem na każdym kroku. Warto było grać, poświęcać się dla was. Podjąłem niełatwą dla mnie decyzję o zakończeniu kariery. Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam, Kuba.
I wszystko jasne. Pozostało już tylko zorganizować huczne pożegnanie, piłkarski bal, może i biesiadę, bo Kuba był zawsze taki swój, taki z którym łatwo się utożsamiać. Ta przypadła na sobotni mecz Wisły Kraków ze Stalą Rzeszów, na który się udałem. Czułem, że to jest jeden z tych momentów, które nie wypada przegapić i warto ruszyć się choćby po to, żeby usłyszeć tłum skandujący imię i nazwisko wybitnego reprezentanta Polski.
Na ostatniej prostej do meczu
Na wspomnianym meczu starałem się szukać symboli. Nie patrzeć tylko przez pryzmat tego, co oczywiste. Spójrzmy prawdzie w oczy: Kuba od dawna nie grał regularnie w piłkę, więc niemal każdy zdążył się oswoić z myślą, że Błaszczykowski zaraz oficjalnie powie, że kończy. Zatem było to dla Błaszczykowskiego oficjalne przecięcie wstęgi na drogę, która już dawno została zbudowana.
Z tego względu Wisła miała sporo czasu na obmyślenie, jak godnie pożegnać klubową legendę. Wydarzenie zapowiedziano oczywiście ze sporym wyprzedzeniem. Przypadło na pierwszy mecz domowy „Białej Gwiazdy” w tym sezonie. Gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, że jak to się stało, że Wisła spadła z Ekstraklasy i musi żegnać legendę pięterko niżej. Niczego to nie odbiera temu wydarzeniu, ale też pokazuje, jak w ostatnich latach wiele wydarzyło się na Reymonta. Gdyby ktoś piętnaście lat temu powiedział mi, że Wisła będzie żegnała Błaszczykowskiego w pierwszej lidze, to skierowałbym tę osobę “na pole”, żeby się dotleniła.
Ale z faktami się nie wygra.
***
Dwa dni przed meczem ze Stalą Rzeszów klub zorganizował spotkanie w “Official Fanshopie”. Środek tygodnia, bo czwartek, ale godzina całkiem przystępna – 17:00. Oczywiście nie każdy jeszcze wyszedł z pracy, ale to była raczej fakultatywna cześć programu dla fanów Białej Gwiazdy. Obowiązkową był dopiero sobotni mecz. Nie zmienia to jednak faktu, że w czwartkowe popołudnie nie brakowało chętnych, żeby zamienić kilka słów i zrobić sobie zdjęcie z Jakubem Błaszczykowskim, który przez cztery godziny był do dyspozycji fanów.
Legendzie Wisły nie brakowało ostatnio zasłużonych wyróżnień. W tygodniu Jakub Błaszczykowski uhonorowany został przez Jacka Majchrowskiego, prezydenta Krakowa, odznaką za zasługi dla miasta. O wszystkich wydarzeniach wokół kończącego karierę piłkarza na bieżąco informował klub. W dniach poprzedzających mecz Wisła Kraków zrobiła dużo, żeby zachęcić kibiców do przyjścia. Marketingowo zrobiono dużo pozytywnego szumu. Do sprzedaży trafiły nowe koszulki i inne gadżety związane z Błaszczykowskim. Zadbano nawet o drobne rzeczy takie, jak udostępnienie okolicznościowych tapet na urządzenia mobilne związanych z sobotnim wydarzeniem.
Przygotuj się na sobotę 🤙
▶️ https://t.co/Fs19cDJRss pic.twitter.com/8ETXySFuyh
— Wisła Kraków (@WislaKrakowSA) August 2, 2023
Klub informował na bieżąco o sprzedaży biletów, aż w czwartek mógł ogłosić, że wszystkie wejściówki zostały wyprzedane – prawie 32 tysiące. Rekord zaplecza Ekstraklasy. Bez dwóch zdań historyczny moment, który w przyszłości będzie wyciągany przez historyków i statystyków futbolu. To też pokazuje, jak wielkie zainteresowanie generuje Wisła. Oglądalność jej meczów w Polsacie jest fenomenalna, jej kibice mają gigantyczną moc przebicia w głosowaniach internetowych na graczy kolejka. Potencjał fanowski jest po tej stronie Błoni gigantyczny. Kwestia jego wykorzystania, niepowielania błędów i szybkiej nauki.
Wzruszająca ceremonia
Przyjechałem do Krakowa, żeby przemycić wam nieco atmosfery tego wydarzenia i doszukać się drobnych historyjek, które myślami przeniosą was do sobotniego wieczory na Reymonta. Chciałem zobaczyć pełny stadion, usłyszeć głośne krzyki i przekonać się na własnej skórze, ile Jakub Błaszczykowski znaczy dla Wisły.
Widziałem mnóstwo dzieciaków idących w koszulkach Wisły, nierzadko z nazwiskiem swojego idola na plecach. Gdy sobie przypominam, że skład jest zdominowany przez Hiszpanów i brakuje wielkich talentów, to na widok tylu młodzieży staram się wierzyć, że wśród nich będzie nowy Błaszczykowski, bo takich nowych “Kubów” ten zespół potrzebuje. Wśród młodzieży słyszałem pytanie jednego z młodych do – jak sądzę – ojca. Na smutne: “czy awansujemy?”, ojciec odpowiedział chłodno: “zobaczymy”. Wielkiego entuzjazmu w tym nie było, ale też można to zrozumieć po spadku, kompromitującym barażu i przeciętnym starcie sezonu.
Idąc na mecz, a potem już zasiadając na trybunie prasowej, zastanawiałem się, jak będzie wyglądało to pożegnanie. Czy Kuba się rozgada, czy oszczędzając energie na słowa będzie się delektował tym momentem. A miał czym. Jego nazwisko było bardzo głośno skandowane, zanim jeszcze ceremonia się rozpoczęła. Pierwsze próbki głosu kibiców już robiły wrażenie. Potem było jeszcze gwarniej. Wybrzmiał oczywiście też utwór “Conquest of Paradise” Vangelisa. Tego dnia robił jeszcze większe wrażenie, niż zwykle. Ma w sobie ten utwór coś magicznego, sprawiającego, że człowiek przechodzi na wyższe stany świadomości.
Piłkarze Wisły wyszli na rozgrzewkę w pamiątkowych koszulkach z numerem 16 na plecach. Nie trzeba chyba mówić, który zawodnik jest z nim utożsamiany. Zanim jeszcze Błaszczykowski pojawił się na murawie, do mikrofonu podszedł Jarosław Królewski, żeby wygłosić mowę przed oficjalnym startem sezonu. Podziękował za wsparcie kibiców, przeprosił za brak awansu i zapewnił, że zrobi wszystko, żeby w tym sezonie Wiśle udało się wywalczyć przepustkę do Ekstraklasy. Nie dziwne. Temat awansu jest niezwykle gorący. Idąc na stadion wśród tłumów przeplatały się głosy mówiące o awansie, z tymi o Kubie. Obok obu tych kwestii jest po prostu ciężko przejść kibicom Wisły, którzy pragną znów oglądać swoich ulubieńców w elicie.
Później już rozpoczęło się najważniejsze, czyli część programu, w której kibice mogli podziękować Kubie. Piłkarze utworzyli dla legendy specjalny szpaler, puszczano przygotowany specjalnie na tę okazję materiał wideo o losach Błaszczykowskiego.
Klimat był niesamowity, niepowtarzalny, dopełniony przez wyrazistą oprawę na cześć legendy. Kibice wymachiwali flagami i w ten sposób utworzył się gigantyczny napis „Kuba”, a pod nim znalazły się słowa: „Za wierność wieczną chluba. Dziękujemy ci”. Teraz najpierw przeczytajcie to co na dole i potem dodajcie do tego większy napis i otrzymacie rytmiczną całość. Proste, wymowne i trwałe.
Błaszczykowski był bardzo przejęty całą sytuacją. Pewnie nie raz układał sobie w głowie, jak będzie wyglądał ten moment, ale w praktyce ciężko jest kontrolować emocje, gdy tyle osób okazuje ci równocześnie szacunek. Kuba Podszedł do tego bardzo emocjonalnie. W takich sytuacjach brakuje słów w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dlatego kibice nie usłyszeli z jego ust długiej przemowy opartej na zdaniach wielokrotnie złożonych. Krótko podziękował. I naprawdę w takiej chwili wystarczy słowo “dziękuję”.
Sam mecz nie zachwycił
Przebiegu spotkania nie będziemy wam tutaj streszczać. Jego szczegółowy opis znajdziecie tutaj. Wisła jest dziś kadrowo jedną z najlepszych drużyn w I lidze, ale piłkarze Białej Gwiazdy nie byli w stanie uświetnić ten dzień. Ich występ był raczej pobudką. Stanowił brutalne przejście po ckliwych, wiekopomnych chwil do szarej rzeczywistości. Zawodnicy marnując okazje zepsuli biesiadę. Nie pożegnali swojego szefa spektaklem piłkarskim. Poprzez swoją nieskuteczność zafundowali raczej odzieracz ze złudzeń.
Piłkarze Radosława Sobolewskiego nie byli w stanie ograć Stal Rzeszów, która po dwóch pierwszych kolejkach miała zero punktów na koncie. Wiślacy mają gigantyczne wsparcie z trybun, ale nawet prawie 32-tysięczna publika nie była w stanie pchnąć ich do zwycięstwa. W pewnym momencie na trybunie najbardziej zagorzałych kibiców pojawiła się oprawa ze Stańczykiem z Białą Gwiazdą na piersi. Obok wymowny napis “Dokąd idziesz Wisło?”. Wszystko zostało jeszcze okraszone pirotechniką, która zadymiła stadion do tego stopnia, że sędzia przerwał na chwilę spotkanie i potem doliczył aż 10 minut.
Ta oprawa pasuje do tego, co działo się w końcówce spotkania, ale nie tylko. Jest duże zaufanie względem obecnych władz (w tym Błaszczykowskiego) i piłkarzy, ale drużyna musi sportowo dojeżdżać. Długo sympatycy byli wyrozumiali, ale każdy ma swoje granice wytrzymałości. W doliczonym czasie gry, znów wykrzykiwali “Kuba Błaszczykowski”, jednak nadeszła kolejna dziwaczna strata ich zawodników, zrobiło się gorąco pod bramką Wisły i nastąpiło płynne przejście do “kurwa mać, Wisła grać”. Ciężko się dziwić, że już czasami ręce opadają.
Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Po nim Kuba Błaszczykowski zrobił jeszcze jedną rundkę wzdłuż trybun. Trzeba pochwalić kibiców Stali, ponieważ podczas niej, w pewnym momencie również zaczęli skandować imię i nazwisko piłkarza, który oficjalnie odwiesił buty na kołku. To pokazuje jak Błaszczykowski jest szanowany w kręgach kibicowskich. W internecie czasem pojawiają się nieprzychylne komentarze, ale potem idzie się na stadion i widzi się, jaką estymą cieszy się legenda polskiej piłki.
Garstka internetowa swoje, rzeczywistość swoje.
Teraz wypada tylko życzyć Kubie sukcesów na nowej, pozaboiskowej drodze życia. Gdy był zawodnikiem znosił gigantyczną odpowiedzialność, teraz będzie miał nawet większą, a należy pamiętać, że nazwiskiem firmuje projekt, który może zakończyć się sukcesem, ale na ten moment napotyka na wiele przeszkód.
Kuba będzie też wyznacznikiem dla innych piłkarzy, którzy wiele znaczyli w ostatnich latach dla kadry i są uznanymi markami na zachodzie. Jeśli Kubie będzie się wiodło, to będzie im łatwiej podjąć decyzję o inwestowaniu pieniędzy, ale i również czasu w pracę od drugiej strony boiska. Teraz jednak nie kradnijmy znaków na resztę.
Powodzenia, legendo.
WIĘCEJ O I LIDZE:
- Remis Wisły ze Stalą na pożegnanie Kuby Błaszczykowskiego
- Hit transferowy Bruk-Bet Termaliki? Sięga po byłego kapitana Sturmu Graz
- Piłkarski marketing od kulis. „Ważne, żeby Podbeskidzie scalało miłość do gór, Bielska i futbolu”
- Lechia bez piłkarzy, Wisła bez marginesu błędu. Przewodnik po 1. lidze 2023/2024
fot. Newspix (główne), własne