Każdy z nich już pokazał na boiskach Ekstraklasy, że coś w sobie ma. Po zebraniu pierwszych szlifów w lidze teraz dla nich czas pójść naprzód i zostać czołowymi postaciami swoich drużyn. A stąd już tylko krok do zagranicznego transferu.
Mało któremu młodemu zawodnikowi udaje się z miejsca podbić Ekstraklasę i już na samym początku pobytu w niej zostać gwiazdą drużyny. Zwykle budowanie pozycji odbywa się krok po kroku. Od pierwszych pozytywnych sygnałów, przez wywalczenie miejsca w podstawowej jedenastce, do stania się kimś, bez kogo trudno wyobrazić sobie wyjściowy skład. Tych dziesięciu piłkarzy pokonało już 2/3 klasycznego ekstraklasowego cyklu życia. Zrzucili z siebie debiutancką tremę, pokazali, że są w stanie rywalizować o miejsce w składzie. Jeśli w tym sezonie dołożą coś więcej, staną się naturalnymi kandydatami do wyjazdu. Ale ten krok, by z kogoś, kto od czasu do czasu się wyróżnia, zostać powtarzalnym liderem drużyny, jest chyba najtrudniejszy.
BEN LEDERMAN (RAKÓW CZĘSTOCHOWA)
W Ekstraklasie gra już od trzech i pół sezonu. Uzbierał ponad 60 meczów, zebrał pucharowe szlify. Ma medale mistrzostw Polski i powołania do reprezentacji oraz liczne pochwały. Głównie z powodów zdrowotnych wciąż nie został jeszcze niekwestionowanym liderem środka pola mistrzów Polski. W sezonie 2021/22 stracił pierwsze dziesięć kolejek. W poprzednim regularnie zaczął grać dopiero wiosną. Nie zdarzył mu się jeszcze w Polsce ani jeden rok rozegrany od deski do deski. Tylko raz przekroczył połowę możliwych do rozegrania minut. Gdy jest zdrowy, zdradza spore możliwości niemal w każdym zagraniu. Trudno się nie zakochać w jego nienagannej technice, podaniach między liniami i wizji gry.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Jednocześnie jednak wszystkie ostatnie sukcesy Rakowa odbyły się z nim w roli drugoplanowej. Nigdy nie został ich twarzą. Trudno o to gdy ma się na koncie tylko jedną bramkę i cztery asysty. Notowanie konkretów pod bramką nie jest głównym zadaniem 23-latka, ale przydałoby się, jeśli Raków ma kiedyś się stać „drużyną Ledermana”. A wydaje się, że ma umiejętności, by do tego doszło. Może w najbliższych miesiącach?
FILIP MARCHWIŃSKI (LECH POZNAŃ)
Najbardziej doświadczony młodzieżowiec w Polsce. Jeszcze w sierpniu może świętować setny występ w Ekstraklasie. W pierwszej drużynie Lecha zagrał już 131 razy. Zanim straci status młodzieżowca, może mieć na horyzoncie dwusetkę. Jednocześnie jednak dopiero w ostatnich miesiącach poprzedniego sezonu zaczął grać na miarę talentu. W drugiej fazie minionych rozgrywek zaczął wyrastać na momentami czołową postać Lecha i to niezależnie od tego, czy grał jako środkowy napastnik, czy jako podwieszony atakujący. Jeśli wychowanek „Kolejorza” pójdzie tą drogą i rozegra najlepszy sezon w karierze, będzie kolejnym produktem akademii Lecha, który zostanie sprzedany za miliony.
Marchewa staje się kijem. Na rywali. Tak dobrze poznaniak jeszcze nie grał
Ale najpierw musi udowodnić, że jest w stanie zrobić krok do przodu. A zacząć musi od naprawdę regularnej gry. Choć debiutował w Ekstraklasie w sezonie 2018/2019, jeszcze nigdy nie udało mu się rozegrać choćby połowy możliwych minut w lidze. Barierę tysiąca złamał tylko raz, przed rokiem. Być może tak, jak odejście Jakuba Kamińskiego uruchomiło potencjał Michała Skórasia, tak teraz Marchwiński wysunie się na pierwszy plan.
MATEUSZ ŁĘGOWSKI (POGOŃ SZCZECIN)
Jego debiut w reprezentacji Polski jesienią zeszłego roku można było uznawać za sensację i wyróżnienie trochę na wyrost. Choć środkowy pomocnik zdradzał z piłką przy nodze olbrzymi potencjał techniczny, nie był wówczas nawet czołową postacią Pogoni Szczecin. To zmieniło się dopiero w ostatnich tygodniach sezonu. Runda wiosenna była w jego wykonaniu bardzo udana i 20-latek wyrósł na bardzo solidnego partnera Damiana Dąbrowskiego w środku pomocy. Po odejściu byłego kapitana jego rola może jeszcze wzrosnąć.
Grał tak, że pytali: „Na czym on jedzie?!”. Tak Łęgowski dorósł do kadry
Fernando Santos już docenił potencjał wychowanka Pogoni, powołując go na czerwcowe mecze z Niemcami i Mołdawią, co wywołało już znacznie mniejsze zdziwienie niż jeszcze na początku sezonu. Ze statusem reprezentanta kraju oraz nie mając już u boku Dąbrowskiego, Łęgowski powinien wziąć jeszcze większą odpowiedzialność za zespół. Częściej mieć piłkę przy nodze, bardziej decydować o jego grze. Jeśli to się uda, stanie się kolejnym eksportowym towarem Portowców.
ARKADIUSZ PYRKA (PIAST GLIWICE)
Poprzedni sezon upłynął mu na przekwalifikowaniu. Rozgrywki w sezonie 2021/2022 kończył jeszcze jako skrzydłowy, ale po odejściu Martina Konczkowskiego do Wrocławia trener Waldemar Fornalik dostrzegł w nim kandydata do gry na prawym wahadle. Jesienią niespecjalnie to się sprawdziło, ale były gracz Znicza Pruszków zebrał pierwsze szlify na pozycji, która nakładała na niego więcej zadań defensywnych i wymuszała zwracanie uwagi na sprawy, jakimi skrzydłowi zwykle nie muszą sobie zaprzątać głowy, jak na przykład trzymanie linii spalonego na własnej połowie. Aleksandar Vuković poszedł jeszcze o krok dalej i z Pyrki zrobił klasycznego, choć ofensywnie grającego, prawego obrońcę.
Wyszło znakomicie, bo młodzieżowy reprezentant Polski rozegrał świetną rundę i był wyróżniającą się postacią rewelacyjnego wiosną Piasta. Jeśli potwierdzi, że potrafi grać na tej pozycji, młodzieżowiec może trafić do notesów silniejszych klubów, a przy tym zakręcić się w okolicach seniorskiej kadry.
JAKUB MYSZOR (CRACOVIA)
Ma rzadkie u ofensywnych piłkarzy połączenie – niezłą technikę, dobrą dynamikę i zadziorny charakter. Bywały mecze, w których imponował ciągiem na bramkę. Gdy widzi przestrzeń, wbiega w nią. Gdy ma przed sobą rywala, myśli jak go minąć. Do spółki z Michałem Rakoczym w pierwszych tygodniach minionego sezonu nadawał ton grze Cracovii. Później ich ścieżki się jednak rozeszły.
Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
Podczas gdy Rakoczy utrzymywał dobrą formę i wyrastał na jedną z najsolidniejszych postaci zespołu, a przy tym zaczął zdradzać potencjał nawet na jego lidera, Myszor ciągle się leczył. Od października ani razu nie zagrał w podstawowym składzie. Po 13 kolejce uzbierał tylko trochę ponad sto minut. Z treningów wybijały go kolejne urazy. Na letni obóz przygotowawczy też nie pojechał, ale niebawem ma być gotowy do gry. Jeśli tak się stanie, będzie można go traktować jako wewnętrzny transfer Pasów. I to transfer z potencjałem na bycie czołową postacią zespołu. Musi tylko być zdrowy.
DAWID KURMINOWSKI (ZAGŁĘBIE LUBIN)
Czy można się zachwycać napastnikiem, który strzelił tylko cztery gole w sezonie i trzeba było za niego zapłacić 600 tysięcy euro? Zachwycać może jeszcze nie, ale obiecywać sobie po nim wiele – jak najbardziej. Pierwszy sezon byłego króla strzelców ligi słowackiej w polskiej lidze był naznaczony kontuzjami. Gdy jednak grał, zdradzał spore możliwości. Ruchy typowej dziewiątki, dobra gra kombinacyjna, sposób poruszania się – widać w nim było piłkarza, który w korzystnych warunkach jest w stanie ustrzelić dwucyfrową liczbę goli w sezonie.
Zagłębie zdecydowało się go więc wykupić z Aarhus, zapewniając sobie spokój w ataku. Kandydatów do tytułu króla strzelców zwykle trudno wytypować, ale jeśli 24-latkowi będzie dopisywało zdrowie, a Zagłębie będzie się spisywać tak dobrze, jak wiele osób się spodziewa, Kurminowskiego trzeba mieć w tej kwestii na radarze.
ERNEST TERPIŁOWSKI (WIDZEW ŁÓDŹ)
Dwa lata temu zaliczył spektakularne wejście do Ekstraklasy, strzelając w debiucie gola dla Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. W trakcie minionego sezonu przebił się do podstawowego składu Widzewa Łódź, starając się przynajmniej w niektórych meczach dotrzymywać kroku Bartłomiejowi Pawłowskiemu. Ofensywny pomocnik nie będzie już młodzieżowcem, ale i tak pokazał w poprzednim sezonie na tyle dużo, że powinno się dla niego znaleźć miejsce w wyjściowym składzie.
Już zimą kręciły się wokół niego zagraniczne kluby. Na razie jednak chciały one kupić głównie potencjał 21-latka. Tymczasem jeśli zdoła zrobić krok do przodu, za rok mogą już płacić za jego rzeczywiste, a nie tylko prognozowane umiejętności. Trzy gole i cztery asysty w pierwszym pełnym sezonie w Ekstraklasie to dobry start dla młodzieżowca. Ale teraz przydałoby się sprawić, że Widzew nie będzie tylko drużyną Pawłowskiego.
MIŁOSZ MATYSIK (JAGIELLONIA BIAŁYSTOK)
Na Podlasiu już od kilku lat szukają oszczędności i starają się monetyzować, kogo tylko się da, co sprawia, że skład z roku na rok wygląda na coraz uboższy. Z drugiej jednak strony, skraca to drogę do wyjściowego składu dla miejscowej młodzieży. Już skorzystał z tego Mateusz Kowalski, który w zimie przeniósł się do Parmy za milion euro, a jeszcze więcej pieniędzy może białostoczanom przynieść 19-letni stoper. Matysik ma dość elegancki, nowoczesny sposób gry, dobrze prezentuje się z piłką przy nodze, a w poprzednim sezonie był wykorzystywany także na środku pomocy oraz boku obrony, co też pewnie pomoże oszlifować jego umiejętności techniczne.
Po tym, jak z Białymstokiem rozstali się Michał Pazdan oraz Israel Puerto, ubyli mu dwaj bardziej doświadczeni konkurenci. Okoliczności wydają się więc idealne, by Matysik zaczął grać regularnie. Dotąd bowiem jeszcze nie przekroczył w Ekstraklasie bariery tysiąca minut w sezonie. Jeśli nie zrobi tego w nadchodzących rozgrywkach, będzie można mówić o rozczarowaniu.
KACPER TRELOWSKI (ŚLĄSK WROCŁAW)
Jedna z nielicznych pozytywnych informacji, jakie napłynęły latem z rynku transferowego na temat klubu z Wrocławia to fakt, że udało mu się wypożyczyć z Rakowa jego utalentowanego bramkarza. Teoretycznie Śląsk miał tę pozycję obsadzoną, bo do dyspozycji byli Michał Szromnik i Rafał Leszczyński. Żaden jednak nie dawał między słupkami zupełnego spokoju. Trelowski staje przed sporym wyzwaniem, bo dotąd wchodził do seniorskiej piłki w cieplarnianych warunkach. Miał przed sobą jedną z najlepszych defensyw w lidze, a nikt nie oczekiwał od niego rywalizacji o miejsce w bramce, skoro miał za konkurenta Vladana Kovacevicia, jednego z najlepszych fachowców w Ekstraklasie. 19-latek zebrał więc doświadczenia 13 meczów w lidze, jedenastu w Pucharze Polski oraz trzech w europejskich pucharach. To dobry wynik jak na młodego bramkarza.
Teraz jednak miejsce w składzie będzie sobie musiał najpierw wywalczyć, a jeśli to zrobi, będzie pod ciągłym ostrzałem, bo wrocławian czeka raczej walka o utrzymanie. Dla Trelowskiego gra idzie jednak o dużą stawkę. Raków go nie skreśla, tylko chce sprawdzić, czy wychowanek jest gotowy do przejęcia w najbliższej przyszłości roli numeru jeden. Jeśli potwierdzi talent, grając tydzień w tydzień, do Częstochowy może wrócić z zupełnie innym statusem.
WIKTOR DŁUGOSZ (RUCH CHORZÓW)
Jedyny z młodzieżowego zaciągu Rakowa z Korony Kielce, który rzeczywiście jakoś zaistniał w Częstochowie. Iwo Kaczmarski wyjechał do Włoch i na razie nie rywalizuje jeszcze w seniorskiej piłce. Daniel Szelągowski jest po nieudanych wypożyczeniach do Warty Poznań i Chojniczanki. Z kolei Wiktor Długosz uzbierał u Marka Papszuna łącznie 57 występów. Nigdy nie był nawet blisko statusu podstawowego zawodnika, ale przynajmniej utrzymał się w rotacji. W Chorzowie jego rola będzie zupełnie inna. Wypożyczenie do ekipy beniaminka to dla niego szansa, by zacząć grać tydzień w tydzień, pokazywać się w większym wymiarze, wziąć odpowiedzialność za zespół, a nie tylko pilnować, by niczego nie zepsuć w ciągu kilku minut, które dostaje się od trenera.
Może więc mieć bardzo dobre warunki, by rozkwitnąć na ekstraklasowych boiskach. Na razie ma na nich tylko jedenaście występów w podstawowym składzie. Jeszcze ani razu nie udało mu się nawet dobić do tysiąca minut w sezonie. A że mowa o piłkarzu 23-letnim, to najwyższy czas.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wieteska: Byłem wkurzony tym, jak ludzie mnie postrzegają
- Szaleństwo czy wybitny plan? Jak i po co Arabia Saudyjska chce przejąć futbol
- Ekstraklasowa piętnastka „ones to watch”. Na kogo zwrócić uwagę?
foto. Newspix