Jedna z popularniejszych teorii krążących po przemyśle fonograficznym głosi, że nie ma dla muzyka trudniejszego wyzwania niż nagranie drugiej płyty. Do tej pierwszej przygotowuje się całe życie, a sam sukces zazwyczaj przytrafia mu się nagle i niespodziewanie, często dzięki naiwnej fantazji i braku kalkulacji. Z drugim krążkiem jest trudniej. Zdecydowanie trudniej. Pojawia się presja, ciążą oczekiwania i już nikt nie mówi, że nie masz nic do stracenia.
KORONA KIELCE – ZAPOWIEDŹ SEZONU 23/24
Spis treści
Bo masz. Swoją przyszłość, swoje nazwisko i kapitalne wspomnienia, jakie pozostaną z kielczanami po tym szaleńczym wiosennym pościgu za bezpiecznymi rejonami tabeli. To, że Kamil Kuzera wszedł na estradę w sposób absolutnie spektakularny, nie ulega chyba większym wątpliwościom. Kielecki trener nie znalazł się w gronie pięciu najlepszych trenerów na Gali Ekstraklasy i możemy mówić o tym fakcie jak o pewnej (sporej?) niesprawiedliwości, co dowodzi temu, jak wielką robotę wykonał na przestrzeni tych kilku miesięcy. Kuzera zyskał sporo fanów, ale tak z ręką na sercu – kto z was spodziewał się zimą, że żółto-czerwona kapela po tak beznadziejnej jesieni będzie potrafiła grać atrakcyjną piłkę i jeszcze przy tym zanotuje taki marsz w górę?
No chyba nikt.
A nawet, jeśli komuś taki scenariusz przechodził przez głowę, to zaraz mógł przypomnieć sobie o stylu preferowanym przez Leszka Ojrzyńskiego. Nasz racjonalista w głowie mówił: no nie, tak szybko nie rewolucjonizuje się całego DNA zespołu, nawet jeśli Korona będzie lepiej punktować, to tylko poprzez toporną piłkę (taką jak do zimy). Niepoprawny optymista później triumfował. Choć od końcówki zeszłego sezonu minęło już trochę czasu, wciąż nie maleje nasz podziw względem wyczynu Korony. Przypomnijmy: kielczanie zimowali na przedostatnim miejscu z trzynastoma punktami (średnia 0,76 pkt na mecz). Grali skrajnie archaiczny i nieatrakcyjny futbol. Niczym nie rokowali. Miejsce w strefie spadkowej postrzegaliśmy jak zupełnie naturalną kolej rzeczy. Aż w końcu…
Osiem zwycięstw na wiosnę.
Siedem z nich w meczach domowych. W tym z Rakowem, który mógł przyklepać mistrzostwo.
Efektowna wygrana na wyjeździe 0:3, jedyna w rundzie, akurat w momencie, gdy pojawił się nóż na gardle.
28 zdobytych punktów. Siódmy wynik w całej stawce.
Status rewelacji wiosny.
I to wszystko z Kamilem Kuzerą na pokładzie, dla którego był to debiut w roli pierwszego szkoleniowca (nie licząc epizodów w roli tymczasowego). Choć jako piłkarz był jaskrawym symbolem drewnianego i rzeźnickiego futbolu, zasiał w swojej drużynie ziarna swobody, polotu i kreatywności. Zupełnie nie kojarzy się z tym Kuzerą, walczakiem i agresorem, jakiego znamy z boiska.
Wystarczyło pół roku. Spektakularne pół roku. Świetny wynik, który szkoleniowiec kieleckiego zespołu musi teraz potwierdzić w swoim drugim sezonie.
CHCIELIBY GRAĆ JAK…
Każdy z zespołów, które od lat mają stabilne miejsce na polskiej scenie i nic nie wskazuje na to, by ich status miał się nagle zmienić. Czyli jak „Kult”, „T.Love”, „Ira” czy „Kombi”. Wszyscy wiedzą, że nieźle grają, nikt z tym nie dyskutuje, co sprawia, że cały czas są stałym elementem telewizyjnego sylwestra czy przeróżnych obchodów świąt danego miasta (lub czegokolwiek innego).
Przyzwyczailiśmy się. Z drugiej strony Korona nie oczekuje fajerwerków. Nie chce fruwać po szczytach list przebojów. Nie zamierza podążać za trendami czy romansować z elektroniką. Woli trzymać się swoich sprawdzonych rytmów.
Kielce chcą być wreszcie przewidywalne. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Po latach permanentnej niepewności przewidywalność jawi się jak luksus.
Taka strategia nie przyniesie nagłego wzrostu popularności, ale nic nie szkodzi, bo jej cel jest zupełnie inny. Korona chce utrzymać się na powierzchni. Po prostu. Postrzega siebie jak klub, którego miejsce jest w Ekstraklasie i który na to zasługuje. Jednocześnie ma świadomość swoich licznych ograniczeń i nie zgrywa, jak mawia Wojciech Łazarek, żadnych ura-bura ciocia Agata.
Spokojne utrzymanie.
NOWI W KAPELI
– Czy masz jakiegoś Hiszpana na atak? – wydzwaniał kiedyś po agentach piłkarskich Krzysztof Zając, co w punkt opisuje sposób działania byłego prezesa Korony, który wielokrotnie działał bez mapy. Nie miał pojęcia, czy szuka wysokiej dziewiątki, czy jednak mobilnej, czy grającego między liniami piłkarza, czy dostawiającego szuflę, czy młodego, czy starego. Miał być Hiszpan. I tyle.
Po kilku latach Korona wreszcie doczekała się swojego atakującego Hiszpana (choć proces rekrutacyjny był tym razem nieco bardziej skomplikowany i sama narodowość nie wystarczyła). Jest nim niejaki Adrian Dalmau, 29-latek wychowany w Realu Madryt (brzmi jak Ekstraklasa, co?). Dziewiątka trafia do Korony w zaskakującym momencie, bo świeżo po wywalczeniu z AD Alcorcon awansu do LaLiga2. Dalmau może nie był pierwszoplanową postacią tej zakończonej sukcesem kampanii, ale też nie piątym kołem u wozu: zagrał ponad tysiąc minut, strzelił dziewięć bramek, z czego jedną w barażach. Może było mu o tyle łatwiej zrezygnować z zaplecza hiszpańskiej elity, bo już kiedyś na niej pograł (zaliczył łącznie szesnaście meczów). Występował także także w Eredivisie. Na grę w Kielcach podobno namówił go Nono. Trafiali do Polski Hiszpanie z gorszym CV, trafiali też z lepszym, w przypadku tej narodowości to żaden wyznacznik. Niewątpliwym atutem nowego napadziora Korony jest to, że nie jest Bartoszem Śpiączką (udało się go wypchnąć do GKS-u Tychy).
100% ZWROTU DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
Xavier Dziekoński. Wypożyczony z Rakowa bramkarz ma rozwiązać problem na „pozycji młodzieżowca”. W zeszłym sezonie obsadzał ją inny golkiper, Marceli Zapytowski, który wygrywa właśnie życie w szalenie atrakcyjnej lidze maltańskiej. Młody zawodnik ma sporo do udowodnienia. Najpierw niespodziewanie dostał szansę w Jagiellonii. Później bardzo szybko zaliczył poważne wpadki, dając do zrozumienia, że liga jeszcze go przerasta. Następnie zaufał mu Raków, w którym jeszcze nie zadebiutował (jedynie w rezerwach).
Martin Remacle. Paweł Golański i rumuński rynek to jak na razie dobre połączenie. Rolando Deaconu stanowi wartość dodaną i wciąż sprawia wrażenie gościa, który zaraz odpali. Marcus Briceag dał radę na lewej obronie. Tym razem dyrektor sportowy sięga po Martina Remacle, a więc 26-letniego Belga z Universitatea Cluj. To ofensywnie usposobiony środkowy pomocnik.
Mateusz Czyżycki. Kolejny kandydat na dyszkę. Zaliczył w zeszłym sezonie świetne liczby w GKS-ie Tychy: dziewięć bramek i cztery asysty. To jego drugie podejście do Ekstraklasy. Pierwsze, w barwach Warty Poznań, było niezwykle bezbarwne.
FRONTMAN
Kamil Kuzera, no bo kto? Jakub Łukowski miał świetne liczby, ale nie był w zeszłym sezonie typem gościa, który ciągnie zespół na swoich barkach. Środek pomocy? Solidni, nieszczególnie wyróżniający się. Obrońcy? Solidni, nieszczególnie wyróżniający się. Nie ma też Jacka Kiełba, wybranego ostatnio piłkarzem 50-lecia w Koronie, który zakończył niedawno karierę.
Najbardziej wpływowa osoba w gabinetach? Musielibyśmy wybierać pomiędzy Bogdanem Wentą (prezydent miasta, to od niego teoretycznie najwięcej zależy), Piotrem Dulnikiem (główny sponsor, który ma dużo do powiedzenia w strukturach), Łukaszem Jabłońskim (prezes, który wyprowadza klub na prostą) czy Pawłem Golańskim (dyrektor sportowy, który potrafi wynaleźć ciekawych zawodników).
Trzeba wskazać na Kamila Kuzerę.
Podoba nam się to, że zaczynający swoją drogę szkoleniowiec, będący wciąż na kursie UEFA Pro, nie wykorzystuje ostatnich miesięcy do autopromocji. A przecież mógłby, co więcej – nie byłoby w tym nic zdrożnego. Kuzera nie bryluje w mediach. Nie szuka blichtru. Nie udziela mocnych wypowiedzi. Rzetelnie pracuje. Tak, jak ma to robić cała Korona.
Kuzera doskonale zdaje sobie sprawę, że został pierwszym szkoleniowcem również z powodu braku innych ciekawszych opcji. Kielczanie nie kojarzą się z wylęgarnią zdolnych trenerów, ale kilku się przez ten klub ostatnio przewinęło. Leszek Ojrzyński po dobrym sezonie w stolicy świętokrzyskiego przesiedział na karuzeli dekadę (i wciąż na niej jest). Marcin Brosz solidną pracą o Koronie umocnił swoją pozycję na rynku. Dla Pachety Korona stała się przystankiem na sensacyjnej drodze do La Liga.
Na co stać Kuzerę?
PUBLIKA OSZALEJE
Kiedy Korona znowu poprosi o miejską kroplówkę.
Wieczne kłótnie na sesjach rady miasta. Uwierająca niepewność zarządzających klubem, którzy muszą układać budżet nie wiedząc, czy coś dostaną z miasta, czy nie. Nie wiedzą, czy robić transfery, czy się wstrzymać. Kielecka rzeczywistość niby nie różni się spektakularnie od innych ośrodków, ale akurat w tym mieście bardzo dużo dyskutuje się o relacjach ratusza z klubem. Wiele wskazuje na to, że tym razem nie dojdzie już do podłączenia kroplówki w trakcie sezonu. Nie dlatego, że kielecki klub stał się prężną i samofinansującą się organizacją. Po prostu przytomnie wykorzystał euforię po świetnej końcówce zeszłego sezonu i przyklepał na radzie miasta dofinansowanie na całe nadchodzące rozgrywki.
Rok temu Korona musiała walczyć. Najpierw późną jesienią, gdy miasto nie zgodziło się na spełnienie prośby złocisto-krwistych o wsparcie finansowe. Następnie wiosną, gdy już udało się sforsować ten mur. Jeszcze wcześniej próbowała wziąć zwykłą pożyczkę z banku (ale i to się nie udało).
A teraz? Spokój. Rada miasta przyklepała 6,7 milionów dla Korony. Ta kwota, całkiem spora, ma jej wystarczyć na cały sezon. Kielczanie mają już dość poruszania na nowo jednego z najbardziej kontrowersyjnych tematów na sesjach rady miasta. Bywały czasy, że w kontekście Korony więcej mówiło się o miejskim finansowaniu niż o czymkolwiek innym. Kielczanie dokładali do interesu nawet w momencie, gdy niemiecki inwestor przejął większościowy pakiet akcji. Gdy odbijano Koronę z rąk zagranicznych właścicieli, padały szumne zapowiedzi o tym, że już nikt nie będzie prosił o dodatkowe środki z miejskiej kasy.
Wyszło jak wyszło.
Czy to źle? Dopóki klub jest wiarygodny, a Korona taka jest, nie jest to tak wielkim problemem, jak może się wydawać.
Heca byłaby dopiero wtedy, gdy zimą kielczanie znów wyciągnęliby ręce po kolejną kroplówkę…
100% ZWROTU DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
FAŁSZUJĄ…
Gdy rotują w tyłach.
Przesunięty na obronę Trojak stał się cichym objawieniem. Briceag i Zator może nie wykosili konkurencji indywidualnie, może nie rzucali się w oczy, ale znacznie podnieśli jakość całej formacji. Malarczyk nie grał jesienią, ale wiosną podniósł jakość. Linia defensywy Korony daje radę.
Chyba że jej podstawowi zawodnicy wypadną i trzeba będzie łatać luki.
Godinho miał stać się czołową postacią Korony (było nie było – trafił do niej bezpośrednio z MLS), a ugrzęzł gdzieś na drugim planie. Wciąż niczego nie wniósł, ale też nieszczególnie zawodzi. Prawa strona wydaje się być nieźle obsadzona, może na niej zagrać jeszcze Jacek Podgórski (co ciekawe, kielczanie testowali latem jeszcze następnego prawego obrońcę, Jakuba Iskrę, z którym ostatecznie się nie związali).
Petrow bawił się w elektryka i nic dziwnego, że Kuzera przesuwał go na pomoc, gdzie trudniej coś odwalić. Kwiecień… Wiecie, jak jest. Zastępstwo dla Briceaga? Nie istnieje.
Oby bez kontuzji.
USTAWIENIE NA SCENIE
Praktycznie ten sam skład, który utrzymał się w lidze i bramkarz-młodzieżowiec, który ze względu na swoją metrykę zajmuje miejsce.
DLACZEGO TA PŁYTA BĘDZIE LEPSZA NIŻ POPRZEDNIA
Bo Korona już wiosną stała się drużyną grającą jak mocny, ligowy średniak (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), z którym każdy musi się liczyć. Nikt znaczący jej nie osłabił.
Bo w Kielcach wróciła moda na piłkę, czego dowodem jest siódma frekwencja w Ekstraklasie w zeszłym sezonie (pękła granica dziesięciu tysięcy na mecz).
Bo zarządzający klubem nie muszą już w trakcie sezonu kombinować, jak podejść radę miasta, by dostać środki na zbilansowanie budżetu. Mogą skupić się już na tym, jak je wydać.
Bo Kamil Kuzera nie wykorzystuje udanej rundy do autopromocji, raczej skupia się na tym, by dalej rzetelnie wykonywać swoją robotę.
Bo dwa gole i dwie asysty to bilans zdecydowanie poniżej potencjału Ronaldo Deaconu, który może pozamiatać.
DLACZEGO TA PŁYTA BĘDZIE GORSZA NIŻ POPRZEDNIA
Bo Korona znów podejdzie do sezonu jako jeden z kandydatów do spadku. Nie wykonała spektakularnych ruchów transferowych, by zakładać, że powinna celować wyżej.
Bo inicjały Xaviera Dziekońskiego były najlepszym komentarzem do jego niektórych interwencji, kiedy jeszcze grał w Jagiellonii.
Bo nadchodzą wybory samorządowe i kielecki sport będzie jednym z najostrzejszych frontów obozu Bogdana Wenty i jego opozycjonistów.
Bo istnieje możliwość, że na boisku pojawi się Bartosz Kwiecień.
Bo Łukowski nie musi znów znaleźć się w czubie ligowych strzelców (a jeśli tak się stanie, nazwiemy to anomalią, a nie prawidłowością).
NA REPEACIE
Bezpieczne wybory, które z definicji nie podbiją rynku, ale nie pozwolą też z niego wypaść.
CZYTAJ WIĘCEJ O KORONIE KIELCE:
- Komuś chyba głowa przegrzała się od maltańskiego słońca
- Idą wybory. O Mańce-Szulik, Sutryku i Kielcach