Jackowi Jaroszewskiemu łamie się głos. Grzegorz Krychowiak oskarżył go o potajemne przejęcie kontroli nad ich wspólną spółką. „Nie ja oszukałem, ale sam zostałem oszukany”, mówi doktor. „Miałem być niewolnikiem, który całe życie na nich pracuje”, dodaje. „Po co im to było?”, pada pytanie. „Nie wiem”, rozkłada ręce.
– Dobro reprezentacji Polski jest najważniejsze. Jeśli Fernando Santos albo Cezary Kulesza uznają, że nasz konflikt negatywnie wpływa na interesy kadry, nie będę się stawiał i sprzeciwiał, bo jestem tam z pasji, nie dla pieniędzy. W czasie naszego sporu byliśmy już na wspólnym zgrupowaniu z Grzegorzem Krychowiakiem. Miało to miejsce podczas mistrzostw świata w Katarze. Podeszliśmy do tego profesjonalnie. Przez całe zgrupowanie i mundial nie padło o tym ani jedno słowo – mówi Jacek Jaroszewski.
Jaroszewski czuje się oszukany
W 2020 roku powołana została spółka Medklinika Inwestycje, w której większościowym udziałowcem został reprezentant Polski. Wedle umowy: piłkarz Grzegorz Krychowiak ma w niej 60% udziałów, doktor Jacek Jaroszewski i fizjoterapeuta Paweł Bamber – razem 40% udziałów. Powstać miała klinika, na rzecz budowy której bracia Grzegorz Krychowiak i Krzysztof Krychowiak, właściciele spółki GK4 Investment, pożyczyć mieli 10 milionów złotych, których zwrot otrzymaliby już w czasie funkcjonowania kliniki.
W tym miejscu rozjeżdżały się wizje Jaroszewskiego i Krychowiaka. Doktor chciał prowadzić „małą klinikę”, a piłkarz miał komunikować swoim wspólnikom, że interesuje go „gruba inwestycja”, czyli „duża klinika”. Błyskawicznie okazało się, że drugi z tych pomysłów nie wypali, kwota realizacji przedsięwzięcia znacznie przekroczyłaby początkową wycenę, sięgnęłaby kilkudziesięciu milionów złotych.
Doktor Jaroszewski: – W międzyczasie powstała Medklinika, spółka-córka Medkliniki Inwestycje. To miała być klinika wstępna. Ja to nazywam nawet inaczej: kliniczka. Chcieliśmy zebrać najlepszych lekarzy i diagnostów, generalną bazę pacjentów. Wynajmowaliśmy budynek. Mieliśmy go wykończyć. Wtedy doszliśmy do wniosku, że szpitala nie będzie. Powiedziałem braciom, że nie potrzebuję ich do „małego biznesu”. Umawialiśmy się na wspólny projekt i doszliśmy do porozumienia, że bracia pożyczą 3 miliony złotych.
100% ZWROTU DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
Na czele zarządu firmy stanął Krzysztof Krychowiak. Jacek Jaroszewski i Paweł Bamber działali na miejscu, z Grzegorzem Krychowiakiem nie mieli ani codziennego, ani bezpośredniego kontaktu. Zaczęły się zgrzyty, nieporozumienia, wzajemne pretensje. Doktor twierdzi, że mniejszościowi wspólnicy mieli trudności z uzyskaniem dostępu do kont i dokumentacji od wspólników większościowych. W pewnym momencie spotkania łamie mu się głos i wyczytuje z kartki długi akt oskarżenia przeciwko Krychowiakom. Wliczają się w niego:
- prowadzenie spółki niezgodnie z umową,
- nieopodatkowanie pożyczek udzielonych spółce,
- dokonywanie przelewów finansowych bez kontaktu z udziałowcami,
- brak konsultowania jakichkolwiek decyzji z radą nadzorczą,
- celowe zawyżenie kosztów inwestycji,
- działania na niekorzyść spółki,
- zakupy rzeczy nieprzeznaczonych na działalność kliniki z jej środków.
Doktor Jaroszewski: – Krychowiakowie przekonywali, że w remonty i wyposażenie Medkliniki włożyli 4,5 miliona złotych. Dostaliśmy informację, że musimy dołożyć kilkaset tysięcy złotych nadwyżki. Wszystko wedle umowy, więc pieniądze wyłożyliśmy. Jednocześnie jednak zacząłem drążyć, bo kwota wydawała mi się bardzo duża. Szybko okazało się, że biegli orzekli, iż wydane zostało 2,5 miliona złotych, a nie 4,5 miliona złotych. Zwróciłem się więc z prośbą do wspólników, żeby oddali nasz wkład i dobili do umówionych 3 milionów złotych pożyczki. Uznali, że to pomyłka, że nie zgadza się z wyliczeniami i że zwrócą te pieniądze.
Dostaliście pieniądze?
Doktor Jaroszewski: – Pieniędzy nie dostaliśmy.
Zostaliście oszukani?
Doktor Jaroszewski: – Nikt nie zakładał, że to było oszustwo. Poprosiliśmy tylko: – Oddajcie nam nasze pieniądze.
I nic?
Doktor Jaroszewski: – Nie było zwrotu.
Klinika normalnie funkcjonuje?
Doktor Jaroszewski: – Normalnie, nasze spory nie mają żadnego wpływu na jej funkcjonowanie.
Próbowaliście się dogadać?
Doktor Jaroszewski: – Cały czas. Konflikt narastał. Pod koniec roku chcieliśmy się dogadać. „Oddajcie nam pieniądze, dopłaćcie wkład w klinikę, te trzy miliony złotych i działajmy”, przekonywaliśmy. Wysyłali mnie na drzewo. Ostatni mail był w Sylwestra, żeby nie zawracać głowy, tylko zwrócić się do prawników. Usłyszałem, że jak mam takie stanowisko i jakieś wątpliwości, żebym sobie przeczytał sobie definicję „szpitala”, bo w małej Medklinice łamię zakaz konkurencji, który znajdował się w umowie.
Krychowiak wiedział o tej awanturze?
Doktor Jaroszewski: – Krychowiak mówił, że ufa bratu, znał sytuację.
Krychowiak czuje się oszukany
Grzegorz Krychowiak też czuje się oszukany. Bracia twierdzą bowiem, że w lutym 2023 roku Jacek Jaroszewski i Paweł Bamber dokonali nie tylko potajemnego, ale też całkowicie bezprawnego przejęcia kontroli nad spółką Medklinika. Czytamy w artykule „Grzegorz Krychowiak składa zawiadomienie do prokuratury przeciwko lekarzowi reprezentacji Polski. W tle spór o miliony złotych” w Onecie:
„— Najpierw pan Jaroszewski w tajemnicy odwołał Krzysztofa Krychowiaka z zarządu spółki, a następnie powołał w jego miejsce… swoją żonę Joannę oraz Pawła Bambera. Następnie nowy zarząd dokonał sprzedaży 100% udziałów w spółce prowadzącej klinikę niejakiemu Tadeuszowi Fajferowi. A kwota transakcji wyniosła… pięć tys. zł, choć my wartość spółki szacujemy na kilka mln zł – tłumaczy w rozmowie z Onetem mec. Marcin Witkowski, pełnomocnik braci Krychowiaków.
Tadeusz Fajfer, któremu sprzedano udziały, to były piłkarz Lecha Poznań i Lechii Gdańsk, który w grudniu zeszłego roku został dyrektorem sportowym Warty Poznań (w rozmowie z Onetem rzecznik prasowy klubu Warta Poznań sprostował, że Tadeusz Fajfer został ogłoszony dyrektorem klubu, jednak ostatecznie z przyczyn zdrowotnych nie podjął pracy na tym stanowisku – red.).
Gdy Fajfer odkupił udziały po wyjątkowo atrakcyjnej cenie, jeszcze tego samego dnia… odsprzedał je Jackowi Jaroszewskiemu oraz Pawłowi Bamberowi, także za 5 tysięcy zł.
Zdaniem braci Krychowiaków w ramach tej transakcji mogło dojść do przestępstwa”.
Reprezentant Polski złożył zawiadomienie do prokuratury z artykułu 296 kodeksu karnego o wyrządzeniu szkody w obrocie gospodarczy. Tak brzmi jego treść:
Jak niewolnik
Doktor Jacek Jaroszewski wygląda na zdenerwowanego. Podczas spotkania na 38. piętrze wieżowca Warsaw Spire podkreśla, że cała sprawa uderzyła w jego dobre imię i od jakiegoś czasu ma problemy ze snem. Kilka razy powtarza, że dla niego liczy się przede wszystkim interes reprezentacji. Ucinamy sobie pogawędkę po właściwej części konferencji.
Czy ma pan żal do Grzegorza Krychowiaka?
Mam żal, że Grzegorz Krychowiak nie rozmawiał ze mnie osobiście podczas całej działalności spółki. Poza kilkoma wyjątkami komunikację prowadziłem z oddelegowanym przez niego Krzysztofem Krychowiakiem.
Z Grzegorzem Krychowiakiem łączyła pana przyjacielska relacja.
Wydaje mi się, że nie doszłoby do żadnych takich sytuacji, gdybyśmy rozmawiali między sobą. Dla mnie było oczywiste, że jeśli jestem stroną, rozmawiam osobiście, on oddelegował brata, a brat okazał się człowiekiem, z którym nie było szans na prawidłową współpracę.
Chyba jednak spodziewał się pan, że tak to będzie wyglądać, piłkarz reprezentacji Polski raczej jest dosyć zajętym człowiekiem.
Tak, oczywiście, nie miałbym też z tym problemu, gdyby działo się wszystko dobrze. Ale kiedy zaczęło dziać się niedobrze, nie zajął stanowiska, tylko wciąż delegował mnie do brata. Było kilka rozmów, w których próbował pośredniczyć, ale tak naprawdę całość rozgrywała się poza nim.
Kiedy przekazał pan tę sprawę Fernando Santosowi?
Z selekcjonerem nie rozmawiamy bezpośrednio na poważniejsze tematy.
Czyli?
O sprawie opowiedziałem Grzegorzowi Mielcarskiemu, który wszystko przekazał selekcjonerowi Santosowi. Powiedział, że jeśli trener będzie chciał wiedzieć więcej, skontaktuje się ze mną.
Kiedy to było?
Jakoś teraz.
Czyli nie mogło mieć wpływu na brak powołania Krychowiaka?
Nie, absolutnie.
Powiedział pan, że w tej sprawie czuł się jak niewolnik.
Jeśli jest się udziałowcem spółki i nie można uzyskać dostępu do najoczywistszych rzeczy, do których normalnie powinno mieć się nielimitowany dostęp, jeśli ufa się jednoosobowemu zarządzającemu spółką, który kolejne rzeczy robi bezprawnie i nieuczciwie, włącznie z wykroczeniami i przestępstwami skarbowymi, co odkrywają moi doradcy prawni i finansowi, to człowiek nie chce w czymś takim funkcjonować. Chyba że sprawy zostaną wyjaśnione i naprawione.
Ale nie zostały wyjaśnione i naprawione.
Usłyszeliśmy odmowę. Chciałem zakończyć tę sprawę polubownie. Nie przyszło mi do głowy medialne załatwianie sprawy. Jest tysiąc powodów, żeby tego nie robić. Były maile, rozmowy, dyskusje, chcieliśmy dojść do porozumienia. Nie chciałem przełożyć tego na reprezentację. Znamy się od lat. Nie próbuję mu zaszkodzić. Poinformowałem jednak o wszystkim Cezarego Kuleszę. Przekaz był prosty: – Jeśli miałoby to źle wpłynąć na kadrę, może mnie w niej nie być.
Czytaj więcej o aferach w polskiej reprezentacji:
- Wizerunek PZPN-u jest w ruinie
- Za długo był spokój w PZPN-ie. Skazany za korupcję biznesmen w samolocie do Mołdawii
- Grający prezes-właściciel. Wszystkie zabawki Mirosława Stasiaka
- Stasiak, Hajto, inszury.pl i prośba Kuleszy. Kulisy afery PZPN
- 15 pytań do Aleksandry Rosiak, dyrektor departamentu komunikacji i mediów PZPN
- Boniek przesadzał z PR-em? To co powiecie o obecnych ancymonach?
Fot. FotoPyk