W komplecie i to bez straty seta – w takim stylu polscy tenisiści zameldowali się w poniedziałek w II rundzie Wimbledonu. Iga Świątek, Hubert Hurkacz i Magda Linette pewnie wygrali swoje spotkania. Ostatnia dwójka zrobiła to mimo tego, że ich mecze zostały w pewnym momencie przerwane na ponad godzinę z powodu opadów deszczu. Na taki początek Wimbledonu w wykonaniu Biało-Czerwonych narzekać nie można.
Iga zrobiła swoje
Wiadomo, że trawa nie jest nawierzchnią Igi Świątek. Przynajmniej na razie. Jednak już w tygodniu poprzedzającym Wimbledon, w trakcie turnieju w Bad Homburg, Polka prezentowała się na niej naprawdę dobrze. Pewnie doszła do półfinału, z którego się jednak wycofała. – Przykro mi, ale niestety nie dam rady zagrać dziś mojego meczu. Z powodu gorączki i możliwego zatrucia pokarmowego mam za sobą nieprzespaną noc. Nie jestem w stanie dziś rywalizować i muszę zadbać o siebie. Wasz doping w Bad Homburg był niesamowity i dziękuję za to – napisała wówczas w swoich mediach społecznościowych.
Jeśli ktokolwiek bał się o jej stan zdrowia przed meczem pierwszej rundy, to spokojny mógł być już wczoraj – gdy media obiegły zdjęcia z treningu Polki. A dziś Iga sama pokazała, że po zatruciu pokarmowym nie ma już śladu. Od początku meczu z Zhu kontrolowała bowiem sytuację i narzucała swoje warunki gry. I Chinkę, 33. w światowym rankingu, pokonała. Miejsce Zhu jest tu zresztą istotne – nigdy wcześniej Świątek nie wygrała na trawie z tak wysoko notowaną przeciwniczką.
A flawless start for the world No.1 👌@iga_swiatek powers into the second round moving past Lin Zhu 6-1, 6-3 👏#Wimbledon pic.twitter.com/xu6EFOmtRW
— Wimbledon (@Wimbledon) July 3, 2023
Właściwie tylko na początku drugiego seta Chinka faktycznie się Polce postawiła. Kilka razy zagrała odważniej, wygrała kilka dłuższych punktów. Ale Świątek bardzo szybko na powrót znalazła swój rytm i na lepszą postawę rywalki odpowiedziała podniesieniem swojego poziomu gry. Doskonale funkcjonował dziś przede wszystkim jej return, często ustawiała nim wymiany przy serwisie Zhu, której serwis – łagodnie rzecz ujmując – nie należy do najmocniejszych w kobiecym tourze. W efekcie wygrała 6:1, 6:3, a mecz trwał stosunkowo długo tylko dlatego, że przerwano go na 25 minut z powodu deszczu – tyle potrzeba było, by podjąć decyzję o zamknięciu dachu i poczekać, aż cały proces zamykania się zakończy.
– Bardzo podobała mi się moja gra. Byłam pewna siebie. Już wychodząc na kort czułam się bardzo dobrze, cieszę się, że mogłam grać na własnych warunkach w tym spotkaniu. Zdrowie? Wszystko z nim jest już w porządku. Wczoraj trenowałam, jestem w rytmie. Jest dobrze – mówiła Polka. Po czym została zagadnięta przez przeprowadzającego rozmowę o sukces sprzed pięciu lat, gdy została mistrzynią Wimbledonu, ale juniorskiego. – Turniej juniorski to na pewno coś, co pozwoliło mi uwierzyć, że kiedyś będę bardzo dobrze grała na trawie, ale gra wśród juniorek, a zawodowców to zupełnie inna sprawa. Wciąż potrzebuję czasu, by w pełni zaadaptować się do gry na kortach trawiastych. Starałam się dobrze przygotować mentalnie do gry na kortach trawiastych. Mam nadzieję, że będzie widać tego efekty.
Wspomniane efekty jak na razie widać doskonale. W kolejnej rundzie Iga zagra z lepszą tenisistką z pary Sara Sorribes Tormo/Martina Trevisan. Na papierze powinien to być mecz nawet łatwiejszy niż ten z Zhu – obie tenisistki są od Chinki notowane w rankingu WTA niżej.
Deszcz nie przeszkodził. Hubert i Magda też grają dalej
Chwilę po Idze swoje mecze I rundy rozpoczęli też Hubert Hurkacz i Magda Linette. Oboje rozstawieni w turnieju, byli oczywiście faworytami spotkań. Hubert grał z doświadczonym Hiszpanem Albertem Ramosem-Vinolasem, Magda z Jil Teichmann, która jakiś czas temu wypadła z pierwszej setki rankingu WTA, a trawa nie należy do jej ulubionych nawierzchni. Innymi słowy – zakładaliśmy dwa zwycięstwa, choć niepokoiło nas to, że Hurkacz często w turniejach wielkoszlemowych bywa “rozchwiany”, a Linette miała ostatnio problemy ze zdrowiem, przez które na turniejach w Nottingham i Birmingham odpadała w swoich drugich spotkaniach (swoją drogą w tym drugim przypadku przegrała z… Lin Zhu).
Dziś jednak oboje ani przez chwilę nie dali nam powodów do niepokoju.
Hubert wygrał w trzech setach. Nie wytrąciła go z równowagi dłuższa przerwa spowodowana opadami deszczu (na jego korcie nie było dachu), nie przeszkodził w żaden sposób rywal. Nie było u Polaka charakterystycznych dla niego chwil dekoncentracji. Innymi słowy – był to taki występ, jakiego od Hurkacza oczekujemy po prostu na co dzień w pierwszych rundach turniejów wielkoszlemowych. Nie licząc przerwy na deszcz, całe spotkanie Huberta trwało ledwie 100 minut i było jedną z najkrótszych trzysetówek, jakie rozegrał w swojej karierze. Pomógł w tym przede wszystkim serwis, który dziś funkcjonował doskonale, zwłaszcza, gdy Hubert znajdował się pod presją.
Hiszpan miał bowiem kilka break pointów i okazji na powrót do gry. Ani razu jednak mu się to nie udało. Hurkacz w kluczowych momentach meczu był bezlitosny. Pierwszego seta wygrał gładko, 6:1. W drugim Ramos powalczył, ale przy stanie 3:3 Hubert najpierw go przełamał, a potem obronił się przed naporem rywala, utrzymał podanie, a w kolejnym gemie serwisowym wykorzystał trzecią piłkę setową i wygrał 6:4. Trzecia partia? To przede wszystkim początek z deszczem, ale po powrocie na kort okazało się, że Hubert pozostał skoncentrowany. Rywala przełamał w trzecim gemie, w kolejnym gemie obronił break pointa. A potem pracował już nad tym, by doprowadzić mecz do końca przy swoim serwisie. I zrobił to skutecznie, znów wygrywając 6:4.
W tamtym momencie mogliśmy przełączyć się na spotkanie Magdy Linette, która też doskonale sobie radziła. Polka pierwszy raz w karierze – przy ósmym występie – wyszła na korty Wimbledonu jako tenisistka rozstawiona i wiadomo było, że z pewnością chciałaby to wykorzystać. Choć zaczęła kiepsko, bo od razu musiała bronić się przed break pointem. Udało jej się, jednak widać było, że gra Teichmann – agresywna, pełna szybkich i głębokich piłek – sprawia Magdzie problemy. Polka miała kilka gemów, w których musiała się bronić, ale robiła to skutecznie. A potem przyszedł deszcz i cały mecz przerwano. Podobnie jak ten Hurkacza – na mniej więcej półtora godziny.
Gdy obie tenisistki wróciły na kort, wyraźnie było widać, że przerwa lepiej podziałała na Polkę. Tuż po wznowieniu gry bardzo dobrze atakowała podanie Teichmann i Szwajcarka ostatecznie oddała gema serwisowego. Przy czym słowo “oddała” jest nieprzypadkowe – ostatni punkt Szwajcarka wręczyła Magdzie podwójnym błędem serwisowym. Ta odwdzięczyła się taką samą pomyłką, ale na początku kolejnego gema. A potem wygrała cztery punkty z rzędu i zamknęła tym samym całego seta. W drugim od początku zaznaczyła swoją przewagę. Znów przełamała Jil (i znów po podwójnym błędzie Szwajcarki), a dwa gemy później zrobiła to po raz kolejny. Teichmann co prawda odzyskała jedno przełamanie, ale tylko po to, by z miejsca swój serwis stracić. I to był koniec. Od tamtego momentu jej gra wyglądała już naprawdę słabo, a Magda wygrała całe spotkanie kilka gemów później.
Tym samym cała poniedziałkowa trójka Polaków zameldowała się w II rundzie turnieju. W I rundzie zobaczymy jeszcze jedną Polkę – jutro swój mecz rozegra Magda Fręch, jej rywalką będzie jednak ubiegłoroczna finalistka tego turnieju, Ons Jabeur. I choć w sztabie Magdy nadziei nie tracą, to wiadomo, że to Tunezyjka będzie faworytką tego starcia.
Wyniki:
Iga Świątek – Lin Zhu 6:1, 6:3
Hubert Hurkacz – Albert Ramos-Vinolas 6:1, 6:4, 6:4
Magda Linette – Jil Teichmann 6:3, 6:2
Fot. Newspix