Zdaje się, że przy okazji meczu z Mołdawią jest naprawdę dużo szacunku względem naszego rywala – mówił o nim Fernando Santos, my przypominaliśmy wpadkę za kadencji Fornalika, wspomina się o remisie gospodarzy z Czechami. I fajnie, szacunek w sporcie jest ważny. Ale bez względu na wszystko: dziś trzeba wygrać. Każdy inny wynik będzie po prostu kompromitacją.
Jeśli najlepszego gracza Mołdawian trzeba szukać na lewej obronie, a całej reprezentacji na 171. miejscu w rankingu FIFA – w sąsiedztwie Malty i Gujany – to wiadomo, że nie jest u nich różowo. Zresztą: kiedy było? Właściwie co eliminacje zajmują albo ostatnie, albo przedostatnie miejsce. Zależy na kogo trafią. Jak dostaną San Marino, są wyżej, ale jak Liechtenstein, Andorę albo Wyspy Owcze – wtedy już ustawiają się na końcu tabeli.
Mówi się o nierównym boisku, o komplecie widzów, o wspomnianej wpadce Czechów, ale ostatecznie – dajmy spokój. Ustalmy to od razu, żeby potem (odpukać) nie było wątpliwości. Jeśli nie wygramy, to zaliczymy ogromną wpadkę, ścisła czołówka reprezentacyjnej historii.
No, ale wygramy. Dlatego w sumie bardziej ciekawi styl, niż sam wynik.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
Można bowiem wygrać 1:0 i być zadowolonym. Ot, bramkarz miał mecz życia, atakujący zaś sporo pecha, natomiast i tak od początku do końca było widać, kto kontroluje partię i kto na pewno sięgnie po trzy punkty. Żaden rożny czy wolny nie napędza strachu w drugą stronę, tak incydentalnie do tego dochodzi.
Lecz można wygrać 1:0 i być niezadowolonym. Na farcie, tamci oszukani przez sędziego, my zaś z bramką wepchniętą w wymodlony sposób. Coś jak Polska – San Marino, kiedy Furtok strzelał ręką. Trzy punkty wpadły, ale wstyd taki, że wspomina się to, jak widać, do dziś.
I chodzi o to, by dziś w Kiszyniowie realizować ten pierwszy scenariusz. Specjalnie też nie wspominamy o jakichś większych wynikach, bo akurat w to trudno uwierzyć. Santos nie chce prowadzić szalonej dyskoteki na każdym metrze boiska, a nawet jeśli trochę poluzuje lejców, to nie teraz, kiedy tego zespołu się uczy.
Zresztą na razie ma dwie wygrane, właśnie w rozmiarach 1:0. Dziś może być podobnie, no, 2:0 nie byłoby jakąś niespodzianką, ale coś wyżej – już tak.
Ale właśnie: 1:0 wcale nie musi oznaczać, że będziemy narzekać. Jeśli zobaczymy poukładaną drużynę, która trzyma gospodarzy na dystans, pozwala na niewiele i widać, że przyjechała z konkretnym planem – będzie fajnie. Ponadto chciałoby się zobaczyć różnicę w jakości piłkarskiej. Dlaczego nasi grają po części w najlepszych ligach, a tamci co najwyżej mogą popatrzeć na Olympiakos.
Niemcy z nami przegrali, ale gołym okiem było widać, kto ma większy potencjał. Dziś porażki nie chcemy, ale niech choćby przypadkowy widz wie – oho, ci cokolwiek znaczą w Europie, a ci nie bardzo. Niech będzie ta przepaść.
Szczęsny mówił na konferencji prasowej, że polska kadra ma cierpienie wpisane w DNA i jeśli nawet uznać – ale tylko na potrzebę tego tekstu – iż to prawda, to co w DNA ma wpisane mołdawski futbol? Aż strach sobie to wyobrażać, muszą być to przecież niezwykle niepokojące obrazki.
Zatem: nawet pokrzywdzeni genetycznie polscy zawodnicy powinni na tle Mołdawian wyglądać prawie jak herosi. I mniej więcej tego oczekujemy: raz, że wygranej, dwa, że zaznaczenia przestrzeni, jaka dzieli oba zespoły w rankingu FIFA.
I niech nikomu nie przyjdzie do głowy, że chodzi o tiki-takę. Między nią a porządnym graniem jest naprawdę spore pole do zagospodarowania.
A więc dziś niech będzie 2:0 w dobrej jakości. Czyli, że zarobiony Szczęsny po reprezentacji Niemiec mógł wreszcie odpocząć.
Czytaj więcej o Mołdawii: