Reklama

10 najważniejszych epizodów Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

16 czerwca 2023, 09:24 • 11 min czytania 63 komentarzy

Jeśli grasz dla reprezentacji Polski w ponad 100 meczach (dziś będzie ich dokładnie 109), nie możesz być przypadkowym piłkarzem. Legendą, jednym z bohaterów, wzorem dla pokolenia – jak najbardziej. I choć droga akurat tej postaci była wyboista, nie sposób nie przyznać, że w momencie pożegnania z kadrą zasłużenie zajmie wyjątkowe miejsce w galerii sław. Przemawiają za tym wszystkie złote momenty na przestrzeni kilkunastu lat z jej czynnym udziałem. Te chwile, w których Jakub Błaszczykowski dawał kadrze nie tylko serducho, ale także jakość. Dziś, przez pryzmat starzenia się i leczenia cięższych kontuzji, łatwiej o tym zapomnieć, jednak bez Kuby mogłoby nie być kilku sukcesów, które jako kibice uważamy za niezwykle ważne w historii polskiego futbolu.

10 najważniejszych epizodów Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski

Coś się zaczyna, coś się kończy. W przypadku Błaszczykowskiego zaczęło się w meczu z Arabią Saudyjską w 2006 roku, a skończy w 2023 na spotkaniu z Niemcami. Ta kariera trwała zatem – oczywiście z różnymi przerwami po drodze – 17 lat. Szmat czasu, a w tym skrajne przeżycia: od smutniejszych, jak utrata opaski kapitańskiej i przestrzelony rzut karny na EURO 2016, po zdecydowanie szczęśliwsze, kiedy Kuba na tym samym turnieju ciągnął reprezentację do istotnych zwycięstw. Meczów, w których jego gole lub asysty okazywały się kluczowe, jest niemało, ale zacznijmy może od samego początku…

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH – ŚWIETNA PROMOCJA NA FUKSIARZ.PL

10 najważniejszych momentów Kuby Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski

Debiut z Arabią Saudyjską (2006)

W składzie Jeleń, Krzynówek, Sobolewski czy Dudek. Zupełnie inne pokolenie. Do tego Paweł Janas za sterami. I ten młody 20-letni blondyn, który otrzymał szansę debiutu w pierwszym składzie za występy w Wiśle Kraków w rundzie wiosennej. Ciśnienie nie było zbyt duże, bo graliśmy wtedy towarzysko z Arabią. Ale i tak można było odnieść wrażenie, że Kubie trochę trzęsą się nogi. Mimo to, zaliczył ważną asystę drugiego stopnia, podając piłkę na wolne pole w kierunku Ireneusza Jelenia, który z kolei wrzucił futbolówkę na głowę Łukasza Sosina. Z boiska zszedł w 46. minucie i mógł ten występ zaliczyć do udanych tak jak cała reprezentacja, która wygrała 2:1.

Reklama

Warto przypomnieć, że kibice generalnie byli zaskoczeni najpierw powołaniem dla Błaszczykowskiego, a potem w ogóle jego obecnością w wyjściowej jedenastce na prawym skrzydle. Ale trener Janas miał nosa. Położył tę pierwszą cegiełkę, miał udział w zbudowaniu legendy. Wiedział, że reprezentacja potrzebuje nowych twarzy i postawił na dobrego konia.

Pierwszy gol i pierwsza asysta dla kadry z Rosją (2007)

Rok później Jakub Błaszczykowski mógł cieszyć się z pierwszego kompletnego występu w reprezentacji. I to być może za mało powiedziane, bo najpierw asystował przy torpedzie z dystansu Krzynówka, a potem samodzielnie upolował bramkę. Przegrywaliśmy 0:2 po pierwszej połowie, ale ostatecznie wyciągnęliśmy remis z Rosjanami, co było swego rodzaju wstępem do dalszej rywalizacji z tym narodem dla kadry i samego Błaszczykowskiego. Wtedy, czyli w 2007 roku przed EURO 2008, to był już ważny członek zespołu, na którym można było polegać. Zresztą, przy swoim golu zachował się jak profesor. Wbiegł w pole karne ze skrzydła, nie miał idealnego kąta, a i tak posłał idealny strzał fałszem obok bramkarza.

Szkoda tylko, że dobrej formy z meczów towarzyskich a potem eliminacyjnych nie dane mu było przełożyć na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii. Na przełomie roku 2007 i 2008 wydawało się, że Błaszczykowski rozpędza się na dobre. Rozgrywał już pierwszy sezon w Borussii Dortmund, ale przeszkodą okazała się kontuzja, która wykluczyła go na kilka miesięcy. Kuba wrócił na końcówkę sezonu, ale przed turniejem znów odezwały się dolegliwości zdrowotne. Nie wygrał walki z czasem.

Koncertowy mecz w eliminacjach do MŚ z Czechami (2008)

Jakub Błaszczykowski wrócił do kadry po EURO 2008. Jako że było ono nieudane dla Polaków, szykowały się znaczące zmiany z poszukiwaniem nowych reprezentantów na czele. Oczywiście pod wodzą Leo Beenhakkera. Kuba jednak nie zwolnił tempa i swoje miejsce w składzie momentalnie odzyskał. W ważnym meczu z Czechami w ramach eliminacji do mundialu strzelił gola i zaliczył asystę. Minął rok, a on znów był na ustach wszystkich. Wtedy często miał problemy z efektywnością (także w Borussii), ale jeśli już był skuteczny, to także efektowny. Najpierw przeprowadził firmową akcję, mijając kilku rywali dzięki swojej waleczności i wypracowując dobrą pozycję do strzału dla Brożka. Później wziął sprawy w swoje ręce, wparował w pole karne i popisał się piękną podcinką nad Petrem Cechem. – Podniósł głowę, popatrzył i kapitalnie uderzył. Nie siła, a precyzja! – komentował Dariusz Szpakowski.

Reklama

Wygraliśmy 2:1, a Kuba dostał tytuł MVP. To był jeden z jego najlepszych meczów w reprezentacji Polski o stawkę.

Pierwszy rok w roli kapitana kadry okraszony świetną formą (2011)

Po słynnym meczu z Czechami w Chorzowie Błaszczykowski miał dłuższą przerwę bez bramki w kadrze. Po drodze tylko raz asystował z San Marino, a tak musiał czekać półtora roku na jakiekolwiek trafienie. Ale okres posuchy strzeleckiej tak naprawdę zakończył się dopiero w 2011 roku. Wcześniej ani w reprezentacji, ani w klubie polski skrzydłowy nie brylował regularnością. To zaczęło zmieniać się od sezonu 2011/2012, który dla Jakuba Błaszczykowskiego był drugim najlepszym w Bundeslidze pod względem liczb. Ten najlepszy był sezon później.

W międzyczasie, na początku 2011 roku, Błaszczykowski został mianowany kapitanem reprezentacji Polski. Trudno powiedzieć, czy właśnie ten fakt aż tak mocno na niego wpłynął, ale od tamtej pory dało się zauważyć pozytywną różnicę w statystykach. Na pewno Kuba częściej potrafił być decydujący na boisku, tak jak z Gruzją (gol, 1:0), Argentyną (asysta, 2:1), Niemcami (gol, 2:2), Koreą Płd. (gol i asysta, 2:2), Białorusią (gol, 2:0) i Węgrami (asysta, 2:1). To wszystko w ciągu wyłącznie jednego roku. Owszem, niby mowa tylko o meczach towarzyskich, ale wtedy dla naszej kadry to była jedyna forma rywalizacji z racji braku awansu na mundial i organizacji EURO 2012. Taka ranga meczów nie zmniejszała jednak zasług Błaszczykowskiego, który po raz pierwszy w karierze potrafił zachować skuteczność w kilku meczach kadry z rzędu.

Symboliczny gol z Niemcami (2011)

Wśród wyżej wymienionych meczów był ten jeden zdecydowanie wybijający się ponad resztę. Mecz z Niemcami, który prawie wygraliśmy. Przyszłość pokazała, że co się odwlecze, to nie uciecze. Ale już wtedy, w 2011 roku, była okazja na dokonanie historycznego czynu. Miałby w tym spory udział Błaszczykowski, bo strzelił gola na 2:1 w 90. minucie po rzucie karnym. Tak, można było już zapomnieć, że zanim Robert Lewandowski doszedł do głosu (w tamtym meczu też z bramką), monopol na jedenastki miał właśnie Błaszczykowski. Ale skoro pamiętacie to trafienie, wiecie również, co wydarzyło się kilka minut później w naszym polu karnym. Mogło być 2:1, Kuba mógł zostać bohaterem, a skończyło się na niezadowalającym remisie 2:2.

Uznaliśmy, że to był bardzo ważny moment, bo tylko wtedy Kuba zdołał strzelić bramkę Niemcom, a teraz również w spotkaniu z Niemcami kończy się jego siedemnastoletnia przygoda z reprezentacją. Słowem: ma to swoją symbolikę. Dwa starcia (wraz z tym wygranym) go ominęły, a w dwóch innych nie udało mu się zrobić niczego specjalnego. No i sam fakt, że to był rzut karny… One przewijały się w karierze reprezentacyjnej Błaszczykowskiego nie raz i nie dwa, choć niestety nie zawsze z oczekiwanym powodzeniem. Ale do tego jeszcze dojdziemy.

Zepsute mistrzostwa Europy przez Polskę, ale nie samego Kubę (2012)

No i dochodzimy do pierwszego turnieju wielkiej rangi, na którym Błaszczykowski pojawił się z reprezentacją Polski. Chyba każdy z was to pamięta – to była totalna kompromitacja tylko z kilkoma momentami, które mogły dawać radość. I właśnie Kuba obok Roberta Lewandowskiego był postacią dostarczającą pozytywne wibracje kibicom. Na otwarcie mistrzostw z Grecją zaliczył asystę ładnym dośrodkowaniem do „Lewego”, natomiast z Rosją załadował gola z dystansu lewą nogą, dając nadzieję na trzy punkty. Ale w żadnym z tych wypadków nie udało się ich zdobyć, dlatego z jednej strony Błaszczykowski mógł być z siebie zadowolony, a z drugiej cierpiał przez wyniki całej drużyny. Jego liczby finalnie dały niewiele. Nie wyszliśmy nawet z tak łatwej grupy, bo brakowało nam m.in. wiodących postaci, takich jak Jakub Błaszczykowski.

Wtedy też Kuba zasłynął z krytyki PZPN-u w kwestii wydawania biletów dla rodzin piłkarzy. Dostało się szczególnie Grzegorzowi Lacie, który według słów kapitana kadry był człowiekiem nie dotrzymującym obietnic. Efekt był jednak taki, że zrobiła się niezła afera i to Błaszczykowski najbardziej oberwał od otoczenia kibiców oraz dziennikarzy. Zarzucano mu, że skupiał się na tak błahych sprawach, zamiast koncentrować się na meczach.

Zerwanie więzadła krzyżowego i utrata opaski kapitańskiej (2014/2015)

Po mistrzostwach Europy w Polsce Błaszczykowski zagrał fenomenalny sezon 2012/2013 w Borussii Dortmund. W poprzednich dwóch sezonach wygrał mistrzostwo Niemiec, a w tamtym dotarł do finału Ligi Mistrzów z Łukaszem Piszczkiem i Robertem Lewandowskim. Był gwiazdą BVB – wykręcił double-double, konkretnie miał 14 goli i 15 asyst. Formę klubową potrafił przekładać na mecze reprezentacji i wydawało się, że z czasem będzie tylko lepiej, ale…

W 2014 roku Kubie padło kolano. Znów czekała go dłuższa przerwa i rozbrat z piłką reprezentacyjną. Tak kapitan stracił cały rok i wrócił na zgrupowanie kadry dopiero po 19 miesiącach. Kiedy przekroczył próg hotelu, w którym witali go stęsknieni koledzy, czuł, że coś się zmieniło. Spadł w hierarchii. Adam Nawałka stwierdził w czasie jego nieobecności, że w tamtej chwili lepszym wyborem na kapitana reprezentacji będzie Robert Lewandowski. I co prawda Kuba nigdy w negatywny sposób nie odniósł się do samego Roberta, to jednak można było zauważyć i zasłyszeć, że między oboma panami nie ma już tej samej nici sympatii.

Wielki występ z gorzką nutą na mistrzostwach Europy we Francji (2016)

Tak jak w przypadku EURO 2012 można było powiedzieć o Błaszczykowskim, że wszystko zrobił dobrze, ale drużyna nie dojechała, tak cztery lata później wyglądało to trochę inaczej. Polacy dojechali, ba, zagrali przecież świetny turniej, a sam Błaszczykowski miał na swoim koncie wyśmienite mecze, choć niestety nie obyło się bez smutnego momentu. To pewien paradoks, bo zawsze można było odnosić takie wrażenie, że Kuba ciągle walczy z pechem. Że przez dłuższy czas w jego przypadku nie może być za dobrze i tak też było we Francji, gdzie z jednej strony to był nasz najlepszy piłkarz (asysta z Irlandią Północną, gol z Ukrainą, gol i strzelony rzut karny w serii ze Szwajcarią), a z drugiej w konkursie jedenastek w ćwierćfinale z Portugalią zadrżała mu noga. Resztę historii znacie – konsekwencją było odpadnięcie z turnieju, który wcale nie musiał się wtedy dla nas skończyć.

Mimo to, turniej w wykonaniu Błaszczykowskiego trzeba uznać za udany. Nie zmienia tego nawet niewykorzystany rzut karny z Portugalią, choć to właśnie on może być rzeczą, która najmocniej osadzi się w pamięci wielu polskich kibiców. A tak być nie powinno, bo w dużej mierze właśnie dzięki wówczas piłkarzowi Fiorentiny dotarliśmy tak daleko. Nie zapominajmy o tym.

Smutny epizod na mundialu w Rosji (2018)

Mimo że na mistrzostwach świata Jakub Błaszczykowski zagrał tylko 45 minut z Senegalem, a do tego był ofiarą dość niezręcznej sytuacji z Japonią, kiedy czekał na wejście z ławki w końcówce meczu i w końcu się go nie doczekał, to był ważny rozdział w jego karierze reprezentacyjnej. Ważny również dla nas, kibiców, ponieważ zobaczyliśmy wtedy zmierzch piłkarza, którego dawno temu pokochaliśmy. Widzieliśmy, że czas i kontuzje go nie oszczędzają, a zatem jego przydatność dla kadry stawała pod coraz większym znakiem zapytania. Ale to wszystko skumulowało się w najgorszym możliwym momencie – na turnieju, na którym ośmieszyliśmy się jako reprezentacja, a przecież jadąc do Rosji, mieliśmy niemałe oczekiwania.

Kuba pojechał na mundial niedługo po wyleczeniu kontuzji. Miał poważne braki. W Wolfsburgu w sezonie 2017/2018 zagrał tylko 709 minut, z czego prawie wszystko przypadło na jesień. Potem przez pół roku Błaszczykowski w ogóle nie grał w piłkę, co rzucało się później w oczy w meczach towarzyskich i mogło niepokoić. Niestety Nawałka był chyba zbyt naiwny i uwierzył w wielkość swojego piłkarza samą w sobie. Nie odstawił Kuby, dał mu szansę, choć niewiele wskazywało na to, że w jego i przypadku kilku innych zawodników to skończy się dobrze. No i nie skończyło. Kuba znów cierpiał i źle pożegnał się z ostatnim turniejem rangi międzynarodowej w swojej karierze.

Ostatnie podrygi u Jerzego Brzęczka (2019)

Po mundialu w Rosji wydawało się, że to koniec Jakuba Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski. Coraz mniej osób odważało się mówić, że warto zabierać go na kadrę. Swoje robiło kruche zdrowie, spadek jakości, ale też powrót do Ekstraklasy na początku 2019 roku. Kuba zszedł z najwyższego poziomu, gdzie od kilku lat i tak spotykało go więcej bólu niż przyjemności. Chociaż tu trzeba uczciwie powiedzieć, że po jakimś czasie spędzonym w Wiśle Kraków odżył. W sezonie 2019/2020 robił liczby, które gwarantowały mu miano kozaka w realiach naszej ligi.

Jerzemu Brzęczkowi, następcy Adama Nawałki, do powoływania Kuby wystarczało jednak tylko to, że jest Kubą Błaszczykowskim. Znajdował dla niego miejsce na liście na każdym zgrupowaniu, co wzbudzało dyskusję opinii publicznej, jednak Brzęczek szedł w zaparte. Co ciekawe, nie wyciągał już tak ochoczo dłoni do kapitana „Białej Gwiazdy”, gdy ten przeżywał drugą młodość na przełomie 2019 i 2020 roku. Ale mniejsza o to – Kuba dostał trochę okazji od nowego selekcjonera, żeby udowodnić swoją wartość dla reprezentacji w kolejnym rozdaniu. Wyglądało to różnie, choć nie mieliśmy już wygórowanych oczekiwań. Finalnie wyszło tak, że zebrał sporo krytyki, która – patrząc z perspektywy czasu – wydaje się być odrobinę przesadzona.

Co prawda z kadrą Kuba nie rozstawał się jako mistrz, nie był Adamem Małyszem polskiego futbolu, a raczej chciał walczyć do samego końca i wtedy jeszcze nie myślał o pożegnaniach, nawet jeśli ktoś mówił mu kategoryczne „nie”. Ale to też nie było tak, że w ostatnim rozdziale był jakimś nieudacznikiem. Powiedzmy sobie wprost: gdyby nie urazy i nieustająca batalia z pechem, na końcówkę jego służby z orzełkiem na piersi z pewnością spojrzelibyśmy przychylniejszym okiem. Ale te wszystkie rozważania i tak nie zmienią faktu, że Jakub Błaszczykowski po prostu jest legendą. I naprawdę wielka to rzecz, że po czterech latach od wejścia z ławki z Austrią ten człowiek dostanie pełnoprawne pożegnanie z reprezentacją Polski. Zapracował na to. Wywalczył. Tak jak wszystko, co w tej kadrze osiągnął przez kilkanaście lat.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI PRZED MECZEM Z NIEMCAMI:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Szymon Piórek
0
W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Piłka nożna

Niemcy

W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Szymon Piórek
0
W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Komentarze

63 komentarzy

Loading...