Czasem przypisujemy zawodnikom moce odwrotnego amuletu szczęścia. Niedawno liczyliśmy spadki Bartosza Śpiączki – poszedł do Wisły Płock i ta oczywiście zleciała z ligi. Ale wiemy doskonale, że czasem to teorie dość naciągane. W przypadku Romelu Lukaku jednak jest inaczej. Gość przerżnął Belgom wyjście z grupy na ostatnim mundialu, a dziś zawalił Interowi finał Ligi Mistrzów.
Ten finał wisiał na włosku. Poprzeczka i słupek Interu, sam na sam Fodena, niezwykle ciasna godzina gry. Futbol jest grą niskopunktowaną. W siatkówce zwycięzca musi zdobyć minimum 75 punktów, by odnieść triumf. W futbolu czasem wystarczy tylko jeden – jak w tym roku w finale Ligi Mistrzów. Czy rok temu. I dwa lata temu. Oraz trzy lata temu.
Dlatego tak ważne jest wyciskanie maksa z sytuacji, które stworzą ci koledzy lub… stworzy ci los.
Romelu Lukaku wyglądał dziś tak, jak… Romelu Lukaku pół roku temu. Jezu, przecież my takie spotkanie już oglądaliśmy. Jego drużyna potrzebuje przynajmniej jednego gola, chłop wchodzi z ławki i marnuje absolutnie wszystko. To trochę tak, jakby ktoś nam puścił powtórkę spotkania Belgii z Chorwacją, ale przez jakiś program AI zamienił kolory koszulek drużyn hasających po boisku.
Przypomnijmy zestaw zmarnowanych szans z tego ostatniego meczu grupowego.
Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem i ostatnie tchnienie złotego pokolenia Belgów wystarczyło tylko na rozegrania trzech meczów w grupie, a później wylot do chaty, jedna z największych sensacji turnieju. Pewnie byłoby o tym głośniej, gdyby nie to, że ten sam los podzielili Niemcy. O Lukaku głośno było przez dobę, może dwie, a później świat zapomniał.
Ale dziś na oczach wszystkich Belg znów wywinął ten sam numer. Jak stand-uper, który nauczył się programu na pamięć i odklepał to samo, tylko na innej scenie. Nie Katar, a Turcja. Nie mundial, a finał Ligi Mistrzów. Inzaghi ściągnął Dżeko, wpuścił Lukaku i dostał drewnianego Midasa.
Najpierw Lukaku stanął na drodze strzału Dimarco do pustej bramki.
A w samej końcówce zmarnował taką szansę.
NIEWIARYGODNE.
Przecież dajesz tam Tomasa Pekharta i jest 1:1. Wrzucasz tam Jewgienija Szykawkę i Inter doprowadza do dogrywki. Podmieniasz Lukaku na Łukasza Sekulskiego i mediolańczycy wracają do gry.
Ale nie.
Lukaku trafił w stopę Edersona, który zaliczył jedną z dziwniejszych interwencji w karierze. Chłop został trafiony podczas ruchu, który wykonuje codziennie kilkadziesiąt milionów ludzi na świecie podczas wyprowadzania swojego psa. Lukaku tak się uparł na ustrzelenie bramkarza, że gdyby Brazylijczyk stanął na koronie stadionu, to i tak jakimś cudem by w niego celował. Bramka ma ponad siedem metrów szerokości i blisko trzy metry wysokości, a chłop trafia w stopę, która ma pewnie z 30 centymetrów długości.
Gdybyśmy kibicowali Interowi, to jeszcze dziś mielibyśmy wyszytą laleczkę voodoo z tym ananasem.
Ktoś nam zaraz powie – “ale zobaczcie na finisz sezonu”! W ostatnich pięciu meczach ligowych miał pięć goli i asystę! Fajnie, naprawdę fajnie. “Bez niego Inter nie byłby trzeci w Serie A!”. No może by nie był. A może miał kogoś oprócz Dżeko i Lautaro, kto strzeliłby jeszcze więcej goli. Fakty są takie, że czego ten chłop się dotknął w kluczowych momentach, to partolił tak, że aż gałki oczne wywijało na drugą stronę.
Chyba właśnie po to ściągasz napastników za bimbaliony euro, płacisz im najwięcej ze wszystkich graczy na boisku, by w kluczowym momencie dołożyli łeb, jak uczą w podręcznikach. Albo bo chociaż uskoczyli w momencie, gdy kolega strzela do pustaka.
Swoją drogą to jest dopiero chichot losu, że Manchester City wydał ponad miliard euro na transfery, ściągnął Guardiolę, robił cudawiańki przy finansowym fair-play, dokładał najlepszych graczy ligi, szlifował swój system, ale by sięgnąć wreszcie po Ligę Mistrzów potrzebował tego, by naprzeciw nich biegał napastnik, który jest w stanie zmarnować każdą piłkę meczową.
Biorąc pod uwagę, że France Football dokłada co roku jakąś absurdalną nagrodę do swojego plebiscytu, to wcale się nie zdziwimy, jeśli oprócz Złotej Piłki i Złotego Wafla w tym roku przyzna też Złotego Przegrywa. Lukaku po kursie 1,01.
WIĘCEJ TEKSTÓW PRZED FINAŁEM LIGI MISTRZÓW:
- Scott Carson – atmosferić najlepszej drużyny świata
- Jack Grealish za 100 milionów. Sukces czy największa porażka Manchesteru City?
- „Angielski futbol nabrał stylu Pepa”. Jak Guardiola zmienił Premier League?
- Drużyna za półdarmo. Jak Inter zbudował skład na finał po kosztach
- „Warto marzyć”. Robin Gosens – w dekadę od gry na wsi do finału Ligi Mistrzów
- Alkohol, rak, nienawiść. Nic nie jest w stanie złamać Acerbiego
Fot. Newspix