Manchester City z potrójną koroną. Co prawda The Citizens jednak okazali się śmiertelnikami, ale ostatecznie nie przeszkodziło im to w pokonaniu Interu Mediolan w finale Ligi Mistrzów. Ta drużyna zapisała się w książkach. Tych prawdziwych książkach, jak mówił Pep Guardiola.
Stało się. Guardiola trzeci raz jako trener triumfował w Champions League i osiągnął to z innym zespołem niż FC Barcelona. Pokazał wszystkim niedowiarkom, że jest wielki, a skonstruowany przez niego Manchester City to jedna z najlepszych ekip w historii futbolu i jako drugi angielski klub zdobył potrójną koronę.
– Drużyna jest naprawdę dobra, ale zgadzam się z mediami i ludźmi mówiącymi, że musimy wygrać w Europie, by być zaliczanymi do największych. Wspaniale tutaj być, aczkolwiek nie zmienię zdania. By być w książkach, tych prawdziwych książkach, musisz to osiągnąć – zapowiadał przed potyczką w Stambule.
I The Citizens będą w tych prawdziwych książkach, choć wcale łatwo im to nie przyszło.
Wspaniali, wybitni, legendarni, spektakularni, potężni – przed finałem mistrzów Anglii obsypywano tyloma pochwałami, że najwyraźniej zostali przygnieceni ich ciężarem i trudniej im było biegać. Potyczka w stolicy Turcji miała być jednostronna. Można było odnieść wrażenie, że z Mediolanu przylecą zwykli śmiertelnicy, a z Manchesteru bogowie. Ktoś niedostępny zwykłym zjadaczom chleba i nawet delikatne zauważenie, że przecież zespół z Włoch również ma swoje atuty, odbierano jako obrazoburstwo. Zamach na świętość. Szukanie dziury w całym…
Gdzie! Jaki Inter! Z czym do ludzi, jak tu Real Madryt nie dał rady?!
A jednak Nerazzurri sprowadzili na półtorej godziny piłkarskich bogów w niebieskich koszulkach na ziemię i napędzili im solidnego stracha. Guardiola nieprzypadkowo padł na kolana po nieporozumieniu między Manuelem Akanjim i Edersonem, po którym sam na sam z Brazylijczykiem wybiegł Lautaro Martinez. Hiszpan z tej perspektywy patrzył, jak Argentyńczyk zamiast podawać do Romelu Lukaku, próbuje trafić z ostrego kąta.
Nie trafił.
Guardiola nie bez kozery złapał się za głowę, jakby nie mieściło mu się w niej, że Phil Foden nie wykorzystał kapitalnej sytuacji, gdy stanął oko w oko z Andre Onaną. To nie był teatr na potrzeby widowiska. To był wyraz autentycznej obawy. Anglik mógł zdobyć bramkę na 2:0, co dałoby komfort jego drużynie, którego bez tego trafienia nie miała aż do samego końca.
To ironia losu, że ten Manchester City, który umie czarować efektownością jak mało drużyn na świecie, najważniejszy klubowy tytuł zdobył po w sumie nijakim, nudnym spotkaniu. Do momentu strzelenia gola przez Rodriego ledwie dwukrotnie Onana musiał interweniować – po słabiutkiej próbie Kevina De Bruyne’a i po niezłym uderzeniu Erlinga Brauta Haalanda.
Poza tym – maszyna się zacięła.
Finał miał być efektownym finiszem epopei, a wyszedł trochę w stylu depeszy. Krótko, zwięźle, liczy się treść, nie forma. A treść jest taka, że za sprawą chirurgicznego strzału Rodriego to Manchester City odniósł zwycięstwo. Nie przeszkodził mu w tym ani brak skuteczności Fodena, ani zdemolowanie Haalanda przez Francesco Acerbiego, ani Romelu Lukaku. Swoją drogą Belg znowu pokazał tę gorszą twarz – nie dość, że nie trafił z bliska głową, to jeszcze zablokował uderzenie Federico Dimarco.
Pewnie Nerazzurrim jeszcze trudniej przyjdzie przełknąć gorycz porażki, jako że sprawili, że rywale nie wydawali się już tacy boscy. Że dało się ich dosięgnąć. Że można było zdobyć to trofeum…
Ale zdobył je Guardiola i Manchester City. Zasłużenie. Nawet jeśli niekoniecznie za sprawą postawy w Stambule (choćby w golach oczekiwanych zdecydowanie lepiej wypadli przegrani – 1,81 do 0,94), to w perspektywie całego sezonu już tak. Ta drużyna jest wielka i będziemy ją wspominać po latach.
Bez dyskusji.
Manchester City – Inter Mediolan 1:0
Rodri (68)
WIĘCEJ O FINALISTACH LIGI MISTRZÓW:
- Drużyna bezgranicznej strefy komfortu. Jak gra Inter Mediolan
- Drużyna za półdarmo. Jak Inter zbudował skład na finał po kosztach
- Alkohol, rak, nienawiść. Nic nie jest w stanie złamać Acerbiego
- Bernardo Silva – historia „Małego księcia” z Lizbony
- Jack Grealish za 100 milionów. Sukces czy największa porażka Manchesteru City?
- „Angielski futbol nabrał stylu Pepa”. Jak Guardiola zmienił Premier League?
foto. Newspix