Robert Lewandowski strzelił gola, który przybliża go do zdobycia korony króla strzelców LaLiga, ale sama jego gra, tak jak i całej Barcelony, była fatalna. Niedawno upieczeni mistrzowie Hiszpanii zebrali oklep 1:3 od Realu Valladolid, który przed spotkaniem znajdował się w strefie spadkowej. Piłkarze Dumy Katalonii wyglądali, jakby znajdowali się już na wakacjach.
W ostatnich dniach Roberta Lewandowskiego w polskich mediach było mnóstwo. Jak nie informacja o nowej umowie sponsorskiej, to udostępnione kolejne zdjęcia z fety, czy opublikowany kolejny z wielu wywiadów, których zawodnik udzielił licznie rodzimym dziennikarzom. Napastnik szeroko wypowiedział się w nich o kończącym się debiutanckim sezonie w Barcelonie, z którą zdobył mistrzostwo Hiszpanii. Opowiadał, jak dobrze czuje się w stolicy Katalonii czy jaką funkcję pełni w zespole Barcy. W tym ostatnim aspekcie podziela słowa trenera Xaviego, twierdzącego, że Polak jest kapitanem bez opaski. Tak też się czuje z powodu dużego doświadczenia.
„Wujek” bardzo blisko korony króla strzelców
– Jestem raczej wujkiem. Muszę przyznać, że relacje z młodszymi kolegami sprawiają mi dużo frajdy. Nikt nie lubi czuć się stary, ale mi różnica wieku nie przeszkadza. Widzę ich chęć do rozmowy, otwartość na rady… Dyskutuję z nimi o diecie, zachowaniu poza boiskiem, nauce języków. Mogę im przekazać wiedzę, której w ich wieku sam nie miałem. A oni słuchają – powiedział Lewandowski dla „Interii”.
Niestety Lewandowski mógł się poczuć jak wujek nie tylko w szatni, ale i na hiszpańskich boiskach. Zanotował kilka słabych występów. Wyglądał w nich na spóźnionego, ociężałego i nienadążającego za błyskotliwymi akcjami utalentowanych barcelońskich młokosów. Tak prezentował się również długimi fragmentami w starciu z Realem Valladolid, lecz ogólny obraz zamazuje kolejny gol Polaka w LaLiga, który przybliża go do zdobycia korony króla strzelców. Tuż przed końcem spotkania urwał się obrońcom gospodarzy, minął Jordiego Masipa i wpakował piłkę do siatki. Była to jego szósta bramka w sześciu ostatnich ligowych meczach, a już 23. w lidze hiszpańskiej.
Za postawę we wtorkowym meczu nagana bardziej niż Lewandowskiemu należy się całej Barcelonie. Po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii Katalończycy przestali grać w piłkę i znowu wyglądali jak drużyna, znajdująca się już na wakacjach. W weekend przegrali 1:2 z Realem Sociedad, natomiast we wtorek zebrali oklep od znajdującego się przed meczem w strefie spadkowej Realu Valladolid. Nie można inaczej ocenić tej porażki jak klęski Blaugrany. Pucela odniosła bowiem dopiero trzecie w XXI wieku zwycięstwo nad Barceloną. Może ono być o tyle ważne, że przybliża zespół do utrzymania. Na dwie kolejki przed końcem sezonu Real wydostał się ponad kreskę, wyprzedził Getafe o trzy punkty i zmierzy się z nim w ostatniej serii gier.
Kiedyś wirtuoz gitary, dziś piłki
Wtorkowy sukces ekipy z Valladolid miał wielu bohaterów. Asystującego i strzelającego Cyle’a Larina, harującego autora drugiego z goli Gonzalo Platę czy Darwina Machisa, po którego dośrodkowaniu Real wyszedł na prowadzenie. Za ojca tego sukcesu można jednak uznać Alvaro Aguado. W pierwszej połowie nie popełnił żadnego błędu. Jego wszystkie podania, w tym cztery długie i dwa dające gole, były dokładne. Wygrał wszystkie cztery pojedynki na ziemi. Był niczym inny znany na hiszpańskiej ziemi Aguado, Dionisio.
Dionisio Aguado na przełomie XVIII i XIX wieku był wirtuozem gitary. Tworzył i kreował rzeczy, które przetrwały lata i do dziś są uznawane za arcydzieła. Podobnie można nazwać występ Alvaro, który miał wydatny wkład w każdą zdobytą bramkę przez Real. Dodatkowo stworzył kilka kolejnych szans kolegom. Sam oddał również groźny strzał z dystansu. Przede wszystkim harował jednak jak wół od pierwszej do ostatniej minuty w defensywie, nie zatrzymując się nawet przez moment.
Warte podkreślenia jest również kolejne świetne spotkanie i prawdopodobnie jedno z ostatnich w fioletowych barwach Ivana Fresnedy. Prawy obrońca wzbudza zainteresowanie wielu europejskich klubów na czele z Borussią Dortmund. We wtorkowy wieczór nie dał rozwinąć skrzydeł swojemu vis-a-vis Alejandro Balde. Znajdował się stale pod grą. Wykonał najwięcej podań w Realu i stale zagrażał Barcelonie po prawej stronie albo groźnie szarżując, albo celnie dośrodkowując. To po jego wrzutce Machis znajdował się blisko zdobycia bramki, ale piłkę zmierzającą do siatki zatrzymał głową Sergi Roberto.
Najważniejsze jest jednak dla niego i całego Realu, by w dwóch ostatnich meczach sezonu dalej punktować i zapewnić utrzymanie Puceli na kolejny sezon w LaLiga. A Barcelona dalej może grać jakby była na wakacjach. Mistrzostwa już jej nikt nie odbierze, a z innymi rozgrywkami już się pożegnała.
Real Valladolid – FC Barcelona 3:1 (2:0)
Bramki: Christensen 2′ samobójcza, Larin 22′ z karnego, Plata 73′ – Lewandowski 84′
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Jak rasizm wymierzony w Viniciusa wyłączył oświetlenie Chrystusa z Rio?
- Przebudowa Camp Nou i wyprowadzka na Stadion Olimpijski. Gdzie Barcelona spędzi sezon 23/24?
- Wymarzony dyrektor sportowy. Losy Antonio Cordona
Fot. Newspix