Brahim Díaz jest piłkarzem Realu, do którego trafił z Manchesteru City, ale do finału Ligi Mistrzów może doprowadzić AC Milan. W karierze Hiszpana łatwo się pogubić, ale dla Rossonerich jego zatrzymanie będzie jednym z głównych wyzwań w letnim oknie transferowym.
Po jedenastu latach AC Milan odzyskał mistrzostwo. Po szesnastu wrócił do półfinałów Ligi Mistrzów. Choć trudno stawiać znak równości między „wielkim Milanem” np. Carlo Ancelottiego a tym Stefano Piolego, to jedno wydaje się ewidentne – od czasu zatrudnienia byłego trenera Fiorentiny, Rossoneri są na fali wznoszącej. I to samo powiedzieć może Brahim Díaz, bez którego nie byłoby europejskich sukcesów. Decydujący o awansie gol w 1/8 finału z Tottenhamem. Spektakularna akcja i wypracowanie bramki na 1:0 w ćwierćfinale z Napoli. Dwa mecze na San Siro, dwa tytuły MVP dla zawodnika z Málagi. Czy dziś przedłuży tę serię?
Grać na fantazji
Nikt nie ma wątpliwości, że oglądamy najlepszą wersję Brahima Díaza. Piłkarz, któremu wielką karierę wróżono, gdy miał sześć lat, wreszcie dojrzał. Już nie jest zawodnikiem-kometą, który potrafił błysnąć w jednym meczu, by zgasnąć na pięć kolejnych. Od początku 2023 roku Hiszpan jest jedną z gwiazd calcio. Fabio Capello czy Arrigo Sacchi, legendarni włoscy trenerzy, którzy coś wiedzą o piłce, przyznawali, że źle ocenili 23-latka. – Pomyliłem się. Myślałem, że Brahim nie nadaje się do gry w Milanie, że brakuje mu umiejętności. Dziś to jednak inny piłkarz. Piłkarz, który na murawie robi różnicę – zachwycał się Capello.
Przed rokiem, Milan wydał aż 35 milionów euro na Charlesa De Ketelaere. Rossoneri upatrywali w Belgu nowego lidera ofensywy, ale były gracz Brugii został przyklejony do ławki przez Brahima. W 23-latka mocno wierzy trener Pioli. W jego świetnie zorganizowanym zespole Hiszpan jest jednym z nielicznych zawodników, którzy mogą cieszyć się wolnością. Díaz teoretycznie zaczyna mecze na prawej stronie, ale regularnie schodzi do środka, gdzie czuje się najlepiej, będąc jednym z przedstawicieli powolutku wymierającego gatunku „mediapuntas”, dziesiątek grających między liniami.
– Kocham kreatywność. Lubię grać na fantazji i powodować dezorientację w defensywie rywala – przyznaje sam Brahim, zawodnik wyłamujący się schematom. Hiszpan imponuje dryblingiem. Świetnie gra obiema nogami, choć – jak przyznał na łamach „Marki” – raczej nie zdecydowałby się w jednym meczu strzelać karnych najpierw prawą, a później lewą nogą. Wychowanek Málagi znacząco wzmocnił się fizycznie. Piekielnie trudno jest go przewrócić. Błyszczy w grze między liniami. W Hiszpanii, średnia pozycja graczy o podobnej charakterystyce określana jest mianem „strefy ¾ w ataku”. Z jednej strony pomaga w rozegraniu i sprawia, że jego koledzy nieustannie są pod grą. Z drugiej, potrafi zdobyć przewagę dzięki udanemu dryblingowi czy wykończyć akcję precyzyjnym strzałem. – Potrzebujemy piłkarzy, którzy wyjdą przed szereg. Łatwo jest wykonać tysiąc podań, które nic nie dadzą. Ale kiedy Brahim ma piłkę, wiesz, że zaraz coś ciekawego może się wydarzyć – przekonuje Clarence Seedorf, legenda Rossonerich.
Zwolnił agenta, powierzył karierę ojcu
Błyskotliwością Brahim imponował od dziecka, choć początkowo trudno było mu zrozumieć, że piłką musi dzielić się z kolegami. Zaczynał w klubiku UD Mortadelo, stamtąd trafił do Tiro Pichón, a później średnio raz na kilka dni do rodziców piłkarza dzwonili przedstawiciele europejskich gigantów, oferując dziecku przenosiny do ich akademii. Walkę wygrała Málaga, ale tylko na chwilę. Klub ze wszystkich sił starał się zatrzymać swoją perłę. Abdullah Ghubn, prawa ręka właściciela Abdullaha Al-Thaniego, przyjeżdżał w luksusowej limuzynie do rodzinnego domu zawodnika w biednej dzielnicy Dos Hermanas, ale w wieku czternastu lat Díaz poszedł w ślady rodaków (Héctor Bellerín, Éric García, Cesc Fábregas, Gerard Piqué…) i wyemigrował na Wyspy. Skorzystał z oferty Manchesteru City prowadzonego przez Manuela Pellegriniego, trenera-legendę, który doprowadził Málagę do historycznego ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
– To była kosmiczna zmiana. Mieliśmy problemy z aklimatyzacją. Nikt w rodzinie nie mówił po angielsku. Zamknęliśmy się w domach, bo było zimno. Ale Brahim zawsze był dumny z tego, że zdecydował się na ten transfer – podkreślał Sufiel Abdelkader, ojciec piłkarza. W 2018 roku, gdy City już z Pepem Guardiolą sięgało po Ligę Mistrzów, Brahim miał dwanaście miesięcy do końca kontraktu. The Citizens chcieli go zatrzymać. Oferowali mu dużą podwyżkę i wypożyczenie do Girony, klubu satelickiego, by mógł ogrywać się w LaLiga. Nic z tego nie wyszło. Hiszpan zwolnił agenta, którym był Pere Guardiola, brat Pepa i posiadacz 44 proc. akcji katalońskiej ekipy. Oddał swoją karierę w ręce ojca, któremu przy pomocy agencji Sports&Life udało się wynegocjować satysfakcjonujący wszystkie strony kompromis – pomocnik opuścił Anglię i za 17 milionów euro przeniósł się do Realu.
Czy była to dobra decyzja, czas pokaże. Brahim od Realu się odbił. Przez półtora roku nie wywalczył miejsca w pierwszej drużynie i mógł tylko patrzeć z zazdrością jak Phil Foden, który wraz z nim wchodził do zespołu Manchesteru City, zyskuje zaufanie Guardioli. Hiszpan swoje miejsce na ziemi odnalazł w Mediolanie. Kończy trzeci sezon w barwach Rossonerich. Na San Siro trafił jako sfrustrowany dwudziestolatek. Dziś, jest gwiazdą Serie A, liderem półfinalisty Ligi Mistrzów i piłkarzem, od którego Pioli rozpoczyna ustawianie składu. I tu pada pytanie: czy warto to porzucać?
Silne karty w ręku
Przyszłość Brahima stoi pod znakiem zapytania. Umowa dwuletniego wypożyczenia wygasa wraz z 30 czerwca. Nie zawarto w niej żadnej opcji transferu definitywnego. Jeśli mediolańczycy chcą zatrzymać pomocnika, muszą negocjować z szefami Królewskich. – Na pewno zasiądziemy do rozmów. Chcemy, by Díaz został. Zobaczymy jednak, co na to Real – powiedział Frederic Massara, dyrektor sportowy Rossonerich, którzy szykują się do złożenia oferty w granicach 25-30 milionów euro.
Królewscy chętnie zatrzymaliby Brahima, który jest ostatnim hiszpańskim piłkarzem, jakiego sprowadzili. W 2019 roku ściągali go jako utalentowanego dzieciaka. Dziś, 23-latek wracałby jako gwiazdor. A jego pozycja może być tym mocniejsza, jeżeli błyśnie w decydujących meczach w Champions League. Na razie, madrytczycy oferują mu dwuletnie przedłużenie kontraktu, aż do czerwca 2027 roku. Ale Hiszpan nie ma zamiaru wracać na Bernabéu tylko po to, by być jednym z wielu. Przyzwyczaił się do pierwszoplanowej roli. Niełatwo byłoby mu zaakceptować, że miałby być tylko zmiennikiem dla rewelacyjnego Rodrygo Goesa czy Fede Valverde, czyli – w gruncie rzeczy – wejść w buty Marco Asensio. Przyszłość wychowanka Mallorki stoi pod znakiem zapytania, bo wciąż nie przedłużył on kontraktu. Jeżeli tego nie zrobi, Brahim wróci na Bernabéu. Ale jeśli Asensio zostanie w Chamartín, szanse Milanu wzrosną.
– Na razie, skupiam się na dokończeniu sezonu. O przyszłości, pomyślę latem – w ten sposób, już od dłuższego czasu, Brahim ucina pytania związane z transferem. I nie można mu się dziwić. Wczoraj oglądał, jak dwa kluby darzone przez niego sentymentem, Real i Manchester, rywalizowały o bilet do Stambułu, ale dziś skupi się na tym, by sięgnąć po trzeci z rzędu tytuł MVP w meczu Ligi Mistrzów na San Siro i sprawić, by piękny europejski sen Milanu się nie kończył.
Czytaj więcej na Weszło:
- Miłostki i kaprysiki. O bogaczach w polskim futbolu
- Trela: Historia na naszych oczach. Mistrzowski wyczyn Papszuna
- Przewrót w Płocku? Adam Majewski kandydatem na trenera Wisły