Reklama

Aż strach przeważać, bo stracisz gola. Kto tym półfinałem zyskał więcej?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

09 maja 2023, 23:14 • 4 min czytania 53 komentarzy

Do przerwy Manchester był lepszy, ale to Real strzelił gola. A po przerwie Real był lepszy, ale to Manchester strzelił gola. Gdybyśmy musieli podyktować do telegramu i płacili za każde słowo, to mniej więcej taką relację wysłalibyśmy do redakcji ze stadionu w Madrycie. Przed rewanżem Real wie, że potrafił już rozstrzygać dwumecze ze znacznie gorszej pozycji przed drugim spotkaniem. A “The Citizens” wiedzą, że remis na Santiago Bernabeu to nie jest kapitał, na który można machnąć ręką.

Aż strach przeważać, bo stracisz gola. Kto tym półfinałem zyskał więcej?

Ścierały się różne koncepcje przed tym meczem. Te dwa główne nurty głosiły, że – z jednej strony – Real wcale nie musi wygrać tego pierwszego meczu, bo przecież i tak jest mistrzem galaktyki w remontadach, zatem na wyjeździe i tak może odrobić każdą stratę. Ale z drugiej strony opozycja głosiła: to starcie będzie fundamentalne dla madrytczyków, bo gdzie mają wypracowywać zaliczkę, jak nie właśnie u siebie.

Problem jednak polegał na tym, że te rozważania… nie miały kompletnie żadnego zdarzenia. Irracjonalna narracja o tym, kiedy i dlaczego komuś ma się bardziej chcieć wygrać jest intrygująca, ale tylko w przestrzeni teoretycznej. A na pewno nie na poziomie dyskusji o półfinale Ligi Mistrzów. Dlatego zostawiamy te wątki na bocznicy i skupiamy się na boisku.

Real Madryt – Manchester City 1:1. Kiepski występ Haalanda

A na boisku wszystko przebiegało zgodnie z tym, co mogliśmy sobie wyobrazić przed meczem. No, prawie wszystko. Ale o tym zaraz. Bo co do zgodności z przewidywaniami – mieliśmy Manchester kontrolujący piłkę, mieliśmy Real czyhający na błyskawicznie przejścia z obrony do ataku, mieliśmy koronkowe akcje po stronie gości i mieliśmy też eksplozywne skrzydła po stronie gospodarzy.

Problem ekipy Guardioli wiązał się jednak z tym, że grali za wolno. Jasne, ten mecz wyglądał trochę tak, jakby był puszczony w tempie 1,25x, ale Manchester przypominał długimi fragmentami schyłkową erę tiki-taki, gdzie rywal wcale nie jest zajeżdżany tempem rozgrywania akcji przez zespół dominujący. Niby Manchester grał od prawej do lewej i od lewej do prawej, ale nie było w tym wysokiej intensywności, która przecież jest elementem nieodłączonym męczenia psychicznie i fizycznie przeciwnika.

Reklama

Inna sprawa, że Real bardzo przytomnie wyłączył z gry Erlinga Haalanda. Norweg miał straszyć wyjściami na wolne pole, a ze strachu i z pola był tylko Haaland przypominający strach na wróble. Miał dwie okazje – raz świetnie wślizgiem interweniował Alaba, raz z ostrego kąta jego strzał obronił Courtois. I tyle. Trochę mało, jak na taką bestię.

Oczekiwania spełnił za to Vinicius. Dziś dostaliśmy jego ugrzecznioną wersję – bez tego irytującego machania rękoma i rzucania się z pretensjami do każdego rywala. Brazylijczyk skupił się na grze w piłkę i… matko, jaki on jest w to dobry. Pewnie najbardziej zapamiętamy tego genialnego gola – choć nieodłącznie wiązać będziemy ją z fantastycznym rajdem Camavingi. Vinicius przyłożył z dystansu, Ederson nie miał prawa zdążyć z interwencją. Ale Vinicius dzisiaj był biegającym zagrożeniem, upierdliwym do krycia graczem nieprzywiązanym do pozycji.

Real Madryt – Manchester City 1:1. Bramki tracili ci, którzy akurat przeważali

Ta pierwsza połowa była dziwna, bo Manchester dominował, a gola strzelił Real. Zatem dziwić nie powinno nas to, że po takiej połowie role się odwróciły – Real zaczął być groźniejszy, ale bramkę zdobyli goście. I to właściwie po bardzo zbliżonej akcji – przechwyt (choć bliżej bramki rywala), szybkie wypracowanie przestrzeni, uderzenie z dystansu de Bruyne i znów bramkarz bez szans.

Z jednej strony: tak, spodziewaliśmy się, że dominacja “The Citizens” będzie bardziej zaznaczona na boisku. I że Real będzie jednak zagrażał im tylko okazyjnie.

Ale z drugiej: Manchester wywozi z ekstremalnie trudnego terenu remis i wszystko rozstrzygnie u siebie. To naprawdę dobra pozycja przed rewanżem.

Reklama

I tak na koniec… Pep Guardiola to gość, którego osiągnięcia i wpływ na futbol trudno deprecjonować. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że potrafi solidnie zamieszać w składzie, wystawiać piłkarzy na dziwnych pozycjach, wystawiać siedmiu środkowych pomocników. Ale dziś w męczącym fizycznie starciu… nie przeprowadził żadnej zmiany. A – umówmy się – to nie jest tak, że na ławce Manchesteru siedzi Sylwester Patejuk z Robertem Demjanem.

Real Madryt – Manchester City 1:1 (1:0)

Vinicius Junior (36.) – Kevin de Bruyne (67.)

Czytaj więcej na Weszło:

foto. Newspix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
10
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Liga Mistrzów

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
10
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

53 komentarzy

Loading...