Reklama

Neapol dziś nie zaśnie. Jutro i pojutrze też nie. Scudetto dla Napoli!

redakcja

Autor:redakcja

04 maja 2023, 23:24 • 6 min czytania 28 komentarzy

Lata niepowodzeń, upokorzeń, niezrealizowanych ambicji i niespełnionych marzeń. Napoli dorobiło się reputacji klubu, który nigdy nie stawia kropki nad i. Może mu się czasem zdarzyć triumf w Pucharze Włoch, ale scudetto? Nie, to poza ich zasięgiem. To domena Juventusu bądź ekip z Mediolanu. Tymczasem w sezonie 2022/23 podopieczni Luciano Spallettiego wreszcie zaprzeczyli tego rodzaju ocenom. Napoli zremisowało dziś 1:1 z Udinese, oficjalnie pieczętując pierwszy od 33 lat tytuł mistrzów Italii. Ligowa konkurencja nie miała z ekipą z Neapolu żadnych szans – może puenta wyszła Azzurrim niezbyt efektowna, ale całą historię napisali po prostu przepiękną.

Neapol dziś nie zaśnie. Jutro i pojutrze też nie. Scudetto dla Napoli!

Neapol nie zaśnie ani dziś, ani jutro, ani pojutrze.

Euforia będzie niosła to miasto przez długie tygodnie. A bohaterowie tego sezonu – w tym Piotr Zieliński – przejdą do legendy.

canal

Lata niespełnionych snów

Naczekali się kibice Napoli na ten sukces cholernie długo. Można powiedzieć, że triumf nadszedł w najmniej spodziewanym momencie.

Reklama

Tak naprawdę ich klub w całych swych skomplikowanych dziejach rządził w Italii zaledwie przez kilka lat, w drugiej połowie lat 80. To właśnie wtedy, z Diego Armando Maradoną na kierownicy, neapolitańczycy dwukrotnie sięgnęli po mistrzostwo kraju – w 1987 i 1990 roku. Ten okres stał się dla miłośników Napoli czasem uświęconym, wręcz mitycznym. Wizerunek „Boskiego Diego” zdobi dziś niezliczone budynki, mury czy witryny sklepowe, a futbolowe pamiątki z lat 80. traktowane są niczym relikwie. Ale po latach tłustych nadeszły lata chude, nawet bardzo. Maradona opuścił Neapol w niesławie, a mocarstwowe ambicje klubu prysły jak mydlana bańka. Jeszcze w latach 90. Napoli spadło do Serie B, a na początku XXI wieku kompletnie się rozleciało. Gdy charyzmatyczny producent filmowy Aurelio De Laurentiis podjął się misji wyciągnięcia Azzurrich z bagna, w klubie nie było po prostu nic. Trzeba było zacząć od zera.

Rządy De Laurentiisa były burzliwe. Wybrukowane kontrowersyjnymi decyzjami i niekończącym się pasmem konfliktów – ze środowiskami kibicowskimi, ze współpracownikami, z trenerami, a wreszcie – z piłkarzami. 74-latek od zawsze rządził twardą ręką, w zasadzie po dyktatorsku. Niekiedy wikłając się we wręcz dziecinne spory, których z łatwością można było uniknąć. Ale, trzeba mu to oddać, przywrócił Napoli dumę.

Kilkanaście lat temu neapolitańska ekipa powróciła do ligowej czołówki, a niedługo potem zaczęła się realnie liczyć w walce o scudetto. Tylko że w tej ostatniej kwestii zawsze czegoś brakowało. Kończyło się na gorzkich rozczarowaniach, upokarzających porażkach na ostatniej prostej. Jak choćby w pamiętnym sezonie 2017/18, gdy zespół dowodzony wtedy przez Maurizio Sarriego w 34. kolejce Serie A pokonał w dramatycznych okolicznościach znienawidzony Juventus, by zaraz po tym… przerżnąć z Fiorentiną i zremisować z Torino. Azzurri zgromadzili wtedy w lidze 91 punktów, lecz nawet tak imponujący dorobek nie wystarczył do końcowego triumfu. Tytuł po raz kolejny wylądował w Turynie. Jeszcze jedno upokorzenie Południa przez Północ.

Tego rodzaju gorzkich pigułek fani Napoli przełknęli całe mnóstwo. Zakochali się w Gonzalo Higuainie, lecz argentyński napastnik nie dał im scudetto. Wywalczył je dopiero w Juventusie. Sarri, neapolitańczyk z pochodzenia, na szczycie też znalazł się dopiero po przeprowadzce do Turynu.

Triumf Neapolu, triumf Południa

To były wyjątkowo siarczyste policzki.

Reklama

We Włoszech napięcie między mieszkańcami południowej i północnej części kraju jest w zasadzie odwieczne, ale współcześnie być może najłatwiej je zaobserwować właśnie na płaszczyźnie futbolowej. Neapolitańczycy od wieków żyją bowiem w głębokim poczuciu niesprawiedliwości – czują się pogardzani, oszukani, wykorzystywani. Przegrani już na starcie. Pielęgnują w sobie przekonanie, że pojęcie „równych szans” jest w Italii fikcją. Napędza ich świadomość, że tylko całkowicie szalona pasja może zrównoważyć naturalnie przewagi bogatszej północy. – I ludzie zaczynali się uczyć, że nie trzeba się bać, że nie wygrywa ten, który ma więcej forsy, tylko ten, kto bardziej walczy, kto mocniej tego pragnie… – napisał Maradona w autobiografii „El Diego”. Trafił w sedno.

Ofensywa, nieśmiertelność, zemsta. Reguły szkoły neapolitańskiej

Przed sezonem 2022/23 wiara fanów Napoli końcowy sukces w Serie A była jednakowoż niewielka. Przez szatnię przetoczyła się rewolucja – wieloletni liderzy pożegnali się z klubem, a ich miejsce zajęli gracze nieotrzaskani na najwyższym poziomie. Prognozy? Latem minionego roku miejsce w TOP4 na koniec rozgrywek każdy kibic Napoli o chłodnej głowie (nie ma takich wielu, ale paru się jednak znajdzie) wziąłby w ciemno. Rzeczywistość przerosła jednak najśmielsze oczekiwania.

Luciano Spalletti perfekcyjnie poukładał dostarczone mu przez władze klubu elementy układanki. Chwicza Kwaracchelia momentalnie rozkochał w sobie fanów. Kim Min-jae wyrósł na lidera defensywy, a Victor Osimhen na jedną z najlepszych dziewiątek na świecie. Zagrało wszystko. Kreatywny Zieliński, niezmordowany Di Lorenzo, jedyny w swoim rodzaju Lobotka… Długo można wyliczać bohaterów Napoli w tym sezonie. Okazało się, że podopieczni Spallettiego nie potrzebują żadnego okresu przejściowego, że ten zespół wcale nie znajduje się w przebudowie, tylko jest gotowy do rywalizacji o najwyższą stawkę. Jak to się mówi: neapolitańczycy wyszli na boisko i wybrali przemoc. Nie pozostawili ligowej konkurencji żadnych, najmniejszych szans.

Kiedy 13 stycznia zmiażdżyli 5:1 Juventus, było jasne, że to jest ich rok.

Triumfuje Neapol, triumfuje Południe.

To jest ich gwiezdny czas.

atalanta-napoli-relacja-serie-a-piotr-zielinski-asysta

Remis puentą sezonu

A co można powiedzieć o dzisiejszym meczu? Cóż, obecnie Napoli jest już ledwie cieniem zespołu, który naprawdę zachwycał kilka miesięcy temu. Dzisiejsze spotkanie tylko to potwierdziło. Gracze Luciano Spallettiego sprawiają wrażenie wyprutych z sił i energii. Widać, że chcą, że wciąż buzują w nich emocje, że targa nimi frustracja, że pragnęli przypieczętować ten tytuł w efektownym stylu. Ale nogi już nie niosą. Dość powiedzieć, że w 13. minucie Udinese wyszło na prowadzenie i zapachniało kolejną koniecznością przekładania mistrzowskiej fety. Czarny scenariusz się jednak nie ziścił. Tuż po przerwie futbolówkę do siatki wcisnął Osimhen, a dziesiątki tysięcy kamieni pospadały z dziesiątek tysięcy neapolitańskich serc. Remis gwarantował bowiem gościom mistrzostwo.

O końcowej fazie starcia w ogóle nie ma sensu pisać. To w zasadzie nie była piłka nożna, tylko jakaś kompletnie bezładna kopanina, przeplatana nieustannymi faulami. Chyba gracze obu drużyn zastanawiali się już tylko, co wydarzy się na stadionie po końcowym gwizdku arbitra.

Cóż, niech przemówią obrazki. Udine:

Szaleństwo. A to dopiero początek!

UDINESE 1:1 NAPOLI

(S. Lovrić 13′ – V. Osimhen 52′)

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

28 komentarzy

Loading...