Cztery mecze, trzy zwycięstwa, dziewięć strzelonych goli. Czy spodziewaliśmy się, że Adrian Siemieniec wjedzie z bramką na ławkę Jagiellonii Białystok? Cóż, nie będziemy was czarować – nie. Ale na Jagę aż miło było znów popatrzeć. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że Warta zagrała po prostu katastrofalnie.
Jakie nasuwają wam się skojarzenia ze sposobem gry Warty Poznań? Dobra organizacja w tyłach, rzetelna gra stoperów, mrówcza praca wahadłowych i środkowych pomocników, szybkie przejścia z obrony do ataku. Nawet jeśli poznaniacy przegrywają, to na ogół rywal ma problemy z tym, by dobrać im się do skóry. Zespół Szulczka jest jak ten komar, który wpadł ci do pokoju podczas letniego wieczoru i cholernie utrudnia zrelaksowanie się przed snem.
Tymczasem dziś Warta była kompletnie… niewarciana. Goście rozłożyli czerwony dywan przez Jagiellonią aż pod własną bramkę. I tylko rozdawali prezenty. Panie Gual, chcesz pan koronę króla strzelców? Proszę bardzo, możesz pan sobie jeszcze podkręcić licznik. Panie Wdowik, chcesz pan zanotować bodaj najlepszy mecz w sezonie? Ależ zapraszamy, tutaj jest pana lewa flanka, proszę sobie wjeżdżać. Panie Nene, może kolejna bramka do kolekcji „Nene – on naprawdę potrafi uderzyć”? Zostawiamy miejsce, niech pan sobie przyceluje przy słupku.
Jagiellonia Białystok – Warta Poznań 3:1. Gual walczy o MVP sezonu
Jasne, trzeba oddać Jadze, że te akcje bramkowe były naprawdę ładne. Klepki, szybkie ataki, przemyślane akcje, zaawansowanie techniczne na wysokim poziomie. Natomiast druga strona medalu jest taka, że dawno nie widzieliśmy takiej katastrofy w defensywie po stronie Warty. Ostatni raz to chyba przy tym laniu od Wisły Płock z lipca zeszłego roku.
Kolejny kapitalny mecz zagrał Gual, który próbuje się wcisnąć jeszcze w dyskusję o MVP sezonu. Dzisiaj strzelił gola, zaliczył asystę, po jego wrzutce samobója strzelił Szymonowicz. Czternaście goli, sześć asyst w tym sezonie. Jasne, pewnie bardziej cenieni będą obrońcy Rakowa, pewnie z uwagi na lepsze miejsce w tabeli większymi faworytami są póki co Josue czy Grosicki, ale… No właśnie. Liczby przemawiają mocno na korzyść Hiszpana. Pewnie zostanie królem strzelców, jest też mocnym kandydatem do wygrania klasyfikacji kanadyjskiej. Obok takiego dorobku po prostu nie da się przejść obojętnie.
Ale wracając do meczu – Jaga szybko sprawiła, że emocje w tym meczu nam się skończyły. Pół godziny i było 3:0. Pozamiatane. I właściwie też po tych 30 minutach białostoczanie wypisali się już z walki o utrzymanie. Mają osiem punktów przewagi nad Śląskiem, który w ostatnich pięciu meczach zdobył dwa punkty. Wiele możemy sobie zakładać, mamy bogatą wyobraźnie i możemy sobie zwizualizować różne scenariusze, ale nie takie, w których Śląsk na finiszu zdobywa dziewięć punktów, a Jagiellonia żadnego. Wybaczcie, ale nie.
Jagiellonia Białystok – Warta Poznań 3:1. Fatalna kolizja stoperów Warty
Warta na drugą połowę wyszła z nieco lepszym nastawieniem, ale w sumie co mieli zrobić, gdy do przerwy było 0:3. Strzelili gola (piękna asysta Szmyta), ale też stracili Stavropoulosa. Grek zderzył się z Pleśnierowiczem i był to chyba najgorzej wyglądający dzwon głowami w tym sezonie. Obrońcy Warty dosłownie wbiegli w siebie. Pleśnierowicz zszedł wyraźnie oszołomiony, jego grecki kolega ma prawdopodobnie złamany nos i rozcięte czoło. Niewesoło.
Dużo było materiałów przed tym meczem o starej znajomości Szulczka z Siemieńcem. Że jeden świadkował drugiemu na ślubie, że przyjaźnią się od dawna. Dzisiaj Warta podarowała Jagiellonii utrzymanie, z Jaga sprezentowała Warcie pozbawienie jej problemów pod tytułem „tej, a co będzie, jak my do tych pucharów jakimś cudem wejdziemy?”.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: