W bardzo kiepskich nastrojach przystępowała ekipa Tottenhamu do dzisiejszego starcia z Manchesterem United. Zatem kiedy „Czerwone Diabły” wyszły na dwubramkowe prowadzenie, zaczęliśmy pomału stawiać na londyńczykach krzyżyk. Oni jednak postanowili sparafrazować klasyka i pokazać, że pogłoski o ich śmierci okazały się przedwczesne. Odrobili straty i wydarli oponentom z gardła punkt. Punkt, który niewiele w sumie znaczy dla układu tabeli Premier League, ale może stanowić pozytywny impuls dla Spurs na finiszu rozgrywek.
Po porażce 1:6 z Newcastle United w zasadzie każdy rezultat można traktować jako powiew optymizmu.
Tottenham – Manchester United. Błędy gospodarzy w defensywie
Pierwsza połowa dzisiejszego spotkania była… dziwna. Z jednej strony, świetnie się ją oglądało. Wysokie tempo, mnóstwo sytuacji strzeleckich, gra cios za cios. Ale mimo wszystko było widać, że ta łatwość obu zespołów w dochodzeniu do sytuacji strzeleckich wynika przede wszystkim z kiepskiej organizacji gry defensywnej po obu stronach. Rażąco wyglądało to zwłaszcza w przypadku Tottenhamu. Gracze Manchesteru United przedostawali się w pole karne „Kogutów” najprostszymi środkami, niekiedy wystarczało im do tego jedno dobre, górne podanie za plecy defensorów londyńskiej ekipy.
Co gorsza dla Spurs, przełożyło się to na gole, mimo że 35-letni Fraser Forster spisywał się między słupkami naprawdę nieźle. Wynik już w siódmej minucie gry otworzył Jadon Sancho, który wykorzystał totalną bierność obrońców Tottenhamu i z łatwością wypracował sobie pozycję do oddania strzału. Drugie trafienie tuż przed końcem pierwszej połowy zanotował natomiast Marcus Rashford. Znów – akcja prosta jak budowa cepa.
Długa piła, rajd napastnika United, gol. No prościzna.
Tottenham też miał swoje szanse, nawet całkiem dogodne, lecz szwankowało wykończenie. Irytować mógł zwłaszcza Richarlison. Niby aktywny, niby błyskotliwy, ale jednak strasznie niechlujny i nieustannie podejmujący na boisku błędne decyzje. Trzeba było strzelać, szukał dogrania. Należało dograć, silił się na kolejny drybling. Więcej było przez niego szkód niż pożytku. Tymczasem kibice Spurs dali dobitnie znać, co sądzą na temat Daniela Levy’ego, szefa londyńskiej ekipy.
HE SAW. #LEVYOUT pic.twitter.com/EfYMyqZXyn
— hotspurreport (@hotspurreports) April 27, 2023
Tottenham – Manchester United. Odrodzenie Spurs
W skrócie można powiedzieć, że wynik pierwszej połowy nieco przekłamywał obraz widowiska, ale mimo wszystko podopieczni Erika ten Haga zasługiwali na prowadzenie. Byli konkretniejsi z przodu i, mimo wszystko, nieco lepiej poukładani w tyłach. To zmieniło się jednak po przerwie. Tottenham ewidentnie zwarł bowiem szybki i na drugą odsłonę spotkania wyszedł z naprawdę bojowym nastawieniem. Przełożyło się to, po pierwsze, na znacznie lepszą postawę w grze obronnej, a także na dużo większy impet w ofensywie. „Czerwone Diabły” w zasadzie ani na moment nie były w stanie odzyskać inicjatywy. Goście nie zostali może zepchnięci do rozpaczliwej defensywy, ale ich riposty przestały robić na Tottenhamie wrażenie. Zapachniało golem kontaktowym.
No i tenże gol padł już w 56. minucie, gdy Pedro Porro wpakował futbolówkę do sieci po małym zamieszaniu w polu karnym United. A wówczas londyńczycy już naprawdę poczuli krew. Przyjezdni zareagowali wprawdzie pozytywnie, byli blisko natychmiastowej odpowiedzi na utratę bramki, ale po tym krótkim momencie dekoncentracji na boisku niemal niepodzielnie rządził już Tottenham. „Koguty” dopięły swego w 79. minucie gry – Heung-Min Son zdobył bramkę na 2:2.
Swoje trafienie Koreańczyk zadedykował Ryanowi Masonowi, tymczasowemu szkoleniowcowi Spurs. Podbiegł do niego i serdecznie go wyściskał. To ważny gest, a zresztą generalnie odrodzenie Tottenhamu po przerwie mogło robić wrażenie. Trzeba bowiem pamiętać o okolicznościach dzisiejszego spotkania. Londyńczycy dopiero co przerżnęli 1:6 z Newcastle United, atmosfera wokół klubu jest fatalna, kibice są rozjuszeni i żądają głów. Kolejna porażka bez wątpienia dolałaby oliwy do ognia. Natomiast odrobienie strat w konfrontacji z Manchesterem stanowi sygnał, że ten sezon nie jest jeszcze dla Tottenhamu całkiem stracony. Wygrać się dzisiaj rzecz jasna nie udało, ale mimo wszystko Spurs mogą czuć małą satysfakcję. Pokazali cojones. Nie dali się do reszty złamać.
Choć o awans do TOP4 i tak będzie piekielnie trudno.
TOTTENHAM HOTSPUR 2:2 MANCHESTER UNITED
(P. Porro 56′, Son 79′ – J. Sancho 7′, M. Rashford 44′)
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Selekcjoner Santos z mocnym przekazem: nie kupujcie biletów na mecz z Niemcami
- Michał Skóraś częścią nowego rozdania w Club Brugge. Co go tam czeka?
- Oskarżenia o gwałt, zdrada i szkodliwy fake news. Achraf Hakimi symbolem toksycznej męskości
- PZPN rozważa ważne zmiany dla sędziów zawodowych
fot. NewsPix.pl