Bardzo dobry na salonach europejskich, przeciętny na podwórku ligowym. Nie znajdziemy wielu piłkarzy, którzy spełniają tę dziwną zależność. Zazwyczaj jest raczej odwrotnie i wtedy możemy powiedzieć, że ktoś po prostu pęka przy większej presji, stawce rozgrywek czy widowni. W końcu inaczej gra się z Miedzią Legnica, a inaczej z Villarrealem, prawda? No, nie do końca, jeśli mówimy o Kristofferze Velde. Skrzydłowy Lecha Poznań akurat wyłamuje się z tego schematu, ale dzisiaj nie o nim, a o napastniku Fiorentiny, który z Norwegiem prawdopodobnie rozumiałby się bez słów.
Jeszcze kilka lat temu sami rąbnęlibyśmy się w głowę, gdyby przyszło nam do głowy porównywać Velde do Luki Jovicia. Tego Jovicia, którego w 2019 roku Real Madryt wykupił z Eintrachtu Frankfurt za 63 mln euro. Gościa, którego chciało pół Europy, po tym jak załadował 27 goli w sezonie 2018/2019 – w tym 10 bramek w Lidze Europy zakończonej wówczas na półfinale z Chelsea. Chyba nie musimy mówić, że w karierze Serba wiele poszło nie tak, skoro teraz osadzamy go w veldowskim uniwersum.
Luka Jović w lidze włoskiej daje za mało, zaś w pucharach walczy o tytuł króla strzelców
Spokojnie, już wyjaśniamy. Jedno ważne podobieństwo Jovicia do Velde jest dobrym punktem wyjścia, żeby przypomnieć jego sylwetkę i sprawdzić, co aktualnie u niego słychać. No więc, mówiąc wprost – raz się powodzi, raz niekoniecznie. Z naciskiem na to drugie, jeśli uznamy, że Lukę Jovicia ściągnięto do Fiorentiny za darmo głównie z myślą o dostarczaniu bramek w Serie A. Mając ich zaledwie cztery w 25 spotkaniach (1170 minut), nie da się powiedzieć o spełnionych oczekiwaniach.
Trochę inaczej ma się sprawa w przypadku europejskich pucharów. W nich Jović do tej pory daje radę, ba, nawet jest liderem klasyfikacji strzelców – strzelił sześć goli i dołożył asystę (trafienie średnio co 81 minut). Szczególnie ważny był jego zwycięski dublet z Basaksehirem w fazie grupowej i także dublet przeciwko Bradze już w play-offach.
Brzmi znajomo? Tak, to właśnie ten serbski Velde z Fiorentiny. Być może w lidze włoskiej na niewielu osobach postać Jovicia robi wrażenie, jednak on nadal coś nie coś potrafi. Ma gen do strzelania ważnych goli, nawet jeśli nie zdobywa ich tak wiele jak w przeszłości, a najlepiej udowadnia to w Lidze Konferencji. Warto tutaj zaznaczyć, że swój dorobek w dużej części opiera na strzałach głową. Licząc wszystkie rozgrywki, tak padła prawie połowa jego goli w tym sezonie (5/11, a załapała się także jedna asysta tą częścią ciała).
Jak Luka Jović strzela gole?
Zresztą, sami spójrzcie, jak Luka Jović strzela bramki. Przygotowaliśmy krótki przewodnik, który sztab Lecha Poznań zapewne w nieco innej formie pokazał swoim piłkarzom z linii obrony. A przynajmniej taką mamy nadzieję, ponieważ mimo niestabilnej formy to równie nieobliczalny napastnik co Arthur Cabral, inny snajper Fiorentiny.
Zdjęcie nr 1: najpierw gole w Lidze Konferencji. Konterka “Violi”, Jović dobrze ustawia się na wprost bramki, dostaje piłkę i ładuje właściwie na pustaka.
Zdjęcie nr 2: mocne dośrodkowanie Jović finalizuje bezbłędnie, gubiąc obrońcę i z niewygodnej pozycji posyłając piłkę na długi słupek.
Zdjęcie nr 3: płaskie dośrodkowanie w pole bramkowe, Jović idealnie w tempo wychodzi zza pleców obrońcy i wślizgiem pakuje piłkę do siatki.
Zdjęcie nr 4: pokaz czujności i dobrego refleksu, czyli gol z dobitki głową prosto pod ladę.
Zdjęcie nr 5: mocne dośrodkowanie między stoperów, Jović znajduje sobie miejsce i mocnym strzałem głową strąca piłkę na długi słupek.
Zdjęcie nr 6: piłka przechodzi obok bramkarza, ale nie zmierza w kierunku bramki – Jović nie odpuszcza i z ostrego kąta wykańcza akcję.
Zdjęcie nr 7: teraz pierwszy z czterech goli w lidze włoskiej. Jedyny, przy którym Jović zalicza kilka kontaktów z piłką (przyjęcie, kilka mylących obrotów z piłką i strzał), zanim pokonuje bramkarza.
Zdjęcie nr 8: Jović dostaje podanie głową od kolegi z zespołu i od razu składa się do udanego woleja.
Zdjęcie nr 9: Jović perfekcyjnie wkleja się w linię spalonego (klatka poniżej chwilę po), przyjęciem kierunkowym odbiera prostopadłe podanie i bez większych problemów strzela bramkę.
Zdjęcie nr 10: Kolejny pokaz świetnego wyczucia przestrzeni – Jović myli obrońcę i zdąża efektownym szczupakiem skontrować piłkę w prawą stronę bramki.
Zdjęcie nr 11: dośrodkowanie z bocznego sektora, które Jović w swoim stylu zamienia na gola strzelonego głową.
Luka Jović próbuje we Florencji odkurzyć swój potencjał
Jakie wnioski można wyciągnąć z powyższych obrazków? Po pierwsze, Luka Jović zdradza po sobie, że posiada DNA wybornego strzelca o profilu typowej “dziewiątki”. Ale to już wiemy nie od wczoraj – nie trafiliśmy przecież na gościa z przypadku, a mocno zakurzonego one-season wondera, który ma czas, żeby jeszcze coś w swojej karierze udowodnić. Po drugie, Jović zazwyczaj potrzebuje zaledwie jednego kontaktu z piłką w polu karnym, żeby wyrządzić poważne szkody. Potrafi ustawić się wystarczająco dobrze względem podania od kolegi, bramki i obrońców, mimo że czasami sprawia przy tym wrażenie ociężałego. Stopklatki tego nie pokażą, ale Serb generalnie lubi zniknąć i nie udzielać się w grze zespołu, by nagle wyjść jak spod ziemi w odpowiedniej chwili. To potwierdza jego średnia liczba kontaktów z futbolówką na 90 minut: 22 w pucharach i tylko 14 w lidze.
No, dobra, ale czym jeszcze różni się Luka Jović z Ligi Konferencji od Luki Jovicia na boiskach Serie A? Przede wszystkim skutecznością, choć nie tylko:
- zmarnowane sytuacje stuprocentowe: 3 w pucharach/7 w lidze
- średnia liczba strzałów na mecz: 3,1/1,7
- skuteczność: 24%/10%
- xG: 4,72/5,40
Jak widać, różnica jest widoczna nie tylko w zdobytych bramkach, a warto jeszcze zwrócić uwagę na sposób wykorzystywania Jovicia przez trenera Vicenzo Italiano. W lidze włoskiej Serb porusza się po różnych strefach boiska, jego obecność jest bardziej rozproszona, natomiast w Lidze Konferencji zdecydowanie częściej krąży w centralnej części. Tę różnicę przedstawiają heatmapy:
Sumując, Joviciowi daleko do najlepszego stanu używalności sprzed okresu w Realu Madryt, w którym przede wszystkim podawał bidony Karimowi Benzemie. Stracił sporo czasu, ale teraz – jak sam przyznaje w wywiadach – próbuje w jakimś stopniu go odzyskać. Nie idzie mu to najgorzej, choć balansuje na cienkiej linie. W wyścigu o miano napastnika nr 1 w Fiorentinie Serb nie prowadzi, a co najwyżej zrównuje się z Arthurem Cabralem, który ma minimalnie lepsze statystyki przy podobnej liczbie minut (13 goli i 2 asysty w 1720). A zatem Jović walczy nie tylko z samym sobą, lecz także z Brazylijczykiem, który jednak szału nie robi od momentu transferu w styczniu 2022 roku. Mimo wszystko, wyższy sufit raczej ma były piłkarz “Królewskich”, więc zapewne kwestią czasu będzie jego triumf w hierarchii strzelców. A przynajmniej na to liczy “Viola”, która ściągnęła go na dwa lata z opcją przedłużenia o kolejne dwa.
Jovicia nie można lekceważyć
Najważniejsze pytanie brzmi: czy Lech Poznań w ogóle powinien Jovicia się obawiać? Cóż, skoro będzie miał do czynienia z jego pucharową wersją, na pewno tak. Nawet jeśli 25-latek jedynie wchodzi z ławki rezerwowych – co nie jest dzisiaj wykluczone, bo robił już tak 18 razy w tym sezonie – szuka swoich złotych momentów. Zresztą, właśnie jako joker strzelał bramki decydujące o zwycięstwie choćby z Salernitaną czy Milanem. Wcześniej prowadząc żywot bogatego w miliony euro rezerwowego, doliczając przerwę na wypożyczeniu w Eintrachcie, większość wszystkich udziałów bramkowych w trzech sezonach wyrobił z ławki (8/13). Możemy się trochę pozgrywać, że to taki Velde z Florencji, jednak Miliciowi, Satce i spółce do śmiechu absolutnie nie będzie. Jeśli Jović trafi na swój dobry dzień, może być kłopot.
A jeśli zastanawialiście się, co poszło nie tak w karierze swego czasu dobrze zapowiadającego się napastnika, odsyłamy do innego tekstu na Weszło. “Luka Jović. Magnes na kłopoty i magister szans” – tam podsumowaliśmy jego nieudany rozdział w Realu Madryt.
Więcej o meczu Lecha Poznań z Fiorentiną:
Fot. Newspix