Przed nami mecz ostatniej szansy dla Legii – jeśli chce mieć jakiekolwiek nadzieje na mistrzostwo, musi ograć Raków. Remis zamyka sprawę.
Oczywiście przy wygranej też nie będzie łatwo, bo zostanie siedem punktów, nikt przy zdrowych zmysłach nie rozważa zwycięstwa gospodarzy 4:0 czy 5:0, tam i wymęczone 1:0 będzie sukcesem. No, ale remis – po ptakach. 10 oczek do odrobienia, bez szans. Nawet jakby Papszun nagle zaczął się przejmować limitem młodzieżowca, nawet gdyby na stoperze zaczął grać Wojciech Cygan, a w ataku Piotr Obidziński (choć tu akurat może z korzyścią, skoro gra Gutkovskis) – nie wierzę w cokolwiek.
Jasne, że Raków lubi się wywrócić chwilkę przed metą, tak było rok temu z Lechem, czy jeszcze w tym sezonie ze Slavią, ale wtedy mówiliśmy o nieporównywalnie innym komforcie. Mniejszym, wątłym. Tu jest czerwony dywan. Byle się nie przewrócić, nie zrolować w niego, bo jeśli tak… No to wstyd byłby już potężny.
Od Legii oczekuję, że rzuci się na Raków od pierwszych minut. Co oni mają do stracenia? Jak mówię – remis nic im nie daje. Grają u siebie, kibice chcą sukcesu, przerwania kompleksu Rakowa, który w ostatnim czasie zaczął się robić duży, bo Legia dawno z ekipą Papszuna nie wygrała. Jakieś tam pykanko, kunktatorstwo, ostrożność – nie, to nie przejdzie.
Choć oczywiście wiele się spodziewam po Runjaiciu, który już w Pogoni udowadniał, że w najważniejszych meczach potrafi się sam zakiwać. Teraz trzeba okiwać rywala, a nie samemu wsadzać kija w szprychy.
Legia ma dużo do wygrania. Raz, że podtrzymanie szans na mistrzostwo, dwa – psychologiczną przewagę przed bardzo prawdopodobnym finałem Pucharu Polski. Jak znowu dostanie w łeb, to pojedzie na Narodowy mierzyć się z Rakowem z myślą: Jezu, znowu oni… A tak – przynajmniej trochę się napompuje.
Co mnie jeszcze interesuje, a może nawet bardziej – mecz to tylko mecz, mam jeszcze osiem innych do obejrzenia – to Ben Lederman. Z tego co usłyszałem, pomocnik Rakowa wyglądał znakomicie na zgrupowaniu reprezentacji, Fernando Santos jest nim oczarowany. Gość nie dość, że jest kapitalny technicznie, ma przegląd pola, wizję, wszystko to, czego można oczekiwać od piłkarza środka, to jeszcze w głowie klocki są na swoim miejscu. To przyszłość tej reprezentacji, nadzieja, że nie będziemy płakać za Moderem, a gdy Moder już wróci na dobre, to z tria Moder-Lederman-Zieliński wyjdzie coś o wiele strawniejszego niż danie choćby mundialowe.
Ktoś powie: Kowal, skoro Lederman wyglądał tak zajebiście na treningach, to czemu nie zagrał? No niestety odpowiedzialny był wynik. Gdybyśmy z Czechami wyglądali poważnie, a przede wszystkim nie dostali w łeb w takim stylu, to Lederman wyszedłby na Albanię. A tak – mimo że grupa jest śmieszna – to Santos jednak musiał zagrać o zwycięstwo, remis czy porażka skomplikowałyby nam sprawę bardzo wyraźnie.
Nie chciał chłopaka palić, mimo wszystko ryzykować – największe talenty potrafiły nie dowieźć w reprezentacyjnym debiucie. Ale w czerwcu już zagra i jeśli wierzyć doniesieniom z treningów, będzie nową jakością naszej pomocy.
Dlatego spojrzę na niego w meczu z Legią wyjątkowo uważnie. I cóż, nie będę kłamał, trzymam kciuki, bo mam dość pokolenia Krychowiaków i Linettych na tej pozycji.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE: