Trochę już zapomnieliśmy, jak przez lata żyliśmy historią pod tytułem: czy Lukas Podolski przyjedzie do Zabrza na koniec swojej kariery? Wydawało nam się, że to nierealny scenariusz, absurdalny wręcz, że Podolski stał się zakładnikiem niepotrzebnej wypowiedzi, którą chlapnął w jakimś wywiadzie bez większego przemyślenia i z której głupio było się później wycofać. A jednak przyjechał. Nie na rundę, nie na sezon, a co najmniej na dwa. Pod dużym znakiem zapytania jest to, czy niemiecki bombardier będzie chciał spędzić w uniwersum polskiej piłki jeszcze kolejny sezon. Doszło do sytuacji, której nikt nie zakładał: sam Podolski może i pograłby jeszcze rok, ale Górnik Zabrze skutecznie mu to obrzydza.
Jedenastka kozaków 24. kolejki Ekstraklasy. Podolski piłkarzem kolejki
W wywiadzie dla WP Sportowych Faktów piłkarz odgraża się, że mógłby odejść z Zabrza nawet teraz. Oferty ma. Między innymi z MLS, gdzie wciąż otwarte jest okno transferowe. Nie to jednak jest najbardziej znamienne w tej rozmowie, a to, jak mistrz świata mówi o swojej przyszłości: – Nie wiem. W tym momencie nie ma żadnej decyzji. Powiem tak: kocham futbol, chcę grać dalej. Mam super rodzinę. Nagrałem się już dużo, zarobiłem… Chcę w tym momencie czerpać z tego radość. Nie chcę żyć w klimacie ciągłych kłótni, sporów. Nie jest mi to do niczego potrzebne.
Podolski nie chce żyć w klimacie ciągłych kłótni i sporów. Z tej wypowiedzi wyłania się obraz człowieka, który chciał zapewnić sobie wymarzony koniec kariery, zagrać w klubie swojej młodości, nie gonić za pieniędzmi czy perspektywami. I który jednocześnie trochę się rozczarował. Górnik nie jest już dla „Poldiego” sielankową opowieścią. Z jego słów emanuje przytłoczenie, rozczarowanie, a nawet niechęć.
Jeśli Podolski nie lubi klimatu kłótni i sporów, w Zabrzu już pewnie dłużej nie wytrzyma.
W Górniku zawsze są jakieś fronty i zawsze jest jakaś barykada. Najkorzystniej znaleźć się po tej stronie, gdzie akurat bliżej jest pani prezydent. Podolski ma tak mocną pozycję, że nie zmiecie go z powierzchni nawet kaprys ratusza, ale niekoniecznie dobrze musi mu się żyć z faktem, że znajduje się obecnie poza wpływami Małgorzaty Mańki-Szulik. Nie jest żadną tajemnicą, że to Podolski miał dużo do powiedzenia przy ściąganiu Bartoscha Gaula (to on się z nim kontaktował) i jednocześnie – bo obie historie są ze sobą nierozerwalnie związane – wyrażał jasny sprzeciw wobec pozostania w klubie Jana Urbana. Podolski stanął w wewnętrznym konflikcie za ówczesnym prezesem, Arkadiuszem Szymankiem, co w konsekwencji okazało się decydujące przy ścięciu głowy Urbana. Urbana, który teraz wraca do Górnika Zabrze.
Dla niego samego, ale i Podolskiego, jest to sytuacja co najmniej niezręczna.
Podolski nie ukrywa, że do końca stał za Bartoschem Gaulem, nawet we wspomnianym wywiadzie mówi: – Jestem piłkarzem Górnika, ale gdybym był neutralnym kibicem to bym pomyślał, że teraz zmiana trenera byłaby bez sensu. Drużyna funkcjonuje, stara się, zapieprza. Jeszcze raz: jeśli ktoś neutralny oglądał mecz Górnika, to myślę, że nie chciałby zmiany trenera.
Swoje zdanie wyraził jednak zwłaszcza na boisku. Z Wisłą Płock rozegrał jeden z najlepszych – a może najlepszy? – meczów na polskich boiskach. Tak perfekcyjnie wykonany rzut wolny i to w tak trudnym momencie? Istny majstersztyk. To „Poldi” wbił gola na 3:2, to on był motorem napędowym ofensywy swojego zespołu. W rundzie wiosennej mistrz świata znacząco obniżył loty. Aż do piątkowego wieczoru można było martwić się o jego formę. Snuł się po boisku bez pomysłu na siebie, schowany, sfrustrowany. W piątek odkupił wszelkie winy. Choć posady Bartoscha Gaula nie uratował, to zrobił wszystko, by niemiecki szkoleniowiec pracował dalej.
Dobrze jest znów widzieć „Poldiego” w takim gazie.
Jedenastka kozaków 24. kolejki Ekstraklasy. Wesoły futbol Kamińskiego
Powrót Kyryło Petrowa do Korony ma dwa wymiary – ludzki i sportowy. Ten ludzki to materiał na mocną życiową historię. Ukraiński piłkarz spędził większość kariery w rodzimej lidze. Chwilę po wybuchu wojny zdecydował, że musi wyjechać z ojczyzny, by chronić swoją rodzinę. Wraz z partnerką i trójką dzieci udał się do Kielc. To jedno z trzech miast poza granicami Ukrainy, dla których Petrow grał w przeszłości. Przez rok był bowiem piłkarzem Korony, poza tym reprezentował kluby z Szymkentu (Kazachstan) i Baku (Azerbejdżan).
Skoro już był na miejscu, kielecki klub zaprosił go na treningi.
Skoro już się zjawił na zajęciach, szybko okazało się, że może pomóc.
Jeszcze w pierwszej lidze był jednym z wyróżniających się piłkarzy i oazą boiskowego spokoju. I tu powoli dochodzimy do aspektu sportowego, który rozmija się z tym życiowym. Gdy Petrow zaczął regularnie grać w Ekstraklasie, szybko wyszły na jaw jego mankamenty. Zaczął na obronie. Po jednym czy drugim gorszym meczu, przesunięto go do pomocy. Ale i tam odcina mu prąd. W meczu z Pogonią uprzykrzał życie przeciwnikom (poprzez, niestety, nieprzepisowe wejścia), spowodował karnego (na jego szczęście był wcześniej spalony) i zszedł jeszcze przed przerwą wskutek urazu (może dziękować własnemu organizmowi, bo pracował na czerwoną kartkę). Aż chciałoby się napisać, że pozycja numer sześć jest w Koronie przeklęta, ale… pamiętamy Petrowa jeszcze z linii defensywnej. Nie zmienia to faktu, że Kamil Kuzera nie ma komfortu wśród defensywnych pomocników, bo Adam Deja również nie dojechał na ten sezon.
Wśród badziewiaków, poza Petrowem, kilku innych stałych bywalców – Sulek (nie mamy już żadnej wiary do tego piłkarza), Maloca (do niego wędruje podpaska kolejki – co za podwójna kompromitacja!), Jensen (zamieszany w dwa gole) i Kamiński, który ostatnio buja głową w obłokach. W starciu Górnika z Wisłą oglądaliśmy wiele pamiętnych obrazków, więc trochę bez echa przeszedł ten:
Hahaha gra leci, a bramkarz od 5 chce zaczynać😅😅 pic.twitter.com/j68ZXni6oO
— Dawcioo (@DDawcioo) March 17, 2023
H I T.
Wcześniej Kamiński omal nie stracił bramki, gdy zaczął kiwać się we własnym polu karnym. To nie pierwszy raz, gdy bramkarzowi „Nafciarzy” zdarza się podobne zachowanie. Abstrahujemy już od „interwencji” z meczu z Koroną – Kamiński ostatnio albo często kiwa, generując niepotrzebne ryzyko, albo ma problem z podaniem piłki do partnera (te próby też wiążą się czasem z ryzykiem, którego można byłoby uniknąć). To twarz, z której nie znaliśmy byłego bramkarza Jubilo Iwata.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Instrukcja obsługi toalety dla kibiców Lecha
- Efekty „interwencji” piłkarzy Miedzi: jeden z piłkarzy nie chce już przychodzić do klubu
- Stal Mielec nie szukała nowego trenera, więc ma nowego trenera
Fot. FotoPyK